We must away, ere break of day

2.2K 115 41
                                    

Gdy Thorin otworzył oczy, pokój, w którym nocował z towarzyszami, dalej pogrążony był w mroku. Dopiero po dłuższej chwili oprzytomniał dostatecznie, aby przypomnieć sobie, gdzie jest. Rozejrzał się zapobiegawczo, upewniając się, że wszyscy śpią. Odruchowo spojrzał na swoich siostrzeńców. Kili oraz Fili spali spokojnie, oparci o ścianę. Każdy z braci miał na kolanach pusty już kufel po piwie oraz okruchy czegoś, co wcześniej było najpewniej ciastem drożdżowym. Westchną, chociaż synowie jego siostry byli już dorośli, to dalej zachowywali się jak dzieci. Po chwili dostrzegł światło, gdzieś na korytarzu. Niewiele myśląc, najciszej jak potrafił, wstał i ruszył w jego kierunku. Doprowadziło go do już wysprzątanej kuchni. Przy niewielkim stole siedziała Elena i ze skupieniem układała niewielkie buteleczki w swojej skórzanej torbie. Jedynym źródłem światła były dwie niewielkie świece, po dwóch stronach stołu. Thorin oparł się o próg i z zainteresowaniem przyglądał się kobiecie.

- Ktoś tu chyba ma problemy ze snem. - spojrzała przelotnie na niego, po czym wróciła do pracy.

- Z tego, co widzę, to nie jestem jedyny. Skąd znasz Gandalfa? - fiolka, którą trzymała w dłoni spadła na podłogę. W powietrzu uniósł się delikatny zapach mięty i bzu.

- To... przyjaciel. - schyliła się, żeby zebrać odłamki fiolki.

- Wiesz, że to nie jest odpowiedź, której oczekuję.

- A czy ty przypadkiem nie powinieneś teraz spać? Jak sam to wcześniej podkreśliłeś, to ty jesteś przywódcą, a jako przywódca powinieneś być wypoczęty, kiedy rano będziemy wyruszać.

- Nie muszę tyle spać. - podszedł do niej.

- Nie musisz, czy raczej nie możesz? Koszmary to nie powód do wstydu.

- Skąd ty to wiesz? - zmieszał się. O jego problemie wiedziała tylko jego siostra oraz Balin.

- Obudziłeś mnie. Twój stłumiony krzyk... chociaż nie dziwię się. Każdy, kto przeżył atak Smauga, ma prawo, aby mieć koszmary. - zwiesiła głowę.

- Powiedziałaś każdy, tak? - spojrzał na nią znacząco.

- Ja to całkowicie inna sprawa. Trzymaj. - podała mu niewielką fiolkę z ciemnozielonym płynem.

- Co to jest?

- Wywar ziołowy, powinien ci pomóc. - ostrożnie wziął od niej buteleczkę i bacznie się jej przyjrzał.

- Powiedz, jaka jest szansa, że to mnie zabije? - zaśmiała się.

- Nie ufasz mi? - położyła dramatycznie dłoń w miejscu serca.

- Kobiecie, która kilka godzin wcześniej próbowała mnie zabić? Nie jakoś nie koniecznie.

- Taki niewinny żart. Chociaż gdybym miała cię zabić, to użyłabym bardziej dyskretnych sposobów.

- Na przykład trucizny. - pomachał jej przed twarzą fiolką.

- Ech... rób, co chcesz. Ale pamiętaj, jestem jedną z niewielu osób, które nie pragną twojej śmierci. - zanim zdążył odpowiedzieć, zniknęła gdzieś w korytarzu.

Patrzył chwilę na fiolkę, ważąc ryzyko. Niepewnie wyjął z niej niewielki koreczek. Natychmiast uderzył go mocny i cierpki zapach ziół. Przyłożył buteleczkę do ust i opróżnił ją jednym ruchem. Ciecz była chłodna, gęsta i gorzka. Skrzywił się nieznacznie, przełykając ją. Odczekał chwilę. Oprócz narastającej senności nie poczuł żadnych niepożądanych efektów. Wyszedł z kuchni, wcześniej gasząc i tak dopalające się świece. Tak jak wcześniej w pokoju panował mrok. Kilka promieni księżyca zdołało jednak przedrzeć się przez koronkowe firanki w oknach. Zauważył ją niemal od razu. Siedziała, a raczej leżała skulona w fotelu. Dopiero teraz mógł jej się dokładnie przyjrzeć. Była niewiele od niego niższa, drobna i szczupła. Nie wyglądała jak krasnolud, hobbit, człowiek, a nawet elf. To ostatnie przyjął z ulgą. Elena nie wyglądała na przedstawicielkę żadnej ze znanych mu ras. I właśnie to go najbardziej niepokoiło. Widział, że drżała. Płócienna koszula oraz skurzane spodnie nie chroniły tej drobnej istotki przed chłodem nocy. Niewiele myśląc, ściągnął z siebie swój płaszcz i przykrył ją nim. Wrócił do swojego fotelu. Napar, który wcześniej wypił, dosłownie powalił go z nóg. Zasnął, pogrążając się w sen bez snów.

Deatari... dziedziceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz