>czy jeśli wam powiem, że do końca tego ff jest jeszcze naprawdę długa droga, to się obrazicie? XD skończyłam ten rozdział i zdałam sobie sprawę, że te rozdziały albo będą piekielnie długie i będą wychodzić rzadko, albo będą króciutkie często i będzie ich od usrania xD Enjoy!! <
-Skalpel. Nożyce. Huff, jeszcze troszkę. Marc, mógłbyś otrzeć mi czoło?
-Oczywiście, już.
-Dziękuję. Ile to trwa?
-Dokładnie 8 godzin, bez odłączenia kapsuły, pani Ziegler.
-Ile trwało odłączenie kapsuły?
-Niecałą godzinę, Angelo.
-W porządku. Nitka i igła.
Angela nie opuściła chłopaka ani na moment. Pierwszy raz, pracowała z pełną, zorganizowaną ekipą pielęgniarzy i chirurgów. Mimo to, to oczywiście ona była tym głównym. Od lat trzymała się swojej zasady; zawsze to ona doprowadza operację do końca, jeśli ją zaczęła. Nawet ogarnięta potężnym zmęczeniem, nie oddawała pacjenta w ręce Any, bez względu na zaufanie, jakim ją darzyła.
-Zapisz godzinę końca zabiegu, Henry. 4:57, datę masz. Zabierzcie to do utylizacji, jeszcze tylko go zabandażuje i przygotuje jakieś antydepresanty.
-Jak długo mamy go trzymać pod narkozą?
-Długo. Sama się tym zajmę. Jest moim pacjentem, chcę trzymać nad nim pieczę samodzielnie.
-Doktor Ziegler, przypominam iż czeka na panią wiele akt i kart do wypełnienia. Po to ma Pani do dyspozycji cały zespół, by pomógł w opiece nad rannymi.
-Powiedziałam już, co myślę na ten temat, i nikt nie będzie tego kwestionować. Obejmuję 100% kontroli nad Jessim McCree. Bez dyskusji.
Była oziębła i zdenerwowana. Zbyt mocno przejmował ją los rannego, nieprzytomnego przestępcy. I zbyt mocno przejęła się brakiem zainteresowania ze strony jego ukochanych ojców. Co najbardziej ją irytowało, był fakt, iż Jesse nic o tym wszystkim nie wie.
Po operacji, Angela siedziała w fotelu, w pokoju pooperacyjnym. Czytała książkę i co jakiś czas zerkała na pompę. Poziom propofolu stopniowo zmniejszał się. Jednak nie za szybko, nagły spadek jest bardzo niebezpieczny, gdyż podobnie jak z morfiną (choć jeszcze mocniej), organizm uzależnia się od niego.
-Angela.
Gabriel zapukał delikatnie do drzwi i wszedł do środka. Łagodny wzrok doktor, oderwanej od książki, natychmiast zmienił się na „bez kija nie podchodź".
-Słucham? -odparła kokieteryjnie, odkładając książkę na stolik i zakładając nogę na nogę. Oczekiwała na odpowiedź dość długo. Dowódca wpatrywał się rozwartymi oczami w swojego syna; nie był już okrążony tak wieloma narzędziami, utrzymującymi go przy życiu. Respirator, pompa, kroplówka, kardiomonitor. Cieszył się, że nie było wśród nich żadnej kapsuły. Ręka Jessa, choć skrócona o połowę, była wolna. I zanim zaczął rozmawiać z Ziegler, podszedł do niego, przytulając mocno.
Dopiero po chwili, usiadł przy kobiecie, składając ręce.
-Wezmę winę na siebie.
-Winę?
-Powiedziałaś, że umywasz ręce. Nie pójdę śladem Jacka, powiedzmy, że to ja podjąłem decyzję o amputacji. Nie chcę, żeby młody cię znienawidził, nie zasłużyłaś na to.
CZYTASZ
{Overwatch} Jesse McCree
FanfictionPewnego dnia, dowódca szturmowy Jack Morrison i jego bliski przyjaciel Gabriel Reyes, będąc na służbie, natknęli się na jakąś niewyjaśnioną bójkę w barze, w Ameryce. Na fragmencie Autostrady 66, która od wielu lat, wciąż była remontowana, mimo, że m...