8

15 4 0
                                    

*JONNY

Mając ją w ramionach czułem się dość dziwnie, tak jakbym niósł coś co jest do mnie najważniejsze na świecie. Trochę głupio zrobiłem zostawiając ją tam na środku drogi, ale chciałem zrobić sobie głupi żart. No właśnie głupi. Ta dziewczyna jest inna niż inne, nie wiem czemu, ale tak właśnie uważam.

W ciszy doszliśmy do budynku, w którym prawdopodobnie byli nasi przyjaciele. Po otwarciu od razu poczułem zapach alkoholu. Bar... Super. W rogu dostrzegłem Justina i Loli rozmawiających i uśmiechających się do siebie. Pasują do siebie, ale wiem, że ten związek nie potrwa długo. Justin nie potrafi mieć dziewczyny dłużej niż trzy dni. Tak to był jego najdłuższy związek. Wracając do tematu, podszedłem do nich i pomogłem usiąść Lizzy na krześle.

-Ma skręconą kostkę- odezwałem się. Loli od razu podeszła do przyjaciółki, wypytując się czy wszystko okey. Zaśmiałem się w myślach widząc Lizzy minę, która mówiła 'weźcie już ją ode mnie, proszę'.

-Co się tak uśmiechasz, co?- Od razu popatrzyłem na przyjaciela, a widząc jego cwany uśmieszek i jak porusza brwiami to wiedziałem, że coś chodzi mu po głowie. Spojrzałem na niego pytająco, a gdy nie usłyszał odpowiedzi kontynuował.-No co się tak uśmiechasz? Patrzysz na nią, tak jakby...- nie dokończył, patrzył przed siebie z wystraszoną miną.-stary cokolwiek do niej czujesz to zostaw to na później.- nie wiedząc o co mu chodzi nadal na niego patrzyłem. Dopiero gdy wskazał głową przed siebie od razu spojrzałem w tamtym kierunku.

Kłopoty. Tak i to nawet wielkie kłopoty kierowały się w naszym kierunku. Luke... Mój największy wróg. Popatrzyłem na Lizzy i zobaczyłem jak na niego patrzy. Nie wiem czemu, ale czułem jak coś się we mnie gotuje widząc jej wzrok na nim.

-Jonny! Co tam u ciebie, dawno się nie widzieliśmy. A jakie piękne dziewczyny ze sobą przyprowadziłeś.- Nie, nie powiedział tego i nie widzę tego, że Lizzy się rumieni. Nie widzę tego kurwa. Popatrzyłem na niego tak, jakby mój wzrok mógł zabić.- Spokojnie. Ja w pokojowej sprawie.- on i pokojowa sprawa? Nie wierze, ale gestem ręki pokazałem mu, że ma kontynuować.- Tak przy wszystkich? No dobra... Chciałbym, abyś dołączył do mojej paczki.

-Jeszcze coś?- zapytałem spokojnie.- Nie mam czasu na kawały.

-Ale ja mówię poważnie...

-Tak, wiem. A potem zabierasz mi wszystko co mam, rozumiem i dziękuję nie skorzystam- powiedziałem i odszedłem stamtąd i skierowałem się do ubikacji. Wróciłem dopiero po 15 minutach. Luka już nie było, na szczęście. Skierowałem się do miejsca, gdzie znajdywali się moi przyjaciele, a bynajmniej Justin ze swoją dziewczyną i jej przyjaciółką, ale nie ważne. Gdy byłem wystarczająco blisko, mogłem dostrzec zaniepokojoną twarz Loli, rozcięty łuk brwiowy Justina i zapłakaną twarz Lizzy.

-Co się stało- powiedziałem dobiegając do nich. Wszyscy spojrzeli na mnie, ale nikt się nie odezwał.- Do cholery jasnej może mi ktoś wytłumaczyć co tu się stało?

-Luke...- zaczęła zapłakanym głosem Lizzy, a ja wiedziałem, że nie daruję gnojowi.- On... on... - nie umiała nic powiedzieć, a ja podszedłem do niej i ją przytuliłem. Tylko tyle mogłem zrobić.

-Cii, spokojnie. Już wszystko w porządku.- wyszeptałem jej do ucha. Popatrzyłem pytającym wzrokiem na przyjaciela, ale siedział cicho i dając mi znak, że lepiej nie mówić tego przy dziewczynach.

Gdy tylko deszcz przestał padać poszliśmy do samochodu. Odwiozłem Justina i Loli. Spojrzałem na Lizzy, która siedziała obok mnie. Patrzyła za okno siedząc cicho. Widziałem jak łza spływa po jej policzku.

-Wszystko okey?-zapytałem. Ona kiwła głową na znak że wszystko okey. Kolejna łza poleciała jej po policzku. Zjechałem na pobocze i popatrzyłem na nią, starłem jej łzę z policzka, a ona dopiero teraz się do mnie odwróciła. Miała czerwone oczy, nienawidziłem tego widoku, bo przypomina mi się moja mama po śmierci taty.- Nie płacz...- powiedziałem załamanym głosem, nadal trzymając jej policzek.- Proszę.- Ona tylko pokiwała głową i starła łzy, które nazbierały się w jej oczach.

-Przepraszam- powiedziała. Popatrzyłem na nią pytająco, a gdy chciałem powiedzieć, że nie ma za co mnie przepraszać, znowu się odezwała.- Przepraszam, że musisz wiedzieć jak płaczę. Ja...- nie dokończyła, bo wbiłem się jej w usta, ona nie wiedząc co się dzieje oddała pocałunek dopiero po chwili. Nie wiem czemu to zrobiłem, po prostu uważałem... nie wiem co uważałem, nawet nie wiem czy dobrze robię. Całowaliśmy się, gdy nagle zadzwonił jej telefon.

-Hallo?... Okey już jadę...- po czym się rozłączyła.- Lepiej już jedźmy.- powiedziała tylko, a ja od razu ruszyłem.

Pod jej domem byliśmy po pięciu minutach. Popatrzyłem na nią gdy otwierała drzwi samochodu, po czym z niego wysiadła mówiąc szybkie 'cześć', odpowiedziałem jej i ruszyłem do mojego domu. Po drodze myślami byłem gdzie indziej. Ciężko było mi się skupić na drodze, ale dlaczego nigdy tak nie miałem. W końcu dojechałem do domu, a wchodząc do niego od razu skierowałem się do mojego pokoju, zabrałem rzeczy i poszedłem pod prysznic. Wychodząc napisałem szybko do Justina 'sorry za dzisiaj', bo wiedziałem, że rozcięty łuk brwiowy to sprawka Luka. Odłożyłem telefon na szafkę nocną i położyłem się na łóżku, ale nie mogłem długo zasnąć, bo bałem się o to jak teraz będzie wyglądała moja relacja z dziewczyną. Nawet dobrze się nie znamy i nie wiem czemu mnie tak do niej ciągnie.

**************
POPRAWIONE
OGÓLNIE ROZDZIAŁ MI SIE NIE PODOBA, ALE NIE CHCE WSZYSTKIEGO ZMIENIAĆ.
Przepraszam, naprawdę przepraszam. Miesiąc bez rozdziału to dość długo, ale musiałam odpocząć, są wakacje, więc też mam prawo. Oczywiście dużo myślałam nad dalszymi rozdziałami, więc już trochę mam zaplanowane. Mam nadzieję, że wam się podoba ;*

I don't believe in loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz