#5

20 1 0
                                    


Podczas gdy wszyscy już dawno wrócili do pracy, ja myślałem o Kaylii. O tym, że żyje i gdzieś jest. Czytałem kilka razy sms'y z akcji w parku i list z pogróżkami. Nic nie rozumiałem. Dlaczego ktoś tak niszczy moje życie, kiedy ja nawet go nie znam.

Wyciągnąłem się w fotelu. Chciałem zmienić temat moich myśli. W pokoju, w którym właśnie się znajdowałem przeciekał sufit. Ustawiłem górę garnków i słuchałem kapania nerwowo stukając w oparcie fotelu. Kap, kap i kap, już od godziny. Ufając meteorologom będę musiał stawiać te garnki jeszcze dwa dni. Przydałby się remont dachu.

Wziąłem do ręki tableta ze stolika i wszedłem na Internet. Od razu rzucił mi się w oczy wyróżniony artykuł z internetowej gazety Stockonu – Tragiczna zbrodnia i tajemnicze zaginięcia. Dotknąłem tytułu i poczekałem aż się załaduje. Po chwili zobaczyłem twarze kilku osób w większości kobiet oraz zdjęcia miejsca zabójstwa jednej z nich. „Tajemniczy zabójca grasuje. Czy wszystkie zaginięcia mają związek z zamordowaną kobietą znalezioną wczoraj na przedmieściach Stockton?" – zastanawiał się autor.

W sumie na razie zaginęło pięć osób, cztery kobiety i jeden mężczyzna w średnim wieku. Jedna z poszukiwanych kobiet została znaleziona wczoraj martwa w rzece. Wykluczono samobójstwo.

Doszedłem do wniosku, że poszukiwane kobiety mogły być trupami z parku. Kim jednak była tamta kobieta wyłowiona z rzeki?

Na szczęście nigdzie na portalu nie znalazłem żadnej informacji, ani zdjęcia przedstawiającego moją dziewczynę. Ulżyło mi trochę. Dalej mogłem trzymać się nadziei, że nic jej nie jest.

Zbiegłem po schodach do salonu, mijając po drodze zdezorientowanego moim pędem Mika i Diego, który opierał się o balustradę na schodach trzymając w ręku jointa.

- Nie pal tym świństwem w domu! Ile razy mam powtarzać, żebyś wyszedł na balkon! – zwróciłem mu uwagę. Zakaszlał śmiejąc się.

- Stary, wyluzuj. Deszcz pada – machnął ręką, dalej się szczerząc.

- Twój balkon jest pod dachem. Spadaj w tej chwili! – wkurzyłem się.

- Coś taki nerwowy. Nie chcesz spróbować? Może się uspokoisz i przestaniesz drzeć mordę.

- Jak w tej chwili nie opuścisz tego domu, albo nie zgasisz tej trawki to ty będziesz darł mordę błagając mnie o litość!

- Przestańcie już. MJ odpuść mu – włączył się do rozmowy Mike, który wcześniej wlepiał wzrok w smartfona. – Ty też czytałeś o tych zaginięciach? – zapytał chwilę potem, zmieniając temat. Diego z łobuzerskim uśmiechem zaczął schodzić powoli po schodach.

Jeszcze kiedyś mu za ten smród przyłożę. Niech się ma na baczności.

- Tak, czytałem. Przed chwilą. Chciałem wam o tym powiedzieć.

- Jeszcze nigdy, odkąd tu mieszkam w ciągu trzech dni nie zaginęło tyle osób – stwierdził Mike. Przytaknąłem nie wiedząc co odpowiedzieć.

- Chcesz się ze mną przejechać? – podsunąłem mu propozycję.

- Jakaś grubsza sprawa?

- Nie. Dlaczego?

- Tak tylko się zastanawiam. Tylko my we dwoje?

- Diego mnie wkurzył. Michael musi tu zostać. Serge i Brian pojechali po towar. Zresztą, tych nowych za dobrze nie znam i za bardzo im nie ufam. Więc zostałeś tylko ty.

- Po co ci zaufana osoba? – zapytał podejrzliwie.

Uśmiechnąłem się.

- Nie, ale na serio pytam.

Quick ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz