Rozdział 24

21 3 3
                                    

 Młody mężczyzna wszedł do mieszkania od razu zamykając za sobą drzwi. Ściągnąwszy z siebie buty i kurtkę, udał się do kuchni za pięknym zapachem smażonego mięsa. Usiadł na czarnym krześle kierując wzrok w kierunku kuchenki. Stał przy nim jego młodszy brat i obracał kurczaka z warzywami. W piekarniku piekły się ziemniaki z ziołami. Zapach był tak cudowny, że unosił się w dużej części mieszkania. Cały przepełniony aromatem różnorodnych przypraw.

-Cześć Marcel - powiedział nalewając sobie wodę do szklanki.

- Cześć - odpowiedział mieszając potrawę- Gdzie byłeś?

- Na cmentarzu - wypił łyk.

- U dziadków? - zapytał ciekawy.

- Nie, u przyjaciela. Zgadnij kogo spotkałem?

- Nie mam zielonego pojęcia.

- Twoją przyjaciółkę, Teresę- rzucił jakby nigdy nic.

- Co?! - brunet wypuścił drewnianą łyżkę z rąk.

- No Tessi. Przyjaźnicie się, prawda?

- No tak, ale... - odwrócił się i popatrzył na starszego brata- Przyjaźniłeś się z Alanem?

- Yhym - przytaknął sprawdzając coś na telefonie, który po chwili odłożył go na stół.

- Wiesz kto go zabił? - zaczął wypytywać - Z jakiej broni? Jak wyglądała ta osoba? - ciągnął zaskoczony, a zarazem zaciekawiony - Po co to zrobił? Czy z własnej woli czy z czyjegoś zlecenia? Czy naprawdę... - mężczyzna się wtrącił.

- Nie,nie, nie, nie i nie. Wiem, że zerwałeś z Karą i możesz czuć się okropnie, ale naprawdę, nic nie wiem. Gdybym miał jakiekolwiek informacje to byś wiedział ode mnie lub Tes oraz od razu zgłosiłbym je policji.

Zrezygnowany Marcel wyłączył gaz spod patelni oraz piekarnik.

- Nevermind... - westchnął.

- Nie kłam - upomniał go.

- Przepraszam - zaczął nakładać jedzenie na dwa okrągłe, białe talerze.

Dodał jeszcze masło na ziemniaki i położył obiad na stół obok wcześniej przygotowanych sztućców.

-Widać, że jest ci ciężko - przyznał.

Chłopak nic nie odpowiedział. Zjadł tylko kęs mięsa.

- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć i zawsze pomogę? Udajesz silnego, a tak naprawdę nie wytrzymujesz tego wszystkiego - kontynuował głosem pełnym troski.

- Yhym- mruknął.

- Marcel, martwię się o ciebie, a ty o Tessę. Jeśli jestem tylko w stanie cokolwiek poradzić...-przerwał na chwilę - Wystarczy tylko słowo, a coś wymyślę.

- Wiem...dziękuję - wcześniej wbił wzrok w talerz, a teraz popatrzył na brata.

- Dla rodziców coś zostawiliśmy? - zmienił temat by rozluźnić sytuację.

- Nie, pojechali na zakupy do Selgrosa. Zjedzą na mieście - odparł beznamiętnie.

- Okay. Bardzo dobre ci wyszło braciszku - uśmiechnął się.

~*~

Tessa siedziała przy biurku kończąc zadanie z matematyki. Nie miała już z nią problemów, ponieważ jej mama poprosiła koleżankę z pracy o pomoc. Tessie bardzo to pomogło. Kobieta z chęcią udzielała korepetycji, nie chcąc za nie ani grosza. Diana nalegała, ale w końcu uległa. Podobnie było z biologią. Tylko, że, w tym przypadku, pojawiły się tematy łatwiejsze do zapamiętania. Nawet chore nazwy okazały się mniej upośledzone.

Czarne złotoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz