Dwie godziny przed wyjazdem byliśmy już właściwie gotowi. Wszystko było na swoim miejscu. Każdy bez wyjątku wiedział co ma robić. Znaliśmy tereny na które jechaliśmy.
Był tam jeden magazyn, a poza tym zgliszcza i wysoka trawa, gdzieniegdzie stały zardzewiałe samochody.
- Zaskoczymy ich - powiedziałem, wchodząc do salonu, gdzie siedzieli wszyscy.
Michael skupił na mnie swój wzrok.
- Pojedziemy tam teraz, zbadamy sytuację i może wtedy ich zaatakujemy.
- Chcesz ich wysadzić w powietrze? - zapytał Brian.
- Dobrze by było, ale nie można teraz o tym zadecydować.
Współpracownicy pokiwali głową, po czym wszyscy wstali i pokierowali się do podziemnego garażu.
Noc była ciepła. Spokój emanował z ulic, nikt nie jeździł o tej porze. Lynn kierował autem, podczas gdy ja starałem się udawać, że ręka kompletnie mnie nie boli. Było to oczywiście cholernie trudne. Udałem się co prawda wcześniej do lekarza, który zaszył ranę. Powiedział też, że nie powinienem ruszać ręką, ale oczywiście nie było opcji, abym posłuchał.
- Włącz to radio - rozkazałem Lynnowi.
Ten ze skoncentrowaną miną zrobił to, po czym zmienił bieg, stając na światłach.
Z głośników popłynął jakiś agresywny rock. Pogłośniłem. Lynn zaczął się śmiać.
- Z czego się tak chichrasz? - zapytałem, również śmiejąc się.
- Cisza ci aż tak przeszkadza?
- Nie. Po prostu jest fajne.
- Alice in Chains.
- Znasz się na cholernej, rockowej muzyce? - zapytałem.
- Trochę. Nie tylko na rocku. To akurat jest grunge.
- Dobre, dobre - zaśmiałem się, zaczynając beznadziejnie wymrukiwać melodię. Popatrzyłem w lusterko na Lynna, który wyglądał jakby zaraz miał nie wytrzymać
i wjechać w drzewo. Powstrzymywał jednak śmiech jak tylko umiał.
Schowałem twarz w rękach i wybełkotałem:
- Wiem, nie umiem nawet mruczeć.
Byliśmy już prawie na miejscu. Wysłałem sms'a do reszty grupy, że mamy zostawić auta w odległości czterystu metrów od głównego magazynu.
Po chwili od miejsca docelowego dzieliła nas tylko jedna ulica, Lynn skręcił, świecąc reflektorami w oczy jakiego bezdomnego, poza którym nie było tu nikogo.
Przejeżdżaliśmy koło wysokiego ogrodzenia z siatki, za którym stały jakieś ciężarówki. Przyjrzałem się im uważnie. Jedna z nich miała ściągniętą płachtę. Skrzynki. Wszystkie poustawiane równiutko jedna na drugiej. Więcej nie mogłem zobaczyć. Było za ciemno.
Spojrzałem na deskę rozdzielczą. 01:03 wskazywał zegar, kiedy właśnie wjeżdżaliśmy na tereny w okolice magazynu. Lynn wyłączył światła samochodu. Pozostali za nami zrobili to samo. Teraz powoli zbliżaliśmy się do magazynu, podskakując na wybojach. Mój oddech uwiązł w gardle, kiedy w skupieniu przeszukiwałem wzrokiem betonowy plac. Dostrzegłem kilka motocykli i sylwetkę, chyba koparki.
Po chwili wszyscy stanęliśmy w najciemniejszym miejscu na parkingu, w odległości jakiś trzydziestu metrów od siebie.
Wysłałem sms'a do reszty, aby do nas dołączyli.
Przesunąłem rękę po pistolecie wepchniętym za pasek i pokiwałem w stronę Lynna.
Wysiedliśmy razem na zewnątrz. Wziąłem broń do ręki i razem z Lynnem zaczęliśmy przesuwać się w pobliże magazynu. Nigdzie nie paliły się światła. Może byliśmy za jednak za wcześnie?
CZYTASZ
Quick Shot
ActionOpowieść o perypetiach grupy przestępczej prowadzącej swoją działalność w Stockton w stanie Kalifornia. Fantastycznie się bawiłam, pisząc to, więc uznałam, że podzielę się radością z innymi, o ile w ogóle, ktoś uzna to za spoko rozrywkę. Zawiera wul...