There shadows lay by night and day

545 30 11
                                    


Pomieszczenie, w którym się obudziła, w całości zostało wykute w litej skale. Kraty z ciemnego żelaza odgradzały ją od wąskiego korytarza, a co za tym idzie od wolności. Lochy elfiego pałacu w Mrocznej Puszczy były ogromne. Ciągnące się pod powierzchnią ziemi liczne cele i korytarze zawsze przepełniał chłód i nieprzyjemny zapach wilgoci.

Aby uzyskać, choć odrobinę ciepła, owinęła się mocniej w płaszcz. Materiał był dalej wilgotny, a co za tym idzie sztywny i zimny. Nagła fala senności przez chwilę pozwoliła jej zapomnieć o doskwierającym zimnie.

Wszystko, co widziała, działo się tak, jakby jej tam nie było. Najpierw ujrzała Bilba, który otwierał wszystkie cele. Następnie to jak cała kompania ucieka w beczkach po winie. Sen lub co bardziej prawdopodobne wizja, zaczęła się zmieniać w koszmar. Widok płonącego miasta zapierał dech w piersiach. Ryk smoka wpadającego do jeziora niósł się echem w głowie. Tysiące ginących w wielkiej bitwie, obraz śmierci i rozpaczy wrył się w jej pamięć. Jednak to, co przeraziło ją najbardziej, pokazało się na końcu. Martwe ciała Kiliego, Filiego i Thorina. Blade i zakrwawione...

Natychmiast się obudziła. Nie wiedziała, czy było to kwestia zimna, czy też samej wizji. Przestała się nad tym zastanawiać w momencie, kiedy coś ciepłego otoczyło ją z każdej strony. Odruchowo rozejrzała się tylko po to, aby zobaczyć Thorina, siedzącego obok niej.

-Drżysz. - jego głos był niższy niezwykle, bardziej zachrypnięty. Dopiero wtedy zauważyła, że przykrył ją swoim płaszczem.

-Nic mi nie jest. - chciała oddać mu futro, ale ją powstrzymał.

-Potrzebujesz tego bardziej.

-Ale..

-Cii.. - położył dłoń na jej policzku. Był zimny.

Thorin był zmartwiony. Przez pewien czas przyglądał się śpiącej Elenie. Kobieta niekontrolowanie drżała. Znamiona pozostawione przez rytuał poczerniały, co dało mu jasny znak, że ma niewiele czasu. Kiedy jej usta zaczęły sinieć, postanowił owinąć ją swoim płaszczem. W przeciwieństwie do niej, zimno nie doskwierało mu aż tak.

-Thorin?

-Dobrze się czujesz?

Przysunął się bliżej niej. Była jeszcze zimniejsza niż chwilę wcześniej. Niewiele myśląc, posadził ją sobie na kolanach i przyciągnął do siebie. Zasnęła lub zemdlała, tego nie mógł stwierdzić. Zesztywniał, kiedy usłyszał dźwięk zbliżających się kroków. Były zbyt ciche i delikatne, aby należały do któregoś ze strażników. Kiedy kroki ucichły, mimowolnie podniósł głowę. Spodziewał się każdego, oprócz platynowłosej elfki.

-Czego chcesz?

-Przyniosłam koce, Elena długo nie wytrzyma w tych warunkach. - mówiąc to, przecisnęła przez kraty miękką tkaninę.

-Dlaczego to robisz?

-Bo wiem, co chce przez to osiągnąć mój ojciec. Nie odpowiadam za to, co zrobił, ale chcę wam pomóc.

-Jeśli chcesz pomóc, to nas stąd wypuść.

-Nie mogę teraz. Kiedy reszta podczas święta się upije, przyjdę do was, z tym, czego będziecie potrzebować. Do tego czasu musicie wytrzymać.

- Wiesz dlaczego...?

- Elena jest w takim stanie? Wiem tylko tyle, że Amruni są w stanie tkać tchnienie w tylko jeden z czterech żywiołów. Elena tka ogień, więc jej tchnienie jest jak ogień, gorące, dzikie i nieokiełznane. Jednak przez to zimno jej ogień gaśnie. Kiedy dostatecznie się wychłodzi ona..

- Nie waż się tego mówić. Ona nie umrze, nie pozwolę..

- To nie zależy od ciebie Thorinie. Utrzymaj jej ciepło jak najdłużej.

Kiedy elfka zniknęła, owinął Elenę w przyniesiony koc. Materiał był cienki, ale suchy i ciepły. Przymknął oczy, zastanawiając się, jak znalazł się w tej sytuacji.

Każdy, kto miał wątpliwą przyjemność podróżować przez Mroczną Puszczę, nigdy tak do końca nie wiedział, na co się pisze. W dawnych czasach, kiedy puszczę nazywano jeszcze Zielonym Lasem, ludzie dość często przemierzali szlaki handlowe, pilnowane przez leśne elfy. Jednak świat się zmienił tak jak sam las. Powoli z dnia na dzień zaczęła go trawić choroba. Wiecznie niegdyś zielone drzewa zaczęły usychać i z czasem umierać, Teraz przeprawa lub chociaż zbliżenie się do granic puszczy było aktem niezwykłej odwagi, lub jeszcze większej głupoty.

Kompania przekonała się o tym dość szybko. Kiedy tylko Gandalf opuścił ich, zostawiając na samym początku ścieżki, zdali sobie sprawę z tego, że od tej chwili ich życie zależy od przykrytego zgniłymi liśćmi traktu.

Przodem szła Elena. Kiedy kilka miesięcy wcześniej Gandalf zaproponował jej wyprawę, nie wiedziała, w jakie bagno się pakuje. Teraz życie trzynastu krasnoludów i hobbita leżało w jej rękach.

Ścieżka wyłożona została starannie przyciętymi, jasnymi kamieniami, co ułatwiało przeprawę. Mijając sterty suchych i po części zgniłych liści oraz korzenie drzew, które niczym niekrępowane rozrosły się w każdą stronę, gwałtownie się zatrzymała. Gestem dłoni uciszyła kompanię. Niepewnie zrobiła krok do przodu. Jej buty, chociaż dotykały podłoża, nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Nasłuchiwała. Coś było nie tak.

W momencie, kiedy chciała się już poruszyć, usłyszała to. Echo nieprzyjemnego dla ucha pisku. Ostrożnie wyjęła z rękawa dwa niewielkie sztylety. Przejechała jednym o drugi, tak jakby chciała je jeszcze bardziej naostrzyć. Nieprzyjemny zgrzyt rozniósł się echem, po całym lesie.

Kiedy tylko przestała słyszeć kolejne, przychodzące sygnały, odłożyła sztylety na swoje miejsce i mimowolnie spojrzała na kompanię. Krasnoludy stłoczyły się w niewielkim kręgu z bronią w gotowości.

- Co to było?!

- Zagraża nam coś?!

- Co..

- Cisza! Nie mówcie wszyscy na raz.

- Elen, powiedz nam, co się dzieje?

W takich właśnie chwilach cieszyła się z obecności Balina. W przeciwieństwie do reszty nie panikował tak łatwo.

- Ścieżka biegnie przez rzekę. Most łączący oba brzegi został uszkodzony, jednak nie wiem w jakim stopniu.

- Nie możemy po prostu przepłynąć rzeki? - Kili dość ochoczo wyszedł przed szereg.

- Rzeka, nad którą znajduje się most, jest przeklęta. Na całej jej długości, od źródła do ujścia nie ma innego mostu. Musimy się pospieszyć. - w miejscu, w którym stała drzewa nieco się przerzedzały. Niebo, które mogła dostrzec, powoli zaczynało ciemnieć.

Nie szli zbyt długo, ścieżka w tym miejscu była w znacznej mierze pozbawiona liści. Po samym moście nie zostało zbyt wiele. Gęsta mgła, unosząca się nad taflą wody utrudniała oszacowanie jej poziomu.

- Zróbcie wszystko, żeby nie dotknąć wody. - niepewnie patrzyła na drugi brzeg. Coś było nie tak, chociaż nie mogła sprecyzować co.

- Może pnącza nas utrzymają?

- Kto idzie?

- Najlżejszy... Elena wracaj! - Thorin stanął na krawędzi mostu, ale kobieta była już na drugiej stronie.

- Da się przejść tylko nie wszyscy na ra... - widok trzynastu krasnoludów i hobbita balansujących na pnączach był, niespodziewany. Pierwszy na drugi brzeg dostał się Bilbo, a zaraz za nim Thorin. Chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się, kiedy zobaczyła, że mierzy z łuku na coś, co stało za nią. Powoli odwróciła się, aby zobaczyć spłoszonego przez strzałę krasnoluda białego jelenia.

- Nie powinieneś tego robić, to przyniesie pecha... - patrzyła dalej w miejsce, gdzie zniknął jeleń. Przez chwilę miała wrażenie, że coś słyszy. Dźwięk podobny do syczenia, tak szybko, jak się pojawił, znikł. Wzdrygnęła się mimowolnie.

- Zabobony, sami jesteśmy kowalami własnego losu...- w momencie, kiedy to powiedział, Bofur wpadł do wody. Oczywiście jeszcze zanim wkroczyli na ścieżkę, przewidziała wszelkiego rodzaju wypadki. Nie przypuszczała, że będzie to aż tak złe. Potem jednak było tylko gorzej.

Tak naprawdę nie była w stanie stwierdzić, kiedy zeszli ze ścieżki. Wszystko działo się dość szybko. Najpierw pojawiły się halucynacje, potem pająki. Kiedy tylko zobaczyła pierwszego z nich, od razu przypomniała sobie ten dziwny dźwięk, który nie dawał jej spokoju. Skarciła się za to, że nie była w stanie wcześniej rozpoznać zagrożenia. Jednak w tej chwili było na to za późno.

Nim zdążyła zareagować, kompanię otoczył oddział elfów. Ulżyło jej. Przynajmniej nie musiała się martwić pająkami, które zostały szybko wyeliminowane przez oddział. Była w stanie dostrzec dwunastu żołnierzy, ale była pewna, że jest ich więcej. Sama schowana za jednym z pni była dla nich niewidoczna. Kiedy tylko dostrzegła znajomego blondyna, ostrożnie napięła łuk, mierząc w jego głowę.

- Cofnij się mellon... - na reakcję nie musiała czekać zbyt długo.

- Nibfaroth... - zanim zdążył jeszcze coś dodać, poczuła mocne uderzenie w tył głowy. I nagle wszystko stało się czarne.

Obudziła się przykryta kocem, w jak jej się na początku wydało, jednym z pokoi gościnnych. Kiedy sięgała po buty, które wcześniej ktoś starannie wyczyścił i postawił z boku łóżka, do pokoju weszła jedna ze służących. Została zaprowadzona przed samo oblicze wielce potężnego Króla Mrocznej Puszczy, którym osobiście i nieosobiście gardziła.

- Witaj Eleno. - opanowała się do tego stopnia, aby nie pokazywać swoich prawdziwych uczuć związanych z tym spotkaniem.

- Gdzie jest moja kompania? - powiedziała to głośniej, niż chciała, co skutkowało powstaniem cichego echa.

- Chodzi ci zapewne o tę bandę krasnoludów, jeśli się nie mylę? Powiedz mi, co ktoś taki jak ty robił w mojej puszczy, z takimi jak oni?

- Przeprawialiśmy się na drugą stronę, gdyby nie dość spektakularna interwencja twojego oddziału.

- Wkroczyliście na moje ziemie, w niewiadomym dla mnie celu.

- Niewiadomym? Nie jesteś aż tak głupi, doskonale wiesz gdzie i po co idziemy. - zanim służąca doprowadziła ją do sali, słyszała jego dość głośną dyskusję z Thorinem. Domyśliła się, co było jej tematem.

- A ty jesteś bardziej inteligentna, niż przypuszczałem. Więc skoro nie muszę marnować czasu na wprowadzenie... - podszedł do niej.

- Czego chcesz?

- Czegoś, co tylko ty możesz mi przynieść. W skarbcu Ereboru znajduje się pewna skrzynia. Rozpoznasz ją, jest zdobiona naszym pismem i wzorami. Przynieś mi ją i jej zawartość.

- W zamian za co?

- Za wolność, twoją i ich. Oraz transport, broń, prowiant i wszystko, czego będziecie potrzebować.

- I to wszystko za jakąś skrzynkę? I czemu pytasz o to mnie? Skoro jesteś taki hojny, czemu nie zaproponowałeś tego Thorinowi? - milczał, jednak mogła dostrzec na jego twarzy grymas.

- Zaproponowałeś, ale on się nie zgodził, prawda?

- Jest uparty..

- Więc dlaczego myślisz, że ja go przekonam? - w tym momencie zdała sobie sprawę, że on wiem.

- Myślę, że wasza więź rozwiąże problem.

- Skąd ty o tym wiesz?!

- Czuję ją. To prastary i potężny rodzaj magii wiążącej. Każdy, kto jest, chociaż odrobinę wrażliwy na magię to czuje. Więc?

- Wolę zgnić w lochu niż wykorzystać to do twoich celów. - zacisnęła pięści. Wiedziała, że jest podły, ale nie spodziewała się, że aż do tego stopnia.

- Jeśli taka jest twoja wola...

I tak znalazła się w lochach.

Z kolejnego omdlenia wybudził ją Thorin razem z resztą kompani. Gwałtowni stanęła na nogach, co nie było zbyt dobrym pomysłem. Gdyby nie Kili prawdopodobnie znowu przywitałaby się z posadzką. Wychodząc pospiesznie z celi, zauważyła Bilba. Ulżyło jej, ponieważ nie zauważyła go wcześniej w żadnej z cel. Bała się, że hobbit został sam w puszczy, lub co gorsza, znalazły go elfy. Jednak nie spodziewała się, że pośród krasnoludów zauważy niską elfkę. Anoriell otwierała ostatnią z cel.

- Masz wszystko? - zauważyła stos broni, którą wcześniej skonfiskowali strażnicy.

- To ja powinnam zadawać pytania mellon. Jak się czujesz?

- To nie jest temat na teraz. Ile mamy czasu? - pospiesznie przypięła pochwę z mieczem do paska. Strażnicy nie znaleźli wszystkich sztyletów, co odrobinę ją zdziwiło.

- Niewiele. Muszę wracać, zanim ojciec zauważy, że mnie nie ma. - wbiegła po kilku schodach i zatrzymała cię przy przejściu.

- Anoriell?

- Powodzenia. - rzuciła przez ramię i zniknęła w korytarzu.

Kiedy tylko zniknęła wszyscy udali się za hobbitem do piwnicy. Na początku nie wiedziała, co planuje Bilbo, jednak kiedy zauważyła stos pustych beczek, wszystko ułożyło się w dość dobry plan.

- Trzymajcie się!

Krzyk Thorina był ostatnią rzeczą, jaką usłyszała, zanim stłumił go szum wody. Wartki nurt rzeki miotał beczkami o skały z taką siłą, że mogły z łatwością się roztrzaskać. Kiedy cudem przeżyli upadek z wodospadu, usłyszała dźwięk elfickich trąb. Wiedziała, co to znaczy.

- Thorin tama! - krasnolud spojrzał najpierw na nią, a potem przed siebie w momencie, kiedy jeden ze strażników zamknął kratę, która dzieliła ich od wolności. Musiała szybko coś wymyślić w innym wypadku ona razem z resztą zginęliby z rąk elfów lub orków.

- Kili dźwignia! - podciągając się, na wystającej w wysokiego brzegu gałęźi. Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, zobaczyła jak jedna ze strzał przebija udo Kiliego. Znowu rozbrzmiał dźwięk rodu, a z zarośli wyłonił się kolejny oddział elfów, które dość szybko pozbyły się części orków. W tym samym momencie zapora się otwarła. Nie mając czasu, wszkoczyła do jednej z pustych beczek. Nurt porwał ją tak szybko, że zostawiła resztę w tyle. Niepokoiły ją krzyki orków, elfów i kompani, lecz nie mogła na to nic poradzić. Zbliżając się do delty, rzeka gwałtownie zwolniła. Po kilku minutach tuż za nią pojawiła się kompania.

-Ścigają nas?

- Nikogo nie widać.

- Do brzegu, wszyscy!

Wychodząc z beczki upadła na żwirowy brzeg. Bolały ją żebra, co nie było zbytnio zaskakujące. Dalej była słaba, jednak wiedziała, że każda minuta zwłoki może kosztować ich życie. Byli ścigani.

Deatari... dziedziceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz