8.BELLAMY

1.1K 65 63
                                    

  Nadszedł dzień imprezy. Szczerze mówiąc nie miałem ochoty na zabawę, a cały ten Dzień Jedności był dla mnie jedną wielką farsą. Dwanaście stacji połączyło się, by razem przetrwać. Jakież to piękne, historyczne wydarzenie. Zapomnieli dodać, że trzynastą wyjebali w kosmos.

Przeszukałem skromne zasoby mojej odzieży. Co będzie odpowiedniejsze? Szara koszulka i kurtka strażnika, tylko szara koszulka, czy tylko kurtka strażnika? Obecnie tylko tym dysponowałem.

Zdecydowałem się na pierwszą opcję i wyszedłem w końcu z namiotu, bo i tak byłem już spóźniony.
W drodze do palącego się na środku obozu ogniska, sprawdziłem jeszcze czy osoby które wyznaczyłem tego dnia do ochrony, są na swoich pozycjach. Nie byli zbytnio zadowoleni, ale nie mogłem znów ryzykować.

Na miejscu zastałem chyba wszystkich obozowiczów bawiących się w najlepsze. Większość była już nieźle podpita. Deja vu.

Dlaczego zawsze przychodzę ostatni?

Przysiadłem się do siedzących - tym razem przy stole uff może obejdzie się bez grania w butelkę - przyjaciół.

Jasper jak zwykle trzymał się najgorzej ze wszystkich.

- Jest nasz Bellamiś!

Clarke słysząc to określenie zakrztusiła się bimbrem, a Raven z Murphy'm śmiali się do rozpuku.

- Nigdy. Więcej. Tak. Do. Mnie. Nie. Mów - odparłem zażenowany cedząc każde słowo.

- Wyluzuj - wcisnął mi do ręki kubek z pokaźną ilością alkoholu - Napij się.

Pociągnąłem solidny łyk i usłyszałem prychnięcie Johna.

- Co znowu? - zapytałem.

- Ostatnim razem mówiłeś, że nie pijesz.

- To było dawno. Od tamtego czasu jestem innym człowiekiem.

- To było kilka dni temu - zaśmiał się.

- Każdy dzień na Ziemi jest jak miesiąc na Arce - stwierdziłem.

- Zupełnie zapomniałam! - krzyknęła Raven czym skierowała na siebie wzrok wszystkich.

- Hmm?

- Możemy połączyć się z Arką i wysłuchać przemowy Jahy.

Jękneliśmy chórem.

- Serio Raven? Jutro wieczorem tu będzie. Nie mam ochoty oglądać jego gęby wcześniej niż to konieczne - wymruczał Murphy, a ja musiałem się z nim zgodzić.

- Jak chcecie, to tylko propozycja - odparła Reyes.

- A więc odpowiedź brzmi nie.

Zapadła niezręcza cisza. Dlaczego TERAZ Jasper nie mógł powiedzieć czegoś głupiego?

Nagle podszedł do nas jakiś chłopak, a mówiąc konkretniej to do Clarke. To był ten sam, który podrywał ją w szpitalu, nie żebym się tym interesował.

- Możemy chwilkę pogadać? - jego twarz przybrała kolor pomidora na widok nas wszystkich.

- Hmm.. Pewnie - odpowiedziała zdziwiona Clarke i odeszli na bok.

Poczułem się jakby ktoś zdzielił mnie pięścią w brzuch. W dodatku wszyscy znajomi mnie bacznie obserwowali. Starałem się nie zerkać w tamtą stronę, ale średnio mi to wychodziło.

- Ciekawe czy się z nim umówi - Harper przerwała ciszę.

- Jest słodki - wtrąciła moja siostra. Zdrajczyni. - Ale moim zdaniem nie w jej typie - zrechabilitowała się.

 I care about you | BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz