17. Wpadka i integracja

180 14 0
                                    

Robert

Właściwie to nie jest pewne czy Bianca była w ciąży z chłopakiem. Było za wcześnie, by wiedzieć. Choć do tej pory z nią o tym nie porozmawiałem, myślę że to raczej była jej intuicja. Bo oczywiście, że kiedyś chciała moją małą kopię, ale nie jest szalona. Była matką, nawet jeśli to była tylko chwila, czuła to. Tyle.

Dlatego za każdym razem, kiedy leżymy razem w łóżku, nie mogę przestać głaskać jej brzucha. Pewnie, że mam trochę wyrzutów sumienia i jest mi cholernie przykro, ale z drugiej strony uśmiecham się na myśl, że tam kiedyś był mały owoc naszej miłości. Zabrakło go, to fakt. Ale nigdy nie zniknie z naszej pamięci. Zawsze będzie cząstką naszego wspólnego życia, o które w końcu ją zapytam.

- Robert.

- Hm? - nie odpowiada, więc uznaję to za ranne, ciche wołanie. Składam pocałunek na jej ramieniu.

- Robert. - całuję ją dwa razy w szyję. - Mógłbyś przestać miziać mój brzuch? - parskam śmiechem i kiwam przecząco głową. - Bo? - obracam ją przodem i wznoszę się nad nią.

- Bo... - idę niżej, podwijając jej koszulkę. Oponuje ze śmiechem. - Bo tu kiedyś będzie się rozwijał nasz mały skarb. - całuję jej podbrzusze, ona wybucha śmiechem. - Dbaj o niego. - łączę nasze wargi w porannym pocałunku. Poranne pocałunki zawsze są najlepsze. Przypominają o zeszłej nocy i gwarantują dobry dzień, co, w naszym przypadku, dają pewność powrotu.

- Będę. O ile ty będziesz mi pomagał.

- Nie ma innego wyjścia. - wzruszam ramionami, a ona znowu delikatnie się uśmiecha. 

Wizja naszego wspólnego życia nie jest może zbyt przejrzysta i bez skaz, ale fakt, że to będzie nasze życie wystarczy, by była piękna.

- Moglibyśmy zacząć się starać, hm?

- Wiesz, jak bardzo cię kocham, Robert, ale ja nie jestem jeszcze na to gotowa.

- W takim razie daj mi tylko znak. - poruszam brwiami, wywołując jej dźwięczny śmiech.

- Zapamiętam.

Ubieram bokserki, wstaję z łóżka i idę w stronę drzwi pokoju. Kiedy je otwieram pytam jeszcze:

- A jeśli będzie wpadka?

Przewraca oczami i opiera się łokciem na poduszce.

- To wtedy z jakichś powodów była przez kogoś planowana. - uśmiecha się lekko. Skinam tylko i wychodzę zrobić nam śniadanie.

Bardzo ją kocham.

***

Sześć lat wcześniej

- Nie mogę jutro, Robert. Mam randkę.

Wzdycham do słuchawki i kręcę głową.

- Znowu?

- Jakie znowu? To moja dziewczyna. Z dziewczynami chodzi się na randki.

- Ta, jasne. 

- Jesteś zazdrosny, bo ty nie masz takiej dziewczyny.

Uśmiecham się, gdy chłopaki każą mi dać Pierce'a na głośnik.

- To znaczy jakiej?

- Pięknej, cudownej, wyrozumiałej. Takiej, która nie stwarza ci sztucznych problemów, nie podcina ci skrzydeł, zawsze cię wspiera i daje ci do zrozumienia, że jesteś dla niej ważny.

Colin zagryza pięść, żeby nie zacząć się śmiać.

- Faktycznie szczęściarz z ciebie, Pierce.

(Nie)OdzyskaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz