Ręce trzęsły mu się bardziej niż kiedy szedł na rozpoczęcie roku szkolnego w liceum, przez co miał problem z poprawieniem za długich rękawów granatowej bluzy. Taehyung jeszcze spał, więc Jeon rzucał przekleństwami pod nosem, aby tylko nie obudzić blondyna, który całą noc uczył się geografii, aby napisać sprawdzian lepiej niż Jimin, co nigdy mu się nie udawało.
Pogoda za oknem dodawała mu otuchy, gdyż słońce mocno świeciło, osuszając skąpane w kroplach wody ulicę. Chyba tego potrzebował- promieni, które zachęciłyby go do udania się na zewnątrz. Po spojrzeniu na czarny zegar ścienny zorientował się, że nadszedł czas na wyjście z domu i wyruszenia w długą, przyjemną podróż samochodem. Jeon uwielbiał siedzieć za kółkiem, słuchając cichej muzyczki puszczanej w radiu, jedząc kupionego w piekarni rogalika z waniliowym nadzieniem oraz delektując się światem mijanym za oknami.
Założył kurtkę na umięśnione ramiona, po czym zabrał w dłonie blachę ciasta, które razem z Taehyungiem upiekli oraz zafoliowaną miskę pełną mięs zamarynowanych na różne sposoby. Chciał sprawiać wrażenie zorganizowanego i w pełni wiedzącego co robi, podczas gdy rzeczywistość groźnie biła go w twarz, ponieważ Jeonggukowi wiele do życiowego ładu brakowało.
Na klatce spotkał młodą sąsiadkę, która wraz z chłopakiem niedawno wprowadziła się do ich bloku. Narzekała na dużą wilgotność na piętrze, na co brunet mógł tylko potakiwać. Nie przyznałby się jej przecież, że większość jego podopiecznych musi w akurat takich warunkach żyć. Tylko Pan spod piątki, który czasem go odwiedzał w sekrecie przed żoną wiedział, że Jeongguk trzyma w mieszkaniu kilku przyjaciół z ostrymi zębami, czy też ciałem, które było w stanie łamać kręgosłupy.
Ulice były puste, przez co Jeon poczuł się jak w The walking dead, brakowało jeszcze, żeby pojawił się tam Steven Yeun, który pomógłby mu przedostać się do bezpiecznego miejsca.
Po drodze do Busan wstąpił jeszcze po śniadanie, składające się z puszki coli dla ożywienia oraz suchego rogalika, niestety z marketu. Nie mógł jednak narzekać, jadał w życiu gorsze przekąski, jak na przykład krakersy, które były tak stare, że już nawet nie były chrupiące. Koledzy jego brata zmusili go, żeby je skonsumował kiedy był jeszcze dzieciakiem. Jednego z nich nawet spotkał, kiedy odbierał przesyłkę dla firmy, dawny oprawca został kurierem w czerwonym polo i czapce z daszkiem tego samego koloru. Starszy nawet nie popatrzył mu w oczy, po tym jak Jeongguk się przedstawił, przez co brunet poczuł się jakby w radiu leciała piosenka jednego z jego niedocenionych zespołów, a na jego twarzy wykwitł uśmieszek, wyczuwalnie bardzo wredny w swej prezencji.
Chyba właśnie tamto wspomnienie popchnęło go do napisania wiadomości do cioci, powiadamiającej ją, że Jeon Jeongguk zjawi się na jej urodzinach, co więcej, zdeklarował się przyjechać wcześniej, aby pomóc kobiecie. Pomyślał o tym, że jeśli wtedy nie spotka się z rodzicami, to prawdopodobnie będzie tchórzył już do końca życia, a naprawdę chciał zobaczyć ten sam wyraz twarz jaki widział u znajomego kuriera. Zdziwienie pomieszane ze zdezorientowaniem, no bo kto by pomyślał, że "dziwak rodziny" jednak coś osiągnie, a nie skończy pod mostem.
Konfrontacji z tatą nie bał się tak bardzo, jak z mamą. Z nim dało się porozmawiać na spokojnie, wszystko wytłumaczyć, ojciec wtrącał się w jego wybory życiowe, ale szybko odpuszczał, widząc zaciętość realizacji marzeń syna. Mimo tego, definitywnie Jeongguk nie był jego ulubionym dzieckiem. Tak jak mama, po cichu traktował go jak gorszą podróbkę jego brata, o czym młodszy doskonale wiedział.
Matka za to, starała się układać jego życie według swoich niespełnionych marzeń, miała nawet pomysł zapisać go na balet, ponieważ ze względu na wczesną kontuzję nie mogła tańczyć, jednak pan Jeon wywalczył z nią, że zamiast tego Jeongguk będzie uczęszczał na treningi siatkówki. "Wywalczył", ponieważ rozmów z matką rodziny nie dało się nazwać inaczej. Nie krzyczała, nie rzucała mięsem, za to była bardzo zaborcza oraz stanowcza, jak i umiała wjechać na ambicję. Ileż razy przeniesiony medal za drugie miejsce kazała schować do szafki, aby nikt nie widział jakiego "Przegranego" wychowują Jeonowie?
Była jak wygłodniały rekin, ciągle łaknący sukcesu, nie tylko osobistego. Uważała, że "po trupach do celu" to doskonała dewiza, którą jej synowie powinni wbić sobie do głów i w jej myśl kosić wszystkich przeciwników. Nigdy nie chwaliła swoich dzieci, od najmłodszych lat wyrzucając własnoręcznie przez nich wykonane laurki do kosza na śmieci.
"Wygraj albo giń"- takie było hasło jakie szerzyła wśród swoich pracowników.
Podjeżdżając na parking, Jeongguk starał się wypatrzyć samochód swoich rodziców, a ponieważ nigdzie go nie było, odetchnął z ulgą. Zabrał wszystkie potrzebne mu rzeczy z auta, razem z błękitną koszulą, w którą miał zamiar się przebrać, po czym wszedł do dużego domu ciotki nie siląc się nawet na pukanie.
-Ciociu, już jestem!- po ściągnięciu butów, Jeon udał się do kuchni, z nadzieją, ze znajdzie tam chociażby swojego kuzyna, który na pewno wiedziałby gdzie znajduje się ta urokliwa kobieta. Nie przepadał za nim, był leniwy i tylko żerował na swojej matce, podkradając jej banknoty z portfela.
Ciasta oraz zamarynowane, zimne płaty mięsa Jeongguk włożył do zapełnionej szampanami oraz ciastami lodówki. Pomyślał wtedy o Taehyungu i o tym, że przez niego od dłuższego czasu nie miał w ustach ciała małej świnki, która wcześniej wesoło biegała po łące ze swoją mamą. Prosiątko utożsamiał ze sobą, tyle, że w jego przypadku rzeźnikiem była jego własna matka.
Na szczęście, z powodów zdrowotnych ciotka musiała unikać mięsa, więc na stołach nigdy nie było go dużo, tylko tyle, aby każdy spróbował i mógł stwierdzić, że z chęcią zjadłby więcej.
Wzrok utkwiony w butelkach pełnych musującego alkoholu, Jeongguk odwrócił dopiero gdy kątem oka zauważył postać, kierującą się wprost na niego. Od razu obleciał go strach, że to broń Boże jego starszy brat, jednak był to tylko elegancko ubrany młodzieniec, który przyszedł po wazon, który wypełniony wodą zaniósł na piętro. Jeon poszedł za nim, udając, że wcale go nie śledzi.
W sali na przyjęcia, która znajdowała się na poddaszu, jego oko uciekało jeszcze bardziej niż zazwyczaj przez ilość przedmiotów i ludzi wokół. Była dopiero dwunasta, podczas gdy uroczystość miała oficjalnie rozpocząć się po czternastej, choć nic na to nie wskazywało. W pomieszczeniu znajdowało się kilkanaście osób w różnym wieku, wszyscy ubrani byli elegancko, ale nie z przesadą. Prezenty ułożone były przy ścianie, jeden obok drugiego, w eleganckich torebkach, mimo, że w zaproszeniu wyraźnie było napisane, żeby powstrzymywać się przed darami materialnymi, a ponieważ zaproszenie Jeona było smsowe, widniała na nim tylko informacja o wydarzeniu, czasie i miejscu imprezy.
Brunet poczuł się jak kompletny idiota, stojąc jak ostatni kołek we framudze dwuskrzydłowych drzwi. Miał na sobie bluzę i czarne spodnie, w których zawsze prowadził, aż zrobiło mu się wstyd. Pobiegł więc na dół, szybko odnajdując koszulę oraz kosmetyczkę z najpotrzebniejszymi przedmiotami. Chciał jak najszybciej zmienić strój, aby ciocia nie musiała wstydzić się, że zaprosiła takiego łachmyta, który nawet nie umie dopasować kreacji do uroczystości.
Na jego szczęście, łazienka była wolna. Aby nie wzbudzać podejrzeń, nałożył na siebie koszulę w tempie błyskawicznym, zostawiając ostatni guzik rozpięty, żeby ktoś nie wziął go za zbyt poważnego. Umył zęby, krzywiąc się na okropny smak przez wcześniej wypitą colę, spryskał się okazyjnymi perfumami i przejrzał się w lustrze.
Cmoknął, widząc w nim chłopaczka, który nijak nie potrafiła sprawić, aby wyglądać na swój wiek. Nie miał się za osobę przystojną, czasem nawet marszczył brwi, patrząc na swoje odbicie. Nie malował się, nie widział w tym żadnego sensu, musiałby wtedy wstawać wcześniej i wydawać zarobione pieniądze na kosmetyki, a jego konto po kupieniu prezentu dla solenizantki zdawało się płakać i lamentować, jednak nie wyobrażał sobie przyjść z pustymi rękami.
Popatrzył na kilka kolczyków w uszach, których jego matka nienawidziła. Często mówiła mu, że wygląda jak kobieta z tymi świecidełkami w chrząstce. I mimo, że Jeongguk zastanawiał się nad ich ściągnięciem, nie zrobił tego, swojej matce na złość. Z tego samego powodu dał sobie wykonać tatuaże, których nie żałował jakoś bardzo, ale czasem przyłapywał się na tym, że chciałby, aby były mniejsze. No i może niekoniecznie tam, gdzie zdecydował się kiedyś je zrobić. Miejsce nad kością biodrową nie było zbyt męskie, mimo tego spora część kochanków chwaliła właśnie tą ozdobę na jego ciele.
Usłyszał huk w korytarzu, który wytrącił go z zamyślenia. Przytaknął do swojego odbicia, aby z dobrym nastawieniem opuścić pomieszczenie. Zobaczył w drzwiach wejściowych ciotkę, która szperała w czarnej komodzie, zawzięcie czegoś szukając. Zaszedł kobietę od tyłu i objął ją, a gdyby pamiętał jakim temperamentem władała, zapewne uniknąłby mocnego czasu z łokcia w brzuch. Aż odskoczył przez siłę ciosu. Skąd ona brała tyle siły w tych cherlawych rączkach?
-Zdaje sobie sprawę z tego, że jestem piękna, ale nie napastuj mnie tak.- Brunet zaśmiał się, a kobieta mu zawtórowała. Wplotła palce pełne pierścionków w gęste włosy chłopaka, po czym zaczesała je do tyłu.-Robią Ci się zakola, jak Twojemu ojcu.
-Dlatego mam długie włosy, żeby nie wyglądać jak on. Swoją drogą, będą?
-Nie masz się co martwić, mówili, że nie przyjadą.
-Oh, to przykre.- Rozmówczyni aż zmarszczyła brwi, na co mężczyzna uniósł dłonie w geście poddania. Chciał zobaczyć się z nimi, ale jednocześnie bardzo mu ulżyło, że nie będzie musiał udawać, że stał się żywym sukcesem.
-Już widzę jak Ci przykro, pewnie zleciłeś komuś dolanie im cyjanku do kawy, żeby już nigdy do mnie nie przyszli. Znam Cię lepiej, niż własnego syna.
Pomalowany na czerwono paznokieć został wymierzony w jego stronę, ale ponieważ ciotka uśmiechała się przy tym lekko, młodemu Jeonowi zostało tylko przytaknąć. Nigdy nie wpadł na pomysł otrucia ich, a może powinien?
Po wejściu solenizantki do sali, przyjęcie tak naprawdę się zaczęło. Pierwsza partia alkoholu została polana po kieliszkach, a papierowe talerzyki zostały zabrudzone tortem lodowym, w który ciotka kazała sobie wbić osiemnaście świeczek, co by nie musiała myśleć, że jest już po czterdziestce.
Atmosfera była przyjemna, lekka i pełna ciepła. Jeongguk poznał kilku znajomych ciotki, parę dziewczyn, z którymi naprawdę miło mu się rozmawiało, a nawet czarnego pieska, z którym ktoś przyszedł. Nie pił dużo, nie łapał się też na "Ze mną się nie napijesz?" pijanego wujka. Na każdym przyjęciu był ten jeden wiecznie pijany stryj, którego alkohol trzymał się jak słodkie ziemniaki talerza.
Koło szesnastej miała przyjechać nowa partia butelek z trunkami, włącznie ze specjalnie zamówionym dla siostrzeńca solenizantki- Carlem Rossi o nowym smaku brzoskwiniowym, dlatego gdy jakiś samochód zaparkował przed domem, brunet zszedł na dół, aby odebrać zamówienie i pomóc dostawcy w dostarczeniu go do budynku.
Zdziwił się, gdy otworzył drzwi, ponieważ stała za nimi drobna blondynka z piegami na rumianych policzkach. Pod kurtką miała polarową bluzę z logiem supermarketu, co brunet zauważył gdy dziewczyna wystawiła w jego stronę podkładkę z kartą, na której mężczyzna pozostawił podpis. Dziewczę miało śliczną buzie, która oczarowała Jeongguka swą niewinnością. Chciał jej pomóc w noszeniu pudeł z alkoholem, ale ta odmówiła, twierdząc, że przecież na tym właśnie polega jej praca. Roztaczała wokół siebie aurę bardzo podobną do tej Taehyunga, tyle, że mniej wrogą. Bo Kim sprawiał wrażenie zdystansowanego i trochę dziwnego człowieka.
Po rozpakowaniu ładunku, kobieta ukłoniła się miło, aż serce Jeona się uśmiechnęło. Była rozkoszna, biegnąc do furgonetki w czarnych trampkach, które były stanowczo za cienkie jak na zimę, tnącą powietrze na dworze. Mężczyzna przypatrywał się jej dopóki samochód dostawczy nie zniknął za rogiem, wtedy zamknął drzwi i skierował się na piętro. Na polu było bardzo zimno, a koszula z sieciówki zrobiona z lichego materiału przepuszczała chłód, przez co muskularne ciało Jeongguka przechodziły dreszcze.
W połowie schodów dzwonek znowu dał o sobie znać, co poskutkowało przewróceniem oczu i powrotem do drzwi wejściowych. Chłopak miał cichą nadzieję, że dziewczyna wróciła po jego numer, ale ostro się przeliczył, a przecież zawsze był dobry z matmy.
Uśmiech z jego twarzy zniknął po ujrzeniu pary starszych ludzi, którzy zdawali się być w takim samym szoku co dwudziestopięciolatek. Pobladł, a na jego skórze pojawiły się małe kropelki potu, których nawet nie starł. Zamurowało go, prawie jak Antygonę.
Dopiero po chwili ciszy, młody Jeon odsunął się z przejścia, a jego rodzice przekroczyli próg. Wyglądali znacznie starzej, na twarzy kobiety pojawiły się drobne zmarszczki, które starała się ukryć makijażem, a włosy mężczyzny przerzedziły się i zsiwiały.
Plan, jaki syn państwa Jeon wcześniej wysnuł spalił na panewce, nie było już sensu udawać, że jest w stu procentach rozluźniony. Nie mógł zrobić nic więcej, niż po prostu uciec na górę i schować się w sypialni, w której zazwyczaj spał, gdy przebywał w domu cioci. Zamknął się w szafie, podkulił nogi i aż zachciało mu się płakać.
W jednej chwili, z pewnego siebie faceta znów stał się tym małym, przestraszonym chłopcem, który nijak nie potrafił sobie poradzić.
A może taki naprawdę był, zamknięty w sobie i panicznie przerażony rzeczywistością?
~~trochę dłuższy niż zazwyczaj
ale biorę ślub za niedługo, więc się staram bardziej
A tak w ogóle, to chciałam przypomnieć, że skoro to jest ficzek, to niektóre rzeczy nie są prawdziwe. Staram się sprawdzać większość informacji, ale na przykład Diego Sanchez nigdy nie miał walki w Korei, a chciałam to wpleść, więc jakby co to spokojnie.
i buzi, bo to ma już trzynaście tysięcy wyświetleń
CZYTASZ
Epicrates cenchria | Vkook
FanfictionBoa tęczowy (Epicrates cenchria)- gatunek węża z rodziny dusicieli. Jego cechą charakterystyczną jest wyraźny metaliczny połysk. Dusiciel o smukłym ciele, łuski błyszczące, niewielkie. Jungkook kocha węże, a Taehyung wie, ze musi się czegoś o nic...