Zasypiając, miała przeczucie, że ta noc nie będzie spokojna. Od kiedy opuściła Samotną Górę, każdej nocy nawiedzały ją koszmary. Przerażające wspomnienia minionych krzywd. Ogień trawiący wszystko na swojej drodze. Ludzie oraz krasnoludy, uwięzieni w kamiennych salach, czekający na śmierć. Krzyki, lament i płacz. Dym palący płuca, powoli duszący tych, którzy nie zdołali uciec. To było jak klątwa, z każdym dniem coraz bardziej okrutna. Oczywiście wiele razy próbowała się ich pozbyć. Wywary ziołowe działały... lecz w większych ilościach osłabiały jej umysł oraz ciało. Nie mogła pozwolić sobie na taką słabość. Nie, kiedy podróżowała sama po dzikich krainach. Ale teraz nie była sama. Od kiedy stała się częścią kompanii, ta niewielka buteleczka z zielonym płynem zaczęła ją kusić. Nieświadomie ważyła ryzyko. Tak upragniony przez nią spokojny sen, za chwilę słabości... Nie, nie mogła, nie teraz. Koszmar przyszedł szybciej, niż myślała. Spośród ciemności zaczynały powoli wyłaniać się obrazy.
Stała pośrodku wielkiej, wykutej w skale sali. Czuła zimno, bijące od kamiennej posadzki. Słyszała gwar krasnoludów i ludzi, otaczających ją z każdej strony. Poczuła, jak czyjeś ręce mocno owijają się wokół jej tali. Spojrzała w dół. Stała obok niej niska, jasnowłosa krasnoludka. Ubrana w szarą, prostą sukienkę, przewiązaną czystym fartuchem. Była taka realna... czuła jej ciepło, jej zapach.
- Elena! Ile to już? Trzy lata? – ten głos... skąd ona go znała? Potok myśli wzburzonych niczym górska rzeka nagle ją uderzył.
- Erna... – powiedziała to ledwie słyszalnym głosem. Objęła mocno kobietę, jakby od tego zależało jej życie.
- A kogo się spodziewałaś? Elena? Wszystko w porządku? Zbladłaś... - krasnoludka uwolniła ją z uścisku.
- Co? Nie, nie, wszystko w porządku. No to opowiadaj, jak ci się tu pracuje?
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Jeśli jesteś zmęczona po podróży, to możemy spotkać się jutro.
- Mówiłam, że czuję się dobrze. Ale zastanawiam się, jak ty sobie radzisz. Wprawdzie Erebor... musisz mieć ręce pełne roboty, jak mniemam?
- Wiesz praca jak praca... przynieś, zanieś, pozamiataj. Nie narzekam. Jeśli popracuję tu dłużej, to zostanę na stałe przydzielona do królewskiej kuchni.
- Czyli w końcu spełnisz marzenia... cieszę się, że ci się udało.
- Dziękuję. Ale skoro skończyłyśmy rozmawiać o mnie to teraz czas na ciebie. No powiedz, przejechałaś Śródziemie wzdłuż i wszerz. Na pewno miałaś wiele przygód.
- Nie przesadzaj... aż taka ze mnie włóczęga nie jest. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki świat jest wspaniały.
- Oczywiście. A ja się dziwię, dlaczego nazywają cię sokołem.
- Erna zrozum, nie dla mnie jest życie w jednym miejscu.
- Mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz kogoś, kogo pokochasz. Kogoś, kto zmusi cię do założenia gniazda. Nie, żebym coś sugerowała, ale najlepiej kogoś z tej okolicy.
- Żebyś mogła co chwilę wpadać i sprawdzać co robię?
- To przede wszystkim. – zaśmiały się, tka po prostu, jak dzieci. – Mam nadzieję, że kiedyś weźmiesz mnie na jedną ze swoich przygód.
- Tak, ale tylko... - przerwał jej krzyk. To, co się potem stało, można z czystym sumieniem nazwać piekłem. Ludzie, krasnoludy, młodzi, starcy i dzieci. Wszyscy ginący w płomieniach, duszący się dymem. Elena pociągnęła Ernę w stronę korytarza prowadzącego do głównej bramy. Jednak drogę ucieczki zagrodziła im ściana ognia. W ostatnim Momocie schowały się za kolumną. Piekielnie wysoka temperatura paliła ich skórę. Dym odbierał im dech w piersiach. Kolumna, ich jedyne schronienie, zaczęła się kruszyć. Odskoczyły, obie w przeciwne strony. Erna wyszła na główny korytarz. Elena mogła tylko bezradnie stać i patrzeć, jak jej przyjaciółka ginie w płomieniach smoczego ognia, na zawsze.
CZYTASZ
Deatari... dziedzice
FanfictionDla wielu byłam wcieleniem mitu, uosobieniem zapomnianej legendy i baśni. Dla rodziców byłam wszystkim, skarbem, dla którego poświęcili życie. Jednak dla siebie byłam nikim. Widmem krążącym po świecie, pragnącym dowiedzieć się kim jest. Tułałam się...