bardzo długi rozdział, huśtawki emocji! xDD
no wyszło długo :^)
****************************************
-Tatoooo... błagam, nie! Czemu Athena nie może skontrolować mojego zdrowia?!
-Przykro mi Jesse. Potraktuj to jako karę, za złamanie mojego zakazu.
-A-Ale przecież zrobiłem coś dobrego! Genji jest spokojny, może porozumiewać się z nami normalnie!
-Oczywiście, ale musisz się nauczyć, że jestem nie tylko twoim ojcem, ale i szefem. Wiem, ja też nie chcę cię tam posyłać ale wierz mi na słowo. Stać mnie na gorsze kary. -rozmawiałem z Gabrielem, w drodze do gabinetu pani aniołek.
-Wolałbym sprzątać kible, niż siedzieć sam na sam z tą jędzą. -warknąłem pod nosem, stając przed wejściem. Reyes podparł się jedną dłonią o biodra. Drugą ścisnął w pięść i zapukał. Odsunąłem się, stając trochę na równi, trochę za nim. Mercy otworzyła.
-Tak, sir? -stanęła niemal na baczność, uśmiechając się miło. Za chwilę zobaczyła mnie, i jej uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił.
-Moja kochana, kiedy przywieźliśmy Jessa, zapomniałem o podstawowych badaniach.
-Jak rozumiem, mam dzisiaj to... zrobić?
-Tak. Mogę zostawić u ciebie Jessa, z pewnością, że się nie pozabijacie?
-Tak jest, sir. -mówiła, jak maszyna. Ojciec spojrzał na mnie.
-Słyszysz Jesse? Jesteś chroniony. Idź, będę czekał na ciebie u siebie. Do później dzieci!
-Ta... cześć. -pożegnałem go cicho i spojrzałem na doktor. Angela wpatrywała się we mnie pusto, i równie groźnie.
-Zapraszam. -skinęła głową, idąc przed siebie. Podążyłem za nią, a drzwi same się zamknęły.
Mercy w skupieniu zapisywała mój stan zdrowia i im dłużej to trwało, tym mniej się jej bałem.
-Jedzie od ciebie dymem. Palisz?
-Palę.
-Żebyś wiedział, jakie to niezdrowe. To cię zabija od środka, kretynie.
-W takim razie wierzę, że mnie wyleczysz, doktorku. -rozluźniłem się, puszczając do niej oczko. Angela sięgnęła do szuflady i wyciągnęła na blat swój mały blaster.
-Jeszcze jedno słowo. I złamię nakaz Gabriela. -powiedziała ze stoickim spokojem, nie odrywając wzroku od papierów. Natychmiast wyczułem grozę i wróciłem się do porządku. Wreszcie zamknęła moje akta, składając papiery. Wcisnęła je do szuflady, gdzie pewnie znajdowała się reszta teczek.
-Jestem ci wdzięczna za jedną rzecz.
-Oh?
-Dzięki tobie i twojej lekkomyślności, mogę łatwiej porozumieć się z Genjim. To ułatwia sprawę, ponieważ widzisz, z jego warknięć ciężko było wyczytać, co mu dolega. Jak z niemowlakiem.
-Uh... okej.
-Co nie zmienia faktu, że jesteś przestępcą. I swojego zdania wobec ciebie nie zmienię. Żeby to było jasne. Dziękuję, to wszystko. Wyjdź. -mówiła oschle. Podniosłem się z krzesła, ukłoniłem, ściągając kapelusz i wyszedłem najszybciej jak mogłem. Odetchnąłem głęboko. Odbyłem karę tak jak trzeba było. Chyba!
CZYTASZ
{Overwatch} Jesse McCree
Fiksi PenggemarPewnego dnia, dowódca szturmowy Jack Morrison i jego bliski przyjaciel Gabriel Reyes, będąc na służbie, natknęli się na jakąś niewyjaśnioną bójkę w barze, w Ameryce. Na fragmencie Autostrady 66, która od wielu lat, wciąż była remontowana, mimo, że m...