12.BELLAMY

1.2K 62 10
                                    

                x dwa tygodnie później x

Byłem szczęśliwy z powrotu Arki. Na reszcie od bardzo długiego czasu czułem spokój. Octavia była bezpieczna, w dodatku Lincoln zgodził się do nas dołączyć. Porzucił dla niej swój klan, co było wielkim poświęceniem. Miałem piękną dziewczynę, z którą spędzałem każdą wolną chwilę. Dwa dni temu postanowiliśmy w końcu podzielić się ze świetem naszym związkiem.
Z Arki powstała Arkadia - nasze nowe obozowisko. Nowy dom. Brakowało co prawda wielu rzeczy, lecz mieliśmy własne kwatery, prysznice i wielką stołówkę.

Murphy'emu i Raven, też się dobrze układało, pod jej wpływem chłopak zaczął być mniej egoistyczny, pomagał nawet przy budowach.
Abby i Kane wciąż pracowali nad ustaleniem warunków pokoju z Ziemianami, bo jak się okazało, jeden z klanów, Ludzie Lodu bądź Azgeda, stanowił dla nas zagrożenie.
Moim zdaniem przywódcy mieli się ku sobie i nie łączyła ich relacja wyłącznie zawodowa, ale Clarke nie chciała nawet o tym słyszeć.

Wszystko było tak jak należy. I choć to irracjonalne, cały czas z tyłu głowy bałem się, że to wszystko stracę. Podzieliłem się kiedyś tą myślą z blondynką, lecz ta tylko pokiwała głową. Leżeliśmy na jej łóżku wtuleni w siebie. Było cudownie. Ona była cudowna.

- Bellamy, przestań być pesymistą. Wszystko będzie dobrze - zapewniała mnie.

- Wiem, wiem.. Po prostu nigdy w życiu nie miałem tak wiele i boję się, że to wszystko stracę.

- Obiecuję Ci, że tak nie będzie, a teraz się zamknij - położyła się na mnie i zaczęła mnie całować. Uśmiechnąłem się i jednym ruchem ściągnąłem jej koszulkę przez głowę. Ona zrobiła to samo z moim spodniami. Wodziłem ustami po całym jej ciele, a ona jęczała kiedy schodziłem coraz niżej. Mogłoby się wydawać, że po dwóch tygodniach mi to spowszednieje, lecz za każdym razem było tak samo nieziemsko. Seks z Księżniczką był jedną z najlepszych rzeczy pod słońcem.

Po wszytkim zasnęliśmy wtuleni w siebie.

  Kiedy się obudziłem jej jak zwykle już nie było. Było to irytujące, ale zdąrzyłem się już przyzwyczaić. Poza tym rozumiałem, że miała pracę w skrzydle szpitalnym i nie chciała się spóźnić. Zresztą jeśli nie chciałem spóźnić się na poranny obchód, też powinienem się zbierać.

Umyłem się i ubrałem w bojówki i oczywiście kurtkę strażnika. Po drodze wątpiłem jeszcze do stołówki na małe śniadanie. Pomieszczenie, zaraz po garażach, było jednym z największych w całej Arkadii. W centrum znajdował się długi bar, przy którym było kilka krzesełek, a na całej sali znajdowało się kilkanaście stolików. To tu głównie rozgrywało się życie Arkadyjczyków. Przy jednym ze stolików siedzieli Monty, Raven a z nią oczywiście John. Przy innym dotrzegłem też Jaspera, ale nie chciałem mu przeszkadzać, bo był właśnie w trakcie podrywania ładnej, ciemnowłosej dziewczyny. O dziwo chyba szło mu całkiem dobrze.
Przysiadłem się więc do przyjaciół, zgarniając jeszcze swój przydział jedzenia.

- Hej wszystkim - przywitałem się.

- Hejka - odpowiedział Monty wyraźnie ciesząc się z mojej obecności.

- Cześć - odrzekł Murphy smutnym tonem i ze spuszczoną głową. Wyglądał jakby starał się maskować złość, co średnio mu wychodziło.

Raven nawet nie wysiliła się, żeby mi odpowiedzieć tylko kontynuowała kłótnie z moim przyjacielem.

- Wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Że nawet nie masz odwagi się przyznać!

Westchnąłem i zacząłem jeść. Widziałem, że nie warto się wtrącać.

 I care about you | BellarkeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz