Cz.2.6 SEUNGRI ODKRYWA KARTY

293 22 10
                                    

Na szczęście nie musiałam dłużej tłumaczyć się liderowi, bo Dae sprytnie zasymulował atak morskiej choroby. 

Po chwili znaleźliśmy się w zasięgu sieci komórkowych i telefony chłopaków oszalały. Dzwonili i pisali do nich liczni menagerowie, współpracownicy, znajomi i rodzina. Musieli wyjaśniać wszystkim naraz i każdemu z osobna, że są bezpieczni i nadal mają WAKACJE,  nie życzą sobie zwracania dupy. 

O dziwo, w tym oświadczeniu byli wyjątkowo zgodni.

* * *

Do Gwangsan-Ri dotarliśmy już po południu. 

Wyłączyłam autopilota i odebrałam stery Seungriemu, aby wpłynąć do mariny, gdzie mieliśmy zatankować paliwo i słodką wodę. 

Nie przyznałabym się im za nic w świecie, że to mój pierwszy raz, kiedy sama wprowadzam statek do portu, bo zawsze robił to mój ojciec. Ale na szczęście zostałam naprowadzona na właściwe współrzędne przez radio z kapitanatu, więc pod dystrybutorami ustawiliśmy się prawie idealnie. Zatankowaliśmy najpierw paliwo i wodę, po czym wpłynęliśmy do małej zatoki, gdzie mieliśmy zostać na noc. 

Wszyscy okazali się bardzo pomocni przy przygotowywaniu cum i odbijaczy, ale kiedy cumowaliśmy do nadbrzeża, pracowaliśmy już z Seungrim sami na pokładzie. Reszta siedziała w mesie, żeby nie rzucać się ludziom w oczy ze swoimi sławnymi gębami. 

Myślałam, że się tam nudzą i należycie opiekują chorym Daesungiem, ale gdy statek uderzył burtą w keję, z mesy dobiegł nas brzęk tłuczonego szkła i przekleństwa „załogi":

- O ja pierdolę, wszystkie poszły!

- Ale tu bajzel, sprzątajcie to teraz!

- Czemu je kurwa postawiłeś na stole? Akurat w takim momencie?

Zapach alkoholu upewnił mnie, że właśnie straciliśmy ostatnie zapasy rumu. Mi to nie robiło różnicy, ale oni rozpaczali, jak gdyby co najmniej jeden z nich stracił życie. 

Kiedy zajrzałam do środka, smród walił jak z gorzelni na Kubie.

- I dobrze wam tak, moczymordy jedne. Jesteśmy w porcie, trzeba pozałatwiać sprawy, nie mogliście się doczekać do wieczora?

Trzy pary mętnych oczu spojrzały na mnie jak na intruza. Jiyong chyba był napruty najmocniej, nawet nie podnosił głowy znad sofy, na której się rozwalał i szarpał z Tabim o ostatniego papierosa. 

Youngbae klęczał i spijał resztki z potłuczonych butelek. Zabrałam mu szkło, wciągnęłam na kanapę, odkleiłam jego łapska ze swoich pośladków i zawołałam Seungriego, żeby pomógł mi posprzątać. 

Pozbieraliśmy szkło i umyliśmy podłogę, ale intensywnego zapachu alkoholu nie dało się tak od razu wywietrzyć. Można się było upić samymi oparami.

 Potem poszłam do toalety się trochę ogarnąć przed zejściem na ląd, a oni w tym czasie usiedli przy stole, zawołali z kajuty Daesunga i wspólnie tworzyli listę zakupów. Moja lista została już zrealizowana: paliwo i woda po korek. Im zleciłam zastanowienie się, co jeszcze jest potrzebne. 

Kiedy po wyjściu zobaczyłam efekt ich pijackiej "burzy mózgów" omal nie umarłam ze śmiechu:

- Seunghyun, skąd ja ci wezmę francuskie wina w tej miejscówce? I po co ci 10 kartonów papierosów? Zamierzasz zimować na jachcie?

- To dla mnie i Ji. Od wczoraj dzielimy się jedną paczką. Mamy już dosyć oszczędzania, musimy sobie odbić... I mam już dosyć picia tego rumowego bełta...

BigBang - WAKACJE! /cz 1 i 2/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz