Rozdział 5.

56 14 16
                                    

– Zapodaj jakiegoś ekstra drinka, Greg!

Pub „U Grega" mieścił się w małym i wąskim pomieszczeniu, ale popularność miał tak dużą, że w środku panował okropny ścisk. Nim Nikol dopchała się do baru, odniosła wrażenie, jakby odbyła ekstremalną wycieczkę po górach. Poza tym czuła na sobie wypociny tych wszystkich kilkunastu wyginających się na parkiecie osób, przez których ciała musiała się przeciskać.
Greg zarzucił na umięśnione ramię, ozdobione tatuażem przedstawiającym wyjącego wilka, szmatkę, którą właśnie przecierał ladę i zaczął mieszać dla nowej klientki alkohole. Był on wysokim, bo mierzącym ponad dwa metry, mężczyzną o bardzo jasnej karnacji. Tak naprawdę chorował na bielactwo, o czym mogła świadczyć choćby wielka biała plama na jego łysinie. W świetle dziennym nie wyglądał zbyt korzystnie, za to wielokolorowe lampy dyskotekowe wydobywały z jego postury niezwykle intrygującą osobowość. Greg przesunął w kierunku Nikol pełną szklankę.

– O matko, czyli w końcu dorwałeś jakiegoś smerfa? – zapytała, patrząc podejrzliwie na intensywnie niebieski płyn. Barman wyszczerzył wszystkie swoje potężne zęby w szerokim uśmiechu.
– Jednego prawie dorwałem, ale skubaniec tak szybko zapierniczał do swojej wioski, że nawet moje cztery łapy na nic mi nie pomogły – zażartował. – Pij, daje całkiem niezłego kopa.
Nikol wzięła do ust niewielką ilość drinka i przełknęła. Palenie w przełyku sprawiło, że oczy zalśniły jej od łez.
– Wpakowałaś się w coś, złotko?
– Marnujesz się tutaj, Grześku, słowo daję. Byłbyś najlepszym psychologiem w całej Warszawie.
– Dobra, nie schlebiaj mi, tylko mów, o co chodzi. Zawsze wpadasz do mnie, kiedy masz sprawę, a nie tylko po to, by się upić.

Odczekała, aż przyjaciel obsłuży nowego klienta, a potem zaczerpnęła dusznego powietrza (bo tylko takie unosiło się w pubie) i zaczęła mówić:
– Szukam przedstawiciela pewnej rasy. Wiem tylko, że te istoty są silniejsze i szybsze nawet od wampirów, w dodatku wyglądają jak zwykli ludzie i chyba nie są zmiennokształtni.
– Chodzi ci o Bezimiennych?
Wiedziała, że jeśli ktokolwiek miałby jej w tej sprawie pomóc, to tylko i wyłącznie Greg. On wiedział prawie wszystko o tym drugim, magicznym świecie. Jego pub był najpopularniejszym miejscem rozrywki dla fantastycznych istot, a zwykli mieszkańcy miasta odwiedzali go bardzo rzadko. Pewnie instynktownie wyczuwali zagrożenie. Jeśli  jakiś pijany człowiek wchodził do środka, to raczej żywy już stąd nie wychodził.

Nikol spojrzała na Grega z podziwem. Nie zdążyła się jednak nacieszyć daną jej nadzieją, bo barman dodał:
– Ale tutaj u mnie żadnego nie spotkasz.
– Dlaczego?
Najwyraźniej usłyszał w jej głosie żal, bo uśmiechnął się przepraszająco.
– Wiesz, jak złośliwie mówią na nich przedstawiciele innych ras?
Uniosła brwi, zdziwiona tym pytaniem, ale posłusznie odpowiedziała, kręcąc przecząco głową.
– Kukułczy pomiot. A wiesz, czemu? – Już nie czekał na jej reakcję, tylko od razu ciągnął. – Bo dorosłe osobniki podrzucają innym swoje nowo narodzone pociechy. Nie potrafią sami ich obronić przed swoimi wrogami, dlatego wymyślili, że ukryte u zwyczajnych ludzi, albo rzadziej u innych magicznych ras, mają większe szanse na to, aby bezpieczne urosnąć. Stąd większość Bezimiennych nie wie, kto jest ich rodzicami, kto i dlaczego chce ich zabić. Dostrzegają swoją inność, ale nie wiedzą, co mogą z nią zrobić. Nie znają tego... – tutaj wskazał gestem swój pub – ... miejsca. Wiedzą tylko, że świat magii istnieje, bo go podświadomie czują, ale nie mają pojęcia, jak go odnaleźć. Ich życie to ciągła ucieczka przed wrogiem.

– Kto jest ich wrogiem?
– Zimnokrwiści – powiedział ponuro. – Wierz mi, nie chciałabyś żadnego z nich poznać. To odrażające stworzenia. Odrzucają nie tyle wyglądem, co zachowaniem. Wyczuwają strach swoich ofiar i to sprawia im przyjemność.
Nikol wyburczała pod nosem jakieś nieprzyjemne słowa i przechyliła szklankę, by dopić swojego smerfnego drinka. Greg nie spuszczał z niej uważnych oczu.

– Nie zadarłaś chyba z Zimnokrwistym?
– Nie... Jeszcze.
Odstawiła szklankę i wsunęła rękę do torebki w poszukiwaniu portfela.
– Z Bezimiennym – dokończyła.
– Nie rozumiem tylko, dlaczego pozwalasz mu sobą manipulować. Myślę, że z siostrami jakoś byś go przestraszyła.

Przypomniała sobie rozmowę, jaką odbyła ze swoimi dwiema starszymi siostrami po odejściu Aleksandra. Kira rozzłoszczona i uważająca się za autorytet posyłała jej oczami pioruny. Rudowłosa Oksana udając obrażoną odwróciła się na pięcie od Nikol. Obie miały do niej pretensje, że ich nie zawołała, gdy okazało się, kto jest silniejszy. Wiedziała, że trzy na jednego powinny go poturbować wystarczająco, by odechciało mu się kolejnych odwiedzin. Swoje dziwne, niewolnicze zachowanie tłumaczyła sobie tym, że czuła się potwornie winna. W końcu to za dokonane przez nią morderstwo, młodzieniec był ścigany przez policję. Teraz w dodatku dowiedziała się, że musi uciekać nie tylko przed wymiarem sprawiedliwości, ale i przed okrutnymi przedstawicielami pewnej rasy. „Tak, aleś ty głupia, Niko. Czy aby na pewno o to tylko chodzi? Sumienie się w tobie nagle obudziło? Przecież mordowałaś już tyle razy!". Z tymi czarnymi myślami, które zgromadziły się nad jej głową niczym chmury gradowe, zeszła z taboretu i postawiła przed Gregiem na blacie wyliczone pieniądze.

– Dzięki, stary. Za wszystko.
– Nie ma sprawy – powiedział, pochylając nad ladą swoje ogromne cielsko, by położyć jej na ramieniu dużą i ciężką dłoń. – I pamiętaj, że ja i moja sfora zawsze jesteśmy chętni do tego, by ci pomóc.

Pożegnała się ciepło z Gregiem i ruszyła do wyjścia. Pogrążona w rozmyślaniu nad informacjami wyjawionymi jej przez przyjaciela, nie zwróciła uwagi na mężczyznę, którego potrąciła. Ten odwrócił się po to, by na nią spojrzeć. Zawiesił lodowate i groźne spojrzenie na jej oddalających się plecach. Kiedy przed momentem przeszła obok niego, poczuł na jej ciele słabą woń Bezimiennego. Szerokie nozdrza poruszały się wciąż, dopóki piękna kobieta nie zniknęła za drzwiami. Wówczas dopiero wyciszył się w nim instynkt drapieżcy i mógł pójść dalej. Nim dotarł do zatłoczonego baru, całkowicie zapomniał o tym intrygującym spotkaniu. Jak się później okazało – wymazał je z pamięci, ale nie na długo.



Rozdział miał pojawić się już dwa dni wcześniej, bo napisałam go na telefonie pod wpływem weny. Tyle że... jednym nieuważnym ruchem go skasowałam (zdolna ja!) -.- Ten, który tutaj macie, jest próbą odzyskania z ludzkiej pamięci tego, co się wcześniej napisało. Skutek marny – czuję, że pierwsza wersja była o niebo lepsza, ale co zrobić... :P Mam nadzieję, że mimo wszystko ta się podoba :D I jeszcze jedna informacja dla tych, którzy interpretują ten tekst – nie, Niko nie jest wilkołakiem! :3 Buziaki!

BezimiennyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz