Rozdział 4.

62 15 7
                                    

Nigdy nie sądził, że kobieta może być taka silna. Przygwoździła go do łóżka swoim uroczym, zgrabnym ciałem, aż wypuścił z płuc całe powietrze i jęknął zaskoczony. Była zwinna jak kociak, ale również groźna oraz gwałtowna jak wygłodzony pies. W jej oczach, które zwęziły się do rozmiarów szparek widział wrogość i ... chwileczkę – czyżby chęć zabawy?

– Robiłeś to już, chłopczyku? – zapytała rozbawiona, sięgając jednocześnie jedną dłonią do rozporka jego spodni. Wykorzystał moment, kiedy nie przyciskała go już do materaca obiema rękami. Wykonał gwałtowny ruch, po którym to ona znalazła się pod nim i mógł ją unieruchomić przyciskając całym sobą. Warknęła.
– Nieźle, przyznaję.
Jego oblicze rozpogodziło się, aż jej serce wykonało fikołka. To nieznane dotąd uczucie, a także świadomość, że ktoś inny niż ona dyktuje teraz warunki, sprawiły, że mocno się zdenerwowała. Próbowała zrzucić z siebie nieznajomego, wiercąc się pod nim do momentu, kiedy ostatecznie się zmęczyła i zaczęła ciężko dyszeć. Była całkowicie bezradna i przez to okropnie sfrustrowana.
– Kim ty, do diabła, jesteś?!
W jego oczach pojawił się nagły błysk.
– Miałem właśnie nadzieję, że ty mi to powiesz.



***

Pół godziny wcześniej...

Salon masażu „Ereb", który odkrył Aleksander wraz z Elizą podczas pobytu w kawiarence internetowej, mieścił się w przeciwległej dzielnicy do tej, w której znajdowało się zamieszkiwane przez niego pole namiotowe. Nie pojechał tam jednak autobusem, ponieważ bał się, że zostanie rozpoznany przez jakiegoś wścibskiego pasażera. Przezornie wybrał więc spacer ciemnymi ulicami. Fala przechodniów nie zwracała na niego większej uwagi i wydawało mu się, że stał się dzięki temu bardziej anonimowy. Od wczoraj szukała go stołeczna policja. Służby z całej Polski zostały postawione w stan gotowości, a jego wygląd opisały szczegółowo wszystkie media informacyjne w kraju. Z żalem musiał schować na dnie szafy swój ulubiony płaszcz, który miał założony na rozpowszechnianym ujęciu z hostelowej kamery.

Trochę zdyszany stanął wreszcie pod drzwiami, nad którymi wisiał drewniany szyld z napisem „Salon masażu Ereb" ozdobiony jakimiś złotymi zawijasami. Przestąpił próg i od razu zalało go przyciemnione światło. Pod jego butami przeraźliwie zaskrzypiało linoleum. Młoda recepcjonistka skinęła na gościa głową. Popatrzył na jej twarz, pokrytą grubą warstwą makijażu. Gdy się do niej zbliżył, podała mu cienki katalog.
– Proszę z tego sobie wybrać rodzaj masażu. Oferujemy praktycznie każdy – od klasycznego po tajski. Po dokonaniu wyboru proszę także o opisanie dziewczyny, która ma wykonać masaż.
Ostatni wyraz wymówiła jakby prowokująco, a może tak mu się tylko zdawało. Rzucił okiem na pierwszą kartkę i wymamrotał nieprzekonany „masaż klasyczny". Kiedy składał zamówienie, z cichym zgrzytem uchyliło się kilkoro drzwi, umieszczonych wzdłuż długiego korytarzyka. Przez szpary wyjrzały głowy zaciekawionych masażystek. Zaniepokoiło go wrażenie, że każda wygląda do siebie łudząco podobnie. Wszystkie miały tak samo podłużne twarze, wyłupiaste oczy oraz zniszczone utlenianiem jasne włosy. Recepcjonistka zniecierpliwiona postukała długimi paznokciami w blat i zamknęła pulchne wargi na różowym balonie wykonanym z gumy, który właśnie pękł pod ich naciskiem. Aleksander szybko oprzytomniał. Zdał sobie sprawę, że kobieta spytała go jeszcze o to, jaką chce dziewczynę.
– Młodą Polkę. Chciałbym, żeby miała włosy w kolorze mlecznej czekolady, była wysoka i miała długie nogi – przywołał obraz nieznajomej z hostelu, która zaskakująco dobrze wryła mu się w pamięć.
Recepcjonistka zajrzała do komputera i wzruszyła ramionami. Już otworzyła usta, żeby powiedzieć, że nie mają takiej wśród personelu i z zamiarem zaproponowania innej kandydatki, gdy niespodziewanie odezwała się jakaś kobieta.
– Temu panu chyba chodzi o mnie.

Aleksander uniósł gwałtownie głowę, aby odnaleźć źródło kojarzonego przez niego głosu. Dopiero teraz dostrzegł, że na końcu korytarza znajdowały się wąskie schody, na których szczycie stały trzy kobiety. Były piękne i wysokie; posłały mu szerokie, pełne satysfakcji uśmiechy. Jedna z nich miała czarne, mocno kręcone włosy. Ta burza loków spływała na dobrze zbudowane, choć wciąż kobiece ramiona i krągłe piersi, wyraźnie zarysowane pod czarną, obcisłą, skórzaną sukienką. Druga z nich była bardziej pulchna. Ruda tafla, związana w koński ogon, spływała na jej plecy i kończyła się dopiero w okolicy talii. Trzecia, która wyłoniła się z mroku za nimi, okazała się tą poszukiwaną przez Aleksandra. Wyglądała na najmłodszą, ale przewyższała je pod względem urody. Odsunęła towarzyszki na bok i z gracją zeszła po stopniach. Zatrzymała się dopiero przed klientem.

– Prawda?
– Tak – wciąż wpatrzony w nią odezwał się cicho. Nie mógł ukryć, że czuł się oczarowany jej wyglądem. Miała na sobie tę samą czerwoną mini sukienkę co tamtego wieczoru, która więcej odkrywała, niż zasłaniała. Rysy jej twarzy były niezwykle delikatne, a niebieskie oczy duże i otoczone gęstym wachlarzem rzęs.
– Zajmę się tym panem, Andżeliko – zwróciła się do wyraźnie zaskoczonej obrotem spraw recepcjonistki. Poprowadziła Aleksandra przez korytarz na schody. Mijając dwie pozostałe kobiety, mężczyzna usłyszał cichy, nieprzyjemny chichot, po którym przebiegł przez jego plecy nieprzyjemny dreszcz. Na piętrze były tylko trzy pomieszczenia sypialniane. Nieznajoma otworzyła przed nim jedne z drzwi. Wszedł do jaskini lwa, czując na plecach jego przeszywający wzrok...


***

Teraz...


Puścił ją dopiero wtedy, gdy przyrzekła, że nie zrobi niczego głupiego. Siedziała po drugiej stronie łóżka rozcierając obolałe nadgarstki i łypiąc na niego podejrzliwie spode łba. Pokój, do którego go zaprowadziła, miał nieduży metraż. Po środku stało szerokie łóżko, a pod ścianą pojedyncza szafa na ubrania i małe biurko z krzesłem. Jej sypialnia niczym szczególnym się nie wyróżniała.

– Czego ode mnie chcesz?
Kobieta wreszcie zdecydowała się do niego odezwać. Czuł, że spod wściekłości, którą epatowała, przebijała także ciekawość.
– Zabiłaś Felczera.
– No i? Co ty masz do tego?
– Miał się ze mną spotkać, by wyjawić coś ważnego.
Zainteresowana nastawiła uszu.
– Tylko on wiedział, kim jestem – wyrzucił zirytowany.

Zastanowiła się przez chwilę i nagle zrozumiała.
– Skoro pokrzyżowałam ci plany, to teraz ja mam dowiedzieć się, kim, a raczej czym, jesteś?!
Uśmiechnął się do niej krzywo, gratulując inteligencji. Nastroszyła się, ale nie pozwolił jej na komentarz.

– Po pierwsze, przez ciebie ścigają mnie policjanci z całej Polski, bo myślą, że to ja go zabiłem! Po drugie – to zdanie powiedział już znacznie łagodniej – jesteś jedyną obcą osobą, mającą powiązania z magicznym światem, jaką dotąd poznałem.
Wyprostowała się i zamyśliła. W duchu ucieszył się, że w końcu zdecydowała się z nim współpracować.
– Nie wiem, czym jesteś – rzekła powoli. – Masz siłę i szybkość, jakiej u nikogo innego jeszcze nie widziałam. Nawet wampiry tak nie potrafią! Może nawet jesteś nieśmiertelnym... Przykro mi, ale nie mam pojęcia, jak ci pomóc.
– Nie rozumiesz. – Cofnęła się pod wpływem spojrzenia, którym ją obdarzył, i lodowatej temperatury jego głosu. – Nie proszę cię o pomoc. Ja ci rozkazuję. Inaczej zamienię twoje życie w piekło. Myślę, że zdajesz sobie sprawę, że ze mną nie wygrasz.

Kobieta zmarszczyła nos i z jej krtani wyszedł gardłowy, ostrzegawczy dźwięk. Dostrzegł, jak błyskawicznie urosły i wyostrzyły się paznokcie u jej rąk. Zanim jednak zdążyła zaatakować, znalazła się znów pod masywnym cielskiem Aleksandra, klnąc głośno i siarczyście, na czym tylko świat stoi.
– Dobra, już dobra! Popytam, okej?! Złaź ze mnie!



Zmieniłam zdanie, jeszcze Wam nie zdradzę, kim jest ta kobieta :D
Do następnego!

BezimiennyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz