Rozdział 17 "Sześć nabojów"

514 69 77
                                    

Nie ma się co rozwodzić,

jednak nie dobijemy do 20 rozdziału, demm 
zapraszam





Nie miałem nic złego, mówiąc, że taka wigilia już nigdy później nie miała miejsca. Z jednej strony, nie miałem, z drugiej... w przeciągu jednego roku wydarzyło się zbyt wiele, co nasze serca ledwo udźwignęły. Bo śmierć wciąż kroczy wśród nas...

Nawet nie wiem, od czego zacząć. Uh, byłem pewien, że spędzimy sylwestra wszyscy razem, na zabawie i tańcach, bez tosk i zmartwień. Jednak przeliczyłem się. Jack został w gabinecie. Gabriel został w gabinecie wraz z nim. I zamiast muzyki, zza tamtych drzwi, dobiegały jedynie wrzaski.

Pytacie się pewnie, dlaczego nie mówię o powodach ich kłótni? Po prostu nigdy mi o tym nie mówili. A jak tłumaczyła Ana, mogli pożreć się o wszystko.

Nie pogodzili się po tamtej kłótni. Raz, wieczorem gdy prawie wszyscy już spali, zauważyłem jak Gabriel, ściskając w pięści poduszkę, idzie gdzieś. Więc nie sypiali wspólnie. Informując się wzajemnie o różnych sprawach, zachowywali kamienne twarze i spojrzenia utkwione w podłogę. Mój pogląd na ich idealne małżeństwo, legła w gruzach.

Nawet dla mnie nie byli tacy jak zawsze. No fakt faktem, byłem już dość wyrośniętym dzieckiem, ale wciąż... ich dzieckiem.

„Są zawaleni obowiązkami i stresem, Jesse, to pewnie dlatego ta cała szopka." mówiła ciocia, gładząc mnie zwykle po włosach. Wierzyłem jej w te obowiązki i stres, gdy raz, oglądając z Fareehą telewizję, nie natrafiłem na program informacyjny i usłyszałem tylko

„Ludzie przestali ufać organizacji obronnej Overwatch, która przez wiele lat, utrzymywała pokój. Są posądzeni o nieprawość, niekontrolowane misje i wiele podobnych wykroczeń.".

I zobaczyłem Jacka, stojącego wśród drącego się tłumu, wymachującego dziwnymi banerami. Próbował ich uspokoić, a było blisko, żeby go zamordowali. Tam, na miejscu.

Wtedy zorientowałem się, że coś zaczyna się dziać, i nie jest dobrze.

Pierwszy nabój.

Na początku nowego roku, usłyszeliśmy o wypadku lotniczym nowych Slipstreamów. Mieliśmy przyjąć kadetów z umiejętnością obsługi myśliwców, które mogą teleportować się w czasie. Straszne dziwactwo, nigdy mnie ten pomysł nie przekonał. A wypadek tylko to potwierdził.

Młoda dziewczyna utknęła w pętli czasowej. Byli pewni, że jest martwa, jednak parę dni później, była widziana jako widmo. Coś, co nie trzymało się swojego ciała fizycznego, bo go nie miała. Była bardzo słaba i nie umiała się utrzymać nawet w formie takiego widma właśnie.

Uważnie przyglądaliśmy się całej sprawie, w końcu kadetka miała do nas dołączyć.

Nagle, jakby spod ziemi wyrósł naukowiec Winston. Naukowiec... małpa. Gigantyczny goryl. Tak, naprawdę. Goryl. Zwierzę.

Wymyślił akcelerator czasowy. Gdy dziewczyna znów się pojawiła, Winston zatrzymał ją w specjalnej kapsule, gdzie czekało na nią to dziwne urządzenie. Miała je cały czas na klatce piersiowej i... wyglądała normalnie. Przyjęliśmy ją do siebie, Jack mówił, że skoro nasze myśliwce spowodowały tyle zamętu i taki uszczerbek na jej zdrowiu, to jesteśmy jej coś winni.

Winstona również przyjęliśmy, mówił, że musi być obecny przy rehabilitacji dziewczyny.

Młoda ćwiczyła pod okiem naszych naukowców i medyków. Dopracowywali akcelerator i z każdym dniem, młoda radziła sobie lepiej i lepiej. Nie będę rozwijał się w tym temacie, nie ma o czym mówić. Z kadetów, zrobili się z nich nasi członkowie, w dniu inauguracji strzeliliśmy sobie super fotkę, upamiętniającą jeden z kończących się dni świetności Overwatch. Wszyscy byli o tym doskonale przekonani. Wystarczyło spojrzeć na dwie, ważniejsze osoby, dowodzące nami. Odwrócone do siebie plecami.

{Overwatch} Jesse McCreeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz