And dark things silent crept beneath

1.2K 66 26
                                    

Biegła coraz szybciej, jednak dla niej każdy krok jakby powoli zapadał się w miękkiej ziemi. Ciemny dym niemiłosiernie palił płuca i piekł oczy. Łzy spływały po jej policzkach, zmywając popiół. Przewróciła się. Z krzykiem wpadła do głębokiego dołu. Ostatkiem sił starała się chwycić wystające korzenie, lecz to, co ciągnęło ją w dół, było silniejsze. Walczyła, dopóki całkowicie nie pochłonęła ją ciemność.

Wstała gwałtownie, jednocześnie zrzucając z siebie koc. Pomimo jej wszelkich starań, głębokie oddechy nie pomogły. Trzęsła się, mocno zaciskając szczękę. To wszystko było tak realne. Wydawało jej się, że dalej może poczuć nieprzyjemny posmak spalenizny i swąd dymu. Krople potu spływały jej po czole, mocząc lnianą koszulę. Krzyknęła cicho, czując dłoń na ramieniu.

- Spokojnie. - jego cichy głos odrobinę ją uspokoił. Powoli, aby jej jeszcze bardziej nie wystraszyć, przybliżył ją do siebie i niepewnie objął. Mógł poczuć, jak się trzęsła, w tej chwili jakże bezbronna i delikatna. Szybkie oddech zmieniły się w cichy szloch. Oparła głowę o jego ramię. W te chwili nie obchodziło go to, że moczy mu koszulę. Położył dłoń na jej głowie, głaszcząc ją.

- To było... - głos się jej łamał.

- Już po wszystkim, spokojnie jestem tutaj. - Ostrożnie położył ją obok siebie, tak aby jej głowa leżała na jego piersi. Dalej cicho szlochając, wtuliła się w jego koszulę, zaciągając się przyjemnym zapachem, jego zapachem. Jej oddech powoli zwalniał, aby po chwili się unormować. Pomimo ciemności panującej w pokoju, dość dobrze ją widział. Była blada, mokre od potu włosy leżały w nieładzie. Wytarł ostatnią łzę, która spływała po jej policzku i również zasnął.

Następny dzień przywitał ich słońcem i delikatnym wiatrem, roznoszącym w powietrzu zapach ziół i miodu. Kiedy się obudziła, w pokoju nie było już nikogo. Cisza, którą co jakiś czas przerywały zwierzęta, wydała jej się zbyt podejrzana. Mogła mieć tylko nadzieję, że jej przyjaciele nie wpakowali się w kolejne kłopoty. Przeciągnęła się, pocierając ramiona. W pokoju było dość chłodno. Korzystając z braku obecności krasnoludów oraz hobbita, przebrała się w skórzane spodnie i świeżą koszulę. Założyła też czarny gorset kończący się pod biustem oraz wysokie myśliwskie buty.

Kuchnia tak samo, jak pokój była pusta. I naprawdę nic jej w życiu tak nie zdziwiło, jak niewielki wazonik z makami oraz jeszcze ciepłe śniadanie. Na sztywnych nogach podeszła do stołu, przecierając jednocześnie oczy. A jednak to nie był sen.

Na oparciu odsuniętego krzesła wisiała pochwa z jej mieczem oraz dwa sztylety. Prosty, a zarazem jednoznaczny przekaz był oczywisty. Najszybciej jak potrafiła, zjadła dość lekki posiłek i przewieszając pochwę przez ramię, pewnym krokiem weszła do ogrodu.

Cała kompania stłoczona w półkolu skutecznie zasłaniała jej to, co działo się przed nimi. Nie zwracając na nich w obecnej chwili zbytniej uwagi, minęła ich. Spodziewała się zobaczyć to, co zobaczyła, lecz nie tego dnia. Bilbo resztką sił starał się sparować dość mocne cięcia Kiliego. Pojedynek zakończył się dość szybko w chwili kiedy hobbit padł na plecy. Nie obyło się bez pochwał dla młodego krasnoluda oraz dość głośnych śmiechów. Zmarszczyła brwi, krzyżując ramiona.

- Jestem w stanie zrozumieć wiele, lecz cieszenie się z pokonania słabszego do tego nie należy. - skrzyżowała ręce na piersi, posyłając mężczyzną groźne spojrzenie.

- Odpuść młodemu, to tylko zabawa...

- Ta "zabawa" skończy się, kiedy tylko postawimy stopę poza teren Beorna. Nic tak nie zaślepia, jak duma i to jeszcze w tak młodym wieku. Poza tym i tak jego umiejętności dają dużo do życzenia nawet po treningach ze mną. - spojrzała krytycznie na Kiliego.

- Mam to potraktować jako zaproszenie? - Kili z dość pewnym wyrazem twarzy zamachnął się kilka razy mieczem. Oczywiście od razu zauważyła krople potu spływające po jego twarzy.

Deatari... dziedziceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz