Rozdział 15

33 3 0
                                    

Coraz częściej Monika pytała, się czy Tessa nie ma ochoty gdzieś iść, a to do jakiegoś sklepu, a to na łyżwy, a to na kręgle lub innego typu atrakcje. Zazwyczaj kończyło się to odmową i ekipa wybierała się gdzieś po prostu niekompletna. Dziewczyna nie chciała przeszkadzać im w dobrej zabawie. Ostatnio nie miała w ogóle apetytu, w nocy nie mogła spać, a za dnia leżała bezczynnie godzinami. Nie miała na nic ochoty, nawet na rozmowy z najbliższymi. W szkole siedziała cicho, jedynie zdarzało jej się na coś przytaknąć lub krótko odpowiedzieć. Rozmyślała nad Alanem, ,, Idiotycznym Trio'' i sensem tego wszystkiego. Przede wszystkim nad sensem życia. Po co w ogóle istnieje i czy ma jakiś cel.

Brunetkę zaczęło coraz bardziej wkurzać to, że nie chce się nigdzie z nimi wybrać. W końcu nie wytrzymała i po lekcjach podeszła do Teresy. Miała to być normalna pogawędka...

- Tes? – spytała łagodnie. Na korytarzu nie było nikogo oprócz nich.- Czemu nie chcesz spędzać czasu z naszą paczką ?

- Po prostu nie mam zamiaru psuć wam wypadów. Wolę byście sami szli i dobrze się bawili- wytłumaczyła.

- Ale przecież niczego nie niszczysz. Wręcz przeciwnie, z tobą jest jeszcze fajniej – naciskała.

- Uwierz ,że nie. Teraz nie jest na to najlepszy czas- odparła zimno, a zarazem szczerze.

- Niby czemu?! – traciła cierpliwość.- Co?!

Brązowooka nic nie odpowiedziała.

- Możesz mi łaskawie powiedzieć czemu?! –krzyknęła.- Nie lubisz już nas?! A może się boisz?!

- Monia... - zaczęła.

- Jesteś tchórzem! – blondynce napłynęły łzy do oczu.- Przebrzydłym tchórzem! Tak naprawdę nic by się nie stało, ale nie... Ty wolisz gnić w domu i ... i ...

- Błagam. Przestań. To nie jest prawda- zaszlochała.

- Nie?! Podaj mi jeden powód czemu mam Ci wierzyć- zażądała.

- Ja... ja... - łzy poleciały jej po policzku.

- No właśnie- powiedziała triumfalnie.

Nagle z sali wyszli Marcel z Czesławem. Okazało się ,że słyszeli całą tą rozmowę.

- Monika! Możesz mi powiedzieć co ty- zaklął siarczyście brunet - robisz!?!

- Tyle masz do powiedzenia?! – nie zwracając na słowa przyjaciela jeszcze raz warknęła.

Teresa nie mogła już tego znieść. Popatrzyła się tylko na rozzłoszczoną twarz Moniki i pobiegła przed siebie i przy okazji niechcący ją szturchnęła. Po kilku minutach usiadła na jednej z ławek. Płakała tak mocno, że nie mogła przestać. Włosy zaczęły jej się sklejać od słonej wody. Jedynie co czuła to żal, rozpacz oraz ogromną pustkę. Poczuła, że ktoś z prawej i lewej strony oplótł ją ramieniem. Podniosła wzrok i zobaczyła kolegów.

- Tes... wybacz za nią. Czasami nie ma co zrobić z energią i niepotrzebnie się złości- próbował pocieszyć ją chłopak Karoliny.

- Ale... ja już tak nie mogę żyć – ledwo wydusiła z siebie.

- Jeśli potrzebujesz pomocy to mów- odparł blondyn.

- Czesiu... tak tylko pogorszysz sytuacje... - zganił go.

- Nie radzę sobie .Tracę kontrolę nad tym dziwnym światem. Kompletnie się pogubiłam, bo tyle rzeczy się skomplikowało. Nie da się tego uporządkować, a co gorsza wytłumaczyć- powiedziała cicho.

-Jeśli chcesz możemy nad tym w parę osób usiąść i się zastanowić- zaproponował.

- A gdyby tak... - pomyślała na głos.

- Nawet o tym nie myśl!! Przyrzeknij, że nigdy tego nie zrobisz. Proszę- zabrał głos Czesiu.

- Przyrzekam.

Jednak ta idea nie dawała się zapomnieć. Cały czas dawała o sobie znać. Wystarczyło wyciągnąć z szafki nóż, przy robieniu posiłku, popatrzeć na czerwone światło, a nawet zaparzyć czarną herbatę.

~*~

Po powrocie ze szkoły Teresa poprosiła mamę o zwolnienie, by nie iść przez najbliższe dwa dni do szkoły. Musiała choćby z najmniejszym stopniu odpocząć. Jej psychika już nie dawała rady.

Swój mózg porównała do lasu, ale nie zielonego i przyjemnego jaki znamy z bajek dla dzieci, tylko ciemnego i strasznego. Nie panowało w nim jak kiedyś słońce i szczęście ,a najmniejsze smutki przeganiał ciepły wiatr. Teraz była tam czarna noc z ogromnym, tajemniczym księżycem nadziei. Każde drzewo kołysało się od zimnego powietrza. Liście i igły traciły swoje pozytywne barwy i spadając na ściółkę odchodziły w zapomnienie. Za to każde złe słowo i czyn jaki dostała od losu unosiły się w postaci gęstej, mrocznej mgły. Obelgi zamieniły się w wycie wilka, więc wataha się powiększała z dnia na dzień. Wrony podpowiadały szalone, sadystyczne pomysły, a kruki tylko nalegały, by ich posłuchać. Nietoperze latały jak oszalałe. Pająki plotły sieci z problemów. Lampion z którym szła Tessa dawno się stłukł. Wywołał on tylko pożar wśród dobrych wspomnień. Musiała się zdać na intuicję. Pod stopami słyszała szelest. Nie wiedziała dokąd idzie i co ją czeka. Raz zobaczyła wyłaniającą się z jeziora syrenę o szkarłatnych włosach. Gdy tylko ją zauważyła, pokazała długie szpony i zaczęła wydawać dziwne, mrożące krew w żyłach dźwięki. Z trudem uciekła. Niestety pozostawiła po sobie ślad w postaci ran, które nie chciały się zagoić. Potem dowiedziała się ,że to nie kto inny jak Depresja. Bała się, że za rogiem spotka Śmierć siedzącą na tronie z ludzkich kości. Młoda kobieta o hebanowych oczach wypełnionych nieskończoną otchłanią tylko czekała aż zaszczyci ją swoją obecnością. Usta miała wykrzywione w szyderczy uśmiech. Ubrana w balową, koronkową suknię chciała wręczyć Teresie czerwoną różę, jedyny jasny kwiat w ciemnym bukiecie. Ofiarując to Tessi zostałaby z nią na zawsze. Tak jak Kore skusił Hades, tak ona poradziłaby sobie z blondynką.  

Czarne złotoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz