*JONNY
Dlaczego jest mi jest jej szkoda? Nie chce nawet tego wiedzieć. Jechaliśmy w ciszy, aż nagle usłyszałem jak burczy jej w brzuchu. Zachichotałem, a ona popatrzyła na mnie tak jakby chciała mnie zabić. Zignorowałem to i nadal chichotałem, aż nagle on też zaczęła się śmiać.
-Jesteś głodna?- jest szósta rano, więc może nic nie jadła, w sumie tak jak ja.
-Trochę- odpowiedziała chichocząc. Zaśmiałem się na jej słowa i zapytałem czy chce kebaba. Zgodziła się, więc pojechałem do części miasta, gdzie sprzedają najlepsze kebaby.
Dojechaliśmy na miejsce, więc powiedziałem dziewczynie, żeby została w samochodzie. Wróciłem dopiero po 15 minutach, bo kolejka była dość długa, mimo tak wczesnej godziny. Podałem jej jedzenie, a ta od razu zaczęła jeść. Zaśmiałem się, a ona tylko prychnęła pod nosem, na co jeszcze głośniej się zaśmiałem, a następnie sam zacząłem jeść. Po zjedzonym 'posiłku' postanowiliśmy, że pojedziemy już do szkoły, mimo że mieliśmy dużo czasu.
-Gdzie się wyprowadzasz?- zapytałem przerywając ciszę. Ona odwróciła głowę w moją stronę i przez chwilę zastanawiała się czy mi powiedzieć.
-Do Los Angeles- powiedziała smutno.
-To nie aż tak daleko.- powiedziałem uśmiechając się do niej. Może i nie jestem dobry w pocieszaniu, ale staram się.- Ciesz się, że nie wyprowadzasz się na inny kontynent, albo na przykład... nie wiem... Argentyna?- Na te słowa się zaśmiała. Łał, powiedziałam coś śmiesznego? Nie ważne. Dopiero teraz zauważyłem, że ma ładny uśmiech. -Co?- powiedziałem, gdy nadal się śmiała.
-Nic, po prostu masz...-nie umiała nic powiedzieć przez śmiech, a gdy się trochę uspokoiła dodała.- Masz sos na twarzy.
-Gdzie?- zapytałem spokojnie. Pokalała mi, że w okolicach kości policzkowej.- Tu?- zapytałem ścierając wskazane przez nią miejsce.
-Z drugiej strony.- powiedziała uśmiechając się. Starłem, a ona kiwała głową, że to nie to miejsce.- Niżej- po chwili widziała, że nie umiem sobie poradzić, więc wyciągnęła chusteczkę z swojej torebki i starła delikatnie plamkę na mojej twarzy. Na jej dotyk poczułem się dość dziwnie, bardzo dziwnie. To nie jest złe uczucie, tylko jakieś dobre. Nie, nie ja to sobie tylko wmawiam, nie ma czegoś takiego jak 'dobre uczucia'
Dojechaliśmy do szkoły w absolutnej ciszy. Lizzy wysiadła z samochodu i ruszyła w jej stronę, a ja po chwili zrobiłem to co ona. Po około 30 minutach przyjechał Justin, podszedł do mnie i się przywitaliśmy.
-O co wczoraj chodziło Lukowi?- zapytałem, bo ta sytuacja nie dawała mi spokoju.
-Powiedział, że jeśli nie zrobimy tego co on chce, dziewczyny będą miały 'cudowne życie'- ostatnie słowa powiedział sarkastycznie i robiąc nawias z palców.-Wkurzyłem cię i dostał z pięści, ale jak widzisz nie opłacało mi się.- cały Justin, dostał w ryj, a ten jeszcze się z tego śmieje.
Wracając do tematu, to nie daruje temu gnojowi, że uderzył Justina i groził dziewczynom. STOP. Od kiedy ja jestem za tym, aby bronić dziewczyn? Jonny ogarnij się! Nie myślałem o tym długo, bo nagle zobaczyłem tego gnoja wchodzącego do szkoły, uśmiechającego się od ucha do ucha idącego z Lizzy. Nie wiem czemu, ale puściły mi nerwy. Kiedy ona wyszła i czemu ona idzie z nim w dodatku się uśmiechając. Podszedłem do nich z zaciśniętą szczęką, Justin chciał mnie zatrzymać, ale nie udało mu się. Gdy byłem już z nimi twarzą w twarz to spojrzałem na Lizzy przepraszającym wzrokiem, a później na niego. Przywaliłem mu w tą 'piękną buźkę' tak mocno, że aż zabolała mnie pięść. Usłyszałem krzyk Lizzy, abym przestał i co ja robię, ale nie zwracałem na nią uwagi i przywaliłem mu jeszcze raz, a tym razem upadł na ziemię.
-To za to, że przywaliłeś Justinowi. A to za to...- Już chciałem się znowu na niego rzucić i powiedzieć, że to za to, że groził dziewczynom, ale coś mnie powstrzymało, a mam na myśli dziewczynę, która jakimś cudem weszła pomiędzy mnie, a Luka i ręce jej na moim torsie. Nagle się uspokoiłem.
-Jonny! Uspokój się... proszę.- powiedziała tylko, a ja od razu spojrzałem w jej oczy. Nie wiem co we mnie wstąpiło, nie zachowuje się tak. Mam na myśli, że się nie bije, to była moja jedyna zasada, której zawszę się trzymałem. Złamałem ją... złamałem.
-Ja...ja... chodźmy stąd.- powiedziałem tylko, a ona od razu ruszyła trzymając moją dłoń. Gdy byliśmy daleko od Luka odezwałem się wreszcie.- Przepraszam... przepraszam, że musiałaś to oglądać... Ja nigdy się nie biję, bo wiem, że to głupie. Mój tata zawsze mówił mi, że przemoc do niczego nie prowadzi.- mówiłem już sam nie wiedząc co.-Może i jestem ''bad boy'em'' , jak to wszyscy mówią, ale się nie biję...
-Ej... spokojnie. Jonny spójrz na mnie, no spójrz.- zrobiłem to co kazała.- wszystko okey. rozumiesz? Nic mi nie jest, tobie też nie, a jemu nic nie będzie, a po drugie zasłużył.- powiedziała spokojnie, a ja wymusiłem uśmiech, który wyszedł mi słabo.
Zdziwiłem się, że dziewczyna była dla mnie miła i nie robiła mi kazań na temat jakim to ja jestem dupkiem i że wszyscy inni mają rację, że jestem skończonym idiotą. Nie zaczęła mi też mówić o tym, że jak jestem popularny i lubiany to nie znaczy, że mi wszystko wolno. Bynajmniej tak mówią wszyscy nauczyciele i osoby, które mnie nie znają.
*******
POPRAWIONENowa okładka...
No i rozdział na następny dzień. Robię to dla was, bo jednak długo mnie nie było.
CZYTASZ
I don't believe in love
RomanceJestem Lizzy i mam 16 lat. Dlaczego nie wierzę w miłość? Hmm...Może dlatego, że ciężko uwierzyć w coś czego nie ma. Nieraz ktoś mi sie podobał, ale oczywiście zakochiwałam się w osobach z którymi nie miałam szans. Już nie dopuszczam do siebie rzadn...