Rozdział.4.

9.5K 509 48
                                    

     

           *Alec*

Cały dzień chodzę wkurwiony. Nie mogę się na niczym skupić. Wszystko mnie drażni. Jestem na skraju wytrzymałość. Próbuję za wszelką cenę skupić się na pracy, lecz bezskutecznie.

Warczę kiedy telefon stojący na moim biurku zaczyna wydawać pikanie. Wciskam przycisk i podnoszę słuchawkę do ucha.

- Słucham?- staram się aby mój głos choć odrobinę był przyjazny

- Alfo o 15 przybędzie kolejna kandydatka na pańską asystentkę.

- Dobrze. Dziękuję Demi.

- Proszę.- chichocze do telefonu

Rozłączam się nie pozwalając jej już dojść do słowa. Prawda jest taka, że już od dłuższego czasu nie mogę znaleźć swojej bratniej duszy i moje popędy seksualne musiały mieć gdzieś ujście. Zdarzało się, że pieprzyłem Demi, lecz skończyłem z tym kiedy uroiła sobie, że zostanie Luną mojego stada. Pff...ona zwykła ladacznica ma być moją partnerką i panią mojego serca. Dobre żarty.

Zdając sobie sprawę, że nie mam już szans na skupienie się nad papierkową robotą wychodzę. Mijam zdziwioną Demi i kieruję się w stronę siłowni. Może ćwiczenia pomogą mi się skupić. Wchodzę do pomieszczenia i od razu rzucam się na worek treningowy. Okładam go bez opamiętania.

Powodem mojego zdenerwowania jest to, że za dokładnie 10 dni będzie pełnia, a ja nie mam mojej mate przy sobie. Zdaję sobie sprawę, że są już marne szans abym ją odnalazł, lecz wciąż mam nadzieję. Z każdą pełnią moje stada słabnie a ja muszę się poważnie zastanowić czy nie powinienem wybrać jakiejś samicy jako Lunę stada. Czuję ucisk w sercu na samą myśl o innej kobiecie niż moja przeznaczona, lecz muszę zacząć myśleć o stadzie. Ono mnie potrzebuje a ja muszę przestać szukać wiatru w polu i zadbać aby stado miało nareszcie matkę. Kobietę kochającą czułą i przede wszystkim kobietę, która da następcę stada. Mojego syna.

- Alfo?- odwracam się do stojącej w drzwiach Demi

- Czego?- nie silę się już na uprzejmość

- Panna Green przyszła już na umówione spotkanie.

- Już?- pytam zdezorientowany

- Tak jest już 15.

- Kurwa...zaraz przyjdę.- odprawiam ją machnięciem ręki

Uderzam jeszcze raz w worek i ruszam do łazienki. Biorę szybki prysznic i przebieram się w czysty garnitur. Ruszam pewnym siebie krokiem do gabinetu. Otwieram z hukiem drzwi i wchodzę do środka. Nie patrzę na kobietę tylko od razu siadam na swoim miejscu. Jednak coś mi przeszkadza. Czuję bardzo przyjemny zapach bijąc od kobiety. Coś jakby róże zmieszane z wanilią. Zaciągam się mocniej tym cudownym zapachem, który nie wiedzieć czemu uspokaja mnie.

~ Jaki cudowny zapach.- mruczy moje wilcze ja

~ Masz racje.- zgadzam się z nim

- Słucham panią?- pytam jakby od niechcenia

- Witam panie Jones. Przyszłam w sprawie pracy.

- Więc poproszę o...- przerywa kiedy podnoszę wzrok, a nasze oczy się spotykają

Tonę w jej ciemnoniebieskich tęczówkach. Są takie piękne. Czuję jak moje oczy zaczynają szczypać, a serce przyśpiesza swój rytm.

~ To nasza mate!- krzyczy mój wilk- Nareszcie ją znaleźliśmy.

Uśmiecham się do niej delikatnie, lecz ona tego nie widzi, ponieważ macha głową na boki. Zupełnie jakby chciała pozbyć się niechcianej myśli z głowy. Po chwili spuszcza wzrok i patrzy na swoje dłonie. Jest cholernie urocza. Z mojego gardła wydobywa się warknięcie i z szybkością światła stoję koło mojej kruszynki. Podnoszę ją do góry i przytulam ją do swojego torsu. Dziewczyna próbuje się wyrwać, lecz jej na to nie pozwalam. 

- Nie wierć się kochanie.- mruczę jej we włosy

-Niech mnie pan puść.- odpycha mnie i stara się utrzymać bezpieczną odległość

- Wracaj tu natychmiast.- warczę na nią chcąc aby spełniła mój rozkaz

- Ja chyba już lepiej pójdę.

Dziewczyna zabiera pośpiesznie torebkę z krzesła i kieruje się w stronę wyjścia. Działam instynktownie i tuż przy drzwiach pcham ją na ścianę i dociskam ją swoim ciałem.

- Ode mnie się nie ucieka skarbie.- szepcze jej do ucha i czuję jak drży

Wiedziony swoim wilczym ja schylam głowę na wysokość jej ramienia i zaczynam je powoli lizać. Kiedy dziewczyna zaczyna się szarpać ja wgryzam się w miejsce tuż nad obojczykiem. Słyszę krzyk swej ukochanej, lecz nie przestaję. Nie mogę. Kiedy kończę swoje dzieło odsuwam się od niej nieznacznie. Muszę jeszcze tylko wylizać jej ranę aby dobrze się zagoiła, lecz nagle coś pryska mi prosto w oczy a ja cofam się o parę kroków w tył i trę je przeklinając. Kiedy odzyskuję zdolność widzenia dostrzegam, że moja ukochana zniknęła. Wkurwiony do granic możliwość pędzę za nią. Dostrzegam ją w środku windy. Jednak nim zdążę ją dogonić drzwi się zamykają. Zbiegam najszybciej jak potrafię po schodach i wybiegam za moją zdobyczą. Widzę ją wsiadającą do taksówki. Wściekły na moją mate i na siebie, że pozwoliłem jej w ogóle uciec wsiadam do swojego BMW i ruszam w pościg za moim przeznaczeniem. Taksówka zatrzymuje się koło obskurnego motelu. Krzywię się na samą myśl, że moja stokrotka musi tu mieszkać. Widzę jak wybiega z pojazd. Wysiadam z samochodu i pędzę za nią. Docieram do drzwi z numerem 15 wiedziony jej zapachem. Naciskam klamkę, lecz to na nic drzwi są zamknięte. Wywarzam je i wchodzę do środka. Moja mate leży nieprzytomna na łóżku. Podchodzę do niej. Głaszczę ją delikatnie po policzku i zaczynam lizać jej ranę na ramieniu. Kiedy jestem pewien, że oznaczenie jest już w pełni oczyszczone biorę ją na ręce i wynoszę z tego obskurnego miejsca. Wkładam ją na tylne siedzenia w samochodzie i nakrywam kocem.

- Spokojnie maluszku już niedługo znajdziesz się w domu.

Niewinna (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz