Matthew
Późną nocną porąSiedziałem na strychu, prawie w egipskich ciemnościach, bo w oczy świecił mi tylko monitor. Mój laptop był już bardzo nagrzany, ale po długich poszukiwaniach, chyba znalazłem świetną inwestycję. Idealna parcela. Diego już mógł zacząć przygotowywać się do sygnowania masy papierów swoim nazwiskiem.
Oparłem się na oparciu fotela i popijając kawę, patrzyłem się na trylion pootwieranych kart w przeglądarce. Miliony ofert i w końcu znalazłem to, co szukałem.
Wstałem w krzesła i w wielkim zadowoleniu zapaliłem światło w pokoju, podszedłem do mojego sejfu. Otworzyłem go i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to, że ktoś bardzo chciał go otworzyć. Pełno zarysowań na całej metalowej powierzchni, których wcześniej nie było. Obejrzałem pliczki pieniędzy. Wszystkie na swoim miejscu. Kiedy ktoś tu grzebał? W ogóle kto tu wszedł i kiedy do cholery? Pieniądze były tu dopiero od trzech dni, odkąd wróciłem z San Francisco. Miałem dobre przeczucie, żeby lepiej ich tu nie zostawiać.
Flashback
Siedzę w areszcie. Mam kratki przed oczami. Podłoga jest niewygodna, ale wolę siedzieć na niej i opierać się o ścianę. Ściskam w ręku puszkę coli. Przynieśli mi ją, to wypiłem. Ugniatam ją kciukiem i ściskam resztą palców. Myślę, a potem zdaję sobie sprawę, że będę miał jeszcze sporo czasu, by myśleć. Już niedługo.Mam jeszcze jedną rozprawę, zanim wsadzą mnie do więzienia. Lubię mojego obrońcę, ale to raczej nie wyjdzie. Powinien zacząć się zajmować jakimiś mniej skomplikowanymi sprawami, a nie takim popieprzonym, grząskim bagnem.
Słyszę coś. Drzwi w korytarzu się otwierają, wchodzi jakiś policjant.
- Matthew Jasbon ktoś do ciebie – mówi. Nie pamięta, jak tamta osoba się nazywa. Normalnie by mi powiedział, a nie zamiast tego machał ręką.
Podnoszę się. Zostawiam puszkę w celi i daję założyć sobie kajdanki. Policjant każe mi ruszyć do przodu. Wychodzę i idę dalej holem. Inny z policjantów, ten, który stoi pod drzwiami, otwiera mi je i uśmiecha się do współpracownika idącego za mną.
Po chwili wpadam do mocno oświetlonego pokoju, gdzie krząta się sporo funkcjonariuszy. Patrzą na mnie ukradkiem, po czym zajmują się swoimi sprawami.
Policjant dogania mnie i kieruje do specjalnego pomieszczenia, nazwałbym go pokojem spotkań. Tym razem siedzi tu ktoś, kogo nie znam. Policjant staje przy drzwiach, a ja podchodzę do stolika, przy którym siedzi nieznajomy.
- Witaj przyjacielu – mężczyzna uśmiech się do mnie. Marszczę czoło w zagubieniu. Patrzę na niego sceptycznie. Odpowiada mi ukradkowym mrugnięciem.
- Przykro mi, że tak się stało. Tamten nie miał prawa tego zrobić. Rozumiem cię, ale czy to było warte? - mówi do mnie po chwili.
Jestem totalnie skołowany. Czy ten koleś jest nienormalny? Nie znam go. Jak uzyskał pozwolenie na widzenie?
- No podejdź tu. Mam kilka dodatkowych opcji, kilka szczegółów, które mogą wyciągnąć cię z twojej sytuacji. Gwarantuje, że podziała to lepiej niż twój obrońca.
Kiwam głową na jego słowa. Ma do mnie jakiś interes.
Podchodzę i siadam na krześle naprzeciwko niego. Zaczyna ze mną rozmawiać. Rozmawiamy o codziennych sprawach. Pyta mnie o ten cholerny dzień, kiedy go zabili. O wszystkie szczegóły w związku z popełnieniem morderstwa przeze mnie.
- Nie można osądzić jego mordercy, bo ten nie żyje tak?
Kiwam głową.
- Trudno, skurwiel jest trupem, ale inni nie są. Tamte dupki łażą dalej. Można by ich było wkopać.
Analizuję to, co powiedział i już wiem, o co mu chodzi.
CZYTASZ
Quick Shot
ActionOpowieść o perypetiach grupy przestępczej prowadzącej swoją działalność w Stockton w stanie Kalifornia. Fantastycznie się bawiłam, pisząc to, więc uznałam, że podzielę się radością z innymi, o ile w ogóle, ktoś uzna to za spoko rozrywkę. Zawiera wul...