#20

5 1 0
                                    


Sean

Miałem koszmar. Byłem totalnie przerażony i czułem na swoim ciele gęsią skórkę.

W moim koszmarze krwawiłem na środku ulicy, krzyczałem, błagałem o pomoc. Ale nikt się nie zjawił. Sen trwał długo, nieskończenie długo. Widziałem krew, która przemoczywszy moje ubranie zaczęła wsiąkać w beton, płynąć prawie strumieniem. Szkarłat na moich rękach, rany na brzuchu, klatce, nogach. A ja nie mogłem się podnieść, bo czułem się przyduszony do jezdni, coś niewidzialnego napierało na moją klatkę piersiową i powoli mnie dusiło.

Oczy, podniosłem powieki. Było to ciężkie, bo bałem zobaczyć coś, czego bym się nie spodziewał.

Dalej ta sama sala, tylko było ciemniej. Spojrzałem na zegarek naprzeciwko mojego łóżka. Wskazywał drugą w nocy. Coś poruszyło się na sali. Obróciłem głowę w bok, ale nie nikogo tam nie zobaczyłem.

I wtedy nagle on znalazł się z drugiej strony. Uniosłem brwi i zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, założył na mnie kołdrę i zaczął mnie dusić. Mój koszmar zaczynał się od początku.

Naturalnie próbowałem się bronić, ale jakikolwiek ruch powodował ból w miejscach zranień. Prawie odepchnąłem go ręką, jednak zbyt słaby byłem. Zbyt.

Dał mi w twarz z pięści. Zacząłem łzawić, potem przerodziło się to w bezgłośny płacz. Coraz mniej powietrza docierało do moich płuc. On dalej naciskał, nie przestawał wpychać mi szmatę przez usta.

Matthew

Kayla miała zostać wypisana koło dziewiąta rano. Była już trzecia nad ranem i chciałem wrócić do domu się przespać, przynajmniej jakieś trzy godziny.

Mike powrócił do mnie ze spaceru po całym szpitalu. Stanął na środku korytarza, nie odzywał się.

Wtem coś zobaczyłem. Minęło mi to dosłownie przez ułamek sekundy, a teraz poruszało się schodami.

- Mike, do windy, szybko – powiedziałem nerwowo i szybko podniosłem się z krzesła.

Nacisnąłem guzik i po chwili już wchodziliśmy do windy. Zjechaliśmy dwa piętra w dół i szybko przemieściłem się kolejnym korytarzem, wprost do głównego wyjścia.

- Łap go, szybko – szepnąłem do Mike'a. Sam podbiegłem, bliżej, kryjąc się za autami.

Spojrzałem na lewo, gdzie właśnie jechała karetka, po czym wykorzystując hałas i zamieszanie, przyspieszyłem zachodząc naszego podejrzanego od przodu.

- Nathan! – krzyknąłem.

Młody popatrzył się na mnie i już zaczynał uciekać, ale Mike go złapał od tyłu.

Nathan zaczął bić go łokciami w brzuch, próbując się oswobodzić. Wjebałem mu prosto w twarz, po czym zacząłem kopać po nogach, sprawiając, że młody stracił równowagę, a Mike go puścił. Nathan runął na beton, gdzie zaczęliśmy go kopać. Kiedy uznaliśmy, że starczy mu tyle, postawiliśmy go do pionu. Twarz miał całą we krwi, mógł otworzyć tylko jedno oko.

- Czemu uciekałeś? – zapytałem.

Nie odpowiedział. Milczał jak kamień, ciężko dysząc.

- Mike sprawdź, czy nie ma broni – rozkazałem, a wtedy Mike zaczął przeszukiwać Nathana.

Zamierzałem wpakować go do samochodu, zawieźć do domu i trochę z nim porozmawiać.

Wtem zadzwonił mój telefon. Odebrałem. W słuchawce odezwał się kobiecy głos.

Quick ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz