Laid low their towers and houses frail

1.2K 63 13
                                    

Stał pośrodku jednej z wielu kamiennych sal w Ereborze. Przed nim w całej okazałości stał wykuty w skale tron. Na jego szczycie lśnił Arcyklejnot. Ciszę tam panującą przerwał melodyjny śmiech, odbijając się echem od ścian. Brzmiał znajomo, jednak nie potrafił stwierdzić dlaczego. Ruszył w kierunku, z którego dochodził. Im dalej szedł, tym korytarze stawały się coraz bardziej znajome. Zatrzymał się gwałtownie, kiedy zdał sobie sprawę, skąd pochodzi ów tajemniczy dźwięk. Po chwili ujrzał skarbiec w całej swej okazałości. Śmiech gwałtownie ucichł. To, co zobaczył... cała kompania leżąca w szkarłatnej cieczy, martwa. Krew zdążyła przesiąknąć góry złota. Jedna z nich gwałtownie się poruszyła.

- Witaj w domu, Królu pod Górą... - ostatnim co widział był Smaug oraz płomień ognia, który go pochłonął.

Otworzył oczy. W pokoju panował mrok. Jedynym słyszalnym dźwiękiem było bicie jego serca. Z trudem łapał kolejny oddech. Czuł, jak krople zimnego potu spływają mu po twarzy i piersi. Opadł na poduszkę i potarł twarz trzęsącymi się lekko dłońmi. Poczuł obok siebie ruch. Elena dalej spała. Kilka niesfornych pasm włosów opadły jej na twarz. Odgarnął je delikatnie, starając się jej nie obudzić. Poruszyła się, trochę skrzywiła, aby po chwili otworzyć oczy. Spojrzała na niego zdziwiona. Nie widząc reakcji z jego strony, usiadła na łóżku.

- Aż tak źle? - nie musiał odpowiadać. Kiedy podeszła do stołu, zapaliła jedną z największych świec. Jasny płomyk rozświetlił pokuj ciepłym światłem. Wyjęła z dobrze znanej mu torby fiolkę z zielonym płynem. Podała mu ją ostrożnie. Spojrzał na buteleczkę, a potem na nią.

- Dlaczego ty tego nie pijesz? - nigdy nie widział, aby wypiła choćby jeden ze swoich specyfików. Przerwała układanie fiolek i spojrzała na niego ukradkiem.

- Tak szczerze? - skinął głową. - Żaden z tych leków na mnie nie działa. Co najwyżej mogą tylko zaszkodzić. To taki żart od losu. - usiadła na łóżku, podciągając kolan pod brodę. - To zabawne uczucie, pomagać innym, jednocześnie nie mogąc pomóc sobie. Ale ty chyba wiesz o tym najlepiej. - odwróciła się w jego stronę.

- Co mas zna myśli? - odstawił fiolkę na bok, tak aby się nie potłukła.

- Próbujesz zapewnić szczęście i bezpieczeństwo swoim ludziom, jednak przez cały czas zapominasz o sobie. Przedkładasz dobro innych nad swoje. Dlaczego?

Milczał. To, co dotychczas robił, wydawało mu się oczywiste. Jakby przez sam fakt, że jest królem, te wszystkie wyrzeczenia były jego obowiązkiem.

- Jestem królem, robię to, co do mnie należy.- chciał jak najszybciej skończyć tę rozmowę.

- Jesteś królem, powinieneś o siebie dbać.

- Co ty możesz o tym wiedzieć?! - cofnęła się zszokowana.

- Zaskakująco więcej niż myślisz. - odwróciła się do niego plecami, jednoznacznie sygnalizując mu, że rozmowa została zakończona. Chciał zasnąć, lecz nie potrafił. Nie wiedział, czy to wina światła, jego samego czy kobiety, która prawdopodobnie obmyśla plan jak najefektowniej go zabić. Kiedy tak nad tym myślał, spojrzał zapobiegawczo na sztylet, który leżał na jej torbie. Ten był inny. Czarna, spłaszczona klinga z białą rękojeścią, najpewniej zrobioną z kości. Ostrze pozbawione zbędnych zdobień emanowało surowym pięknem. Wtedy właśnie przypomniał sobie o jego właścicielce.

Siedziała dalej przy stole. Jej głowa leżała na blacie, przysłonięta kaskadami ciemnych loków. Powoli do niej podszedł i delikatnie podniósł. Nie była ciężka, ani też zbytnio lekka. Ostrożnie położył na łóżku jej bezwładne ciało i przykrył kołdrą. Nie przejął się zbytnio dopalającą się świecą. Był zbyt zmęczony. Zamykając oczy, błagał w myślach Mahala o spokojny sen.

Deatari... dziedziceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz