Poranek przywitał ich pochmurnym niebem oraz gęstą mgłą, kłębiącą się nisko nad ziemią. Śniadanie, tak jak reszta ich posiłków był skromny, lecz sycąca. Elena nie była wybredna. Zbyt długo podróżowała, aby to, co je i ile je miało dla niej jakieś znaczenie. Spakowała się jako pierwsza i z lekkim znużeniem obserwowała poczynania krasnoludów. Spojrzała w szare niebo. Choć nie było słońca, z pewnością mogła stwierdzić, że nie będzie padać. Poklepała po szyi swojego czarnego kuca. Zbyt często zmieniała konie, aby trudzić się nadawaniem im imion. Ruszyli w miarę równym tempie. Do południa chmury całkowicie się rozwiały, a ich miejsce zajęło słońce. Poprawiło to samopoczucie kompani.
Drogę, którą podążali, otaczały zewsząd kredowe skały, lśniące od deszczu, którym przesiąknęły. Pośród nich, na małej polanie dostrzegli ruiny czegoś, co kiedyś najpewniej było gospodarstwem. Zwalone ściany i zapadnięty dach, nadawały temu miejscu ponury nastrój. Thorin jako pierwszy zsiadł z kuca i rozejrzał się.
- Zostaniemy tutaj na noc. Fili, Kili nie spuszczajcie oka z kuców. - Czarodziej zszedł ze swojego konia i podszedł do jednej ze zwalonych ścian. Zaraz obok niego pojawiła się Elena. Czuła, że coś z tym miejscem jest nie tak.
- Mieszkał tu kiedyś farmer z rodziną... - powiedział to tak cicho, że tylko Elena, która stała obok niego, mogła go usłyszeć. Rozejrzała się po tym, co kiedyś było zapewne domem. W tym samym czasie Oin oraz Gloin rozpalili ognisko. W powietrzu uniósł się dość wyraźny zapach palonej hubki.
- Ciekawe co zmusiło go do opuszczenia domostwa. – dotknęła jednej ze ścian. Wszystko wyglądało tak, jakby coś bardzo dużego uderzyło w dom.
- Rozważniej byłoby iść dalej. Aż do Ukrytej Doliny. – Thorin zatrzymał się. Od razu było widać, że nie jest zbytnio zadowolony z propozycji czarodzieja.
- Mówiłem ci już, że nie zbliżę się tam. – odszedł dalej, poza zasięg kompanii.
- A czemuż to? Elfy wspomogą nas strawą, schronieniem oraz radą. – zauważyła, że Gandalfowi bardzo zależy, aby dostać się do Riverdell. Znała go już wiele lat i wiedziała, że miał w tym jakiś interes.
- Obejdziemy się bez ich rad. - krasnolud odwrócił się przodem do niego.
- Nie umiemy odczytać mapy. Lord Elrond może nam pomóc. – jednak jej przypuszczenia były prawdziwe.
- Pomóc!? Gdy smok napadł na Erebor, jak elfy nam pomogły? Kiedy orkowie plądrowali Morię, bezczeszcząc święte domy, elfy tylko się przyglądały. Chcesz, abym prosił o pomoc zdrajców mojego ojca i dziada!?
- Nie jesteś żadnym z nich. Nie po to dałem ci mapę oraz klucz, abyś jątrzył stare rany. – znała ten ton, szykowały się kłopoty i to spore.
- Pierwsze słyszę, by były twoje. - Czarodziej odwrócił się i ruszył szybkim krokiem przed siebie, mijając Bilba oraz Balin którzy stali przy jednym z kucy. – Wspaniale. Pomyślała, biegnąc za czarodziejem.
- Wszystko w porządku? Gandalfie, dokąd idziesz?
- Przebywać w jedynym rozsądnym towarzystwie w tej okolicy.
- A któż to?
- Ja sam! Panie Baggins. Dość mam krasnoludów na dzisiaj. - zniknął pośród drzew. Zatrzymała się obok hobbita, widząc, że nie może już nic zrobić.
- Ruszaj się Bomburze, jesteśmy głodni. - Thorin najwidoczniej nie obchodziło, nagłe oddalenie się maga. Bilbo wciąż patrzył na miejsce, w którym wcześniej zniknął czarodziej.

CZYTASZ
Deatari... dziedzice
Fiksi PenggemarDla wielu byłam wcieleniem mitu, uosobieniem zapomnianej legendy i baśni. Dla rodziców byłam wszystkim, skarbem, dla którego poświęcili życie. Jednak dla siebie byłam nikim. Widmem krążącym po świecie, pragnącym dowiedzieć się kim jest. Tułałam się...