• Feel Everything •

301 33 7
                                    

Those eyes keep me up longer than any other pill
And I know, being together
We feel like forever
And now, more than ever I feel everything

Feel Everything - Cara Delevingne

Naburmuszony usiadłem do ławki, do której zaraz po mnie zasiadł Luke. Nie powiedziałem ani słowa. Odsunąłem się po prostu jak najbardziej pod ścianę, ponieważ - mimo wszystko - byłem na niego zły o zachowanie na parkingu. Skoro mu na mnie zależało (czy jak to on tam ujął), chyba nie powinien zachowywać się przyzwoicie tylko i wyłącznie przy mnie. Zgrywanie niewyżytego "bed boja" do niczego nie prowadziło. No i proszę - następna rzecz do mojej, wciąż powiększającej się, kolekcji "czego nigdy nie zrozumiem w Luke'u Hemmingsie". Przecież był inteligentny - dlaczego więc tego nie pokazywał przy znajomych? Bycie inteligentnym to grzech dzisiejszych czasów? Czy coś mnie ominęło?

-Hej, Mikey, co jest? - położył dłoń na moim udzie, na co wzdrygnąłem się. On powinien mieć jakiś dzwoneczek. Przydałoby mi się wiedzieć, w którym momencie ma zamiar mnie dotknąć i przyprawić o kolejną falę ciarek. Wbiłem wzrok w zeszyt, który dopiero co położyłem na ławce. Miał okładkę z koniem. Nawet nie lubiłem koni... Bez podtekstów, proszę.

-Czy ty strzeliłeś focha, skarbie? - ten człowiek się uśmiechał. Jego to naprawdę bawiło. Spojrzałem na niego ze zmrużonymi oczyma, następnie strącając dłoń z mojej nogi. Chwilami (co można równie dobrze czytać jako "zawsze") miałem go  s e r d e c z n i e  dosyć. Wyciągnąłem długopis i zacząłem rysować po znielubionym obrazku z chęcią odwrócenia uwagi od blondyna, który zmarszczył czoło. Najwyraźniej, jak się szybko okazało, kalkulował sobie w głowie stan obecnej sytuacji. Jego następna mina mówiła już wszystko.

-Oświeciło? - prychnąłem, na co Luke przytulił się do mnie mocno. Zamarłem, wypuszczając długopis z ręki przez siłę jego uścisku. - Hemmings? Co ty wyprawiasz?

-Przepraszam kochanie - schował twarz w moich fioletowych włosach. Usłyszałem od niego dźwięk wciągania powietrza. - Pachniesz tak cholernie dobrze...

-Bo się myję - warknąłem, próbując się od niego odsunąć, ale moja twarz była kilka centymetrów od ściany, więc nie miałem zbytniego pola do ucieczki.

-Ej, Mikey - spojrzał mi w oczy. - Przepraszam, dobra? Dawno nie miałem kogoś tak... na stałe. Wiesz, ciężko się oduczyć starych nawyków w kilka dni. Proszę, nie bądź zły.

-Umm... My nie...

-Panie Clifford? - usłyszeliśmy obok siebie głos nauczyciela, więc oby dwoje zwróciliśmy głowę w tamtą stronę. - Czy Luke znów ci przeszkadza?

-Ja już sobie idę - odparł Hemmo jakby w obronie, podnosząc się. Myślał, że potwierdzę przypuszczenia nauczyciela.

-Nie - pociągnąłem go za bluzkę, by usiadł z powrotem. Jego oczy rozszerzyły się chyba do granic możliwości. Nie dziwiłem mu się. Sam byłem w niezłym szoku.

-Nie? - równie zaskoczeni zapytali jednocześnie. Zachichotałem pod nosem, widząc szczeżuj tworzący się na twarzy Lucasa.

-Widzi pan - Luke objął mnie ramieniem. - Mój chłopak się już rozmyślił.

-Nie jestem twoim chłopakiem - spiorunowałem go wzrokiem.

-Nie jesteś?

-Nie jestem - odpowiedziałem pewnie, a on pocałował mnie szybko w usta. Uderzyłem go w pierś, ponieważ nadal stał przy nas nauczyciel.

-Jesteś pewien? - nadal się ze mną droczył. Czy jestem pewien? Jasne, że jestem pewien... Chyba.

"Chyba" to ostatnio moje ulubione słowo. Ostro go nadużywam. Znów bez skojarzeń.

Mimo, że ja skojarzenia mam. Niegrzeczny Merkel Cleferd się ze mnie robi. I to przez tego dupka.

O kuźwa. Czyżby to by znaczyło, że czuję do niego seksualny pociąg? Oby nie. Błagam nie. Chociaż już nieraz widziałem go bez koszulki i... Okej, dobra. Może jakiś minimalny pociąg istnieje.

-Tylko nie migdalcie się w szkole - pan Brown postanowił przypomnieć nam o swojej obecności. Usta miał wykrzywione w grymasie obrzydzenia, jednak w jego oczach dało się dostrzec iskrę rozbawienia.

-Nie będziemy mieć z tym problemu, panie Brown - uśmiechnąłem się półgębkiem, odwracając. Robiąc to czułem na sobie wzrok Hemmingsa. Zagryzłem wnętrze policzka. Przez całe to zamieszanie z Calumem mętlik w mojej głowie wielokrotnie się powiększył. Wiadome było, że zaufałem Luke'owi, więc nie bardzo miałem jak z tego uciec. Może gdyby ktokolwiek powiedział mi coś więcej, ale jakoś nie wiele moich znajomych się do tego kwapiło, a teraz, mogłem się założyć, że miałem podjąć decyzję o chodzeniu z nim. Naturalnie - chciałem tego. Nie widziałem sensu, aby się wypierać, jednak i bez mojej chęci pozostawała nadal jedna, istotna kwestia - czy to odpowiednie posunięcie. Niby wszędzie rozpowiadają, że powinno się iść za głosem serca... A ja, mimo powszechnym opiniom, nie bardzo wierzyłem w mądrości bajek Disneya. Gdy myślałem o dawaniu mu kosza niby nie było to nic strasznego. Wiele razy zdarzyło mi się go odtrącić.

-Michael? - zaczął nieśmiało, na co miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Błagam, człowieku, jeszcze nie teraz. Nie jestem gotów. Spojrzałem na niego niepewnie i tym razem pozytywnie mnie zaskoczył swoim wyrazem twarzy. Uśmiechał się delikatnie.

-Słucham cię, idioto? - moje kąciki ust także podniosły się do góry. Przewrócił oczami.

-Zależy mi na tobie. Niezależnie co powiedzą inni - splótł nasze palce i zacisnął mocniej swoją dłoń na mojej. Spojrzałem mu w oczy. Dlaczego mi to mówił teraz?

-Czy... coś się stało? - na moje pytanie parsknął cichym śmiechem. Po raz kolejny zmarszczyłem czoło.

-Nie uważasz tego, za śmieszne? Dopiero co ja cię o to pytałem. Jesteśmy chyba skazani na dzianie się różnych rzeczy w naszych życiach.

-Chyba tak - chyba. Chyba, chyba, chyba. Po moich słowach rozległ się dzwonek, kończąc tym samym moją wypowiedź. Ta lekcja przeminęła nam w miarę spokojnie.

Tak, jak i następna, i następna, i każda kolejna w tym oraz kolejnym dniu. Wszystko wydawało się być dobrze. Wspaniale. Lucas nawet starał się znormalnieć przy znajomych. Nie wkurzał mnie tak często, pomijając pocałunki z nikąd. Dopiero pod koniec wtorku coś się zadziało. Coś już niezbyt pozytywnego.

Wyszedłem wtedy spokojnie ze szkoły. Hemmo miał na mnie poczekać na dworze. Rozmawiał z Calumem. Krzyczeli na siebie. Hood nawet podniósł na niego rękę, więc szybko pobiegłem na miejsce zajścia. Przypatrywali im się wszyscy ludzie będący na parkingu, mogłem poczuć ich spojrzenia na plecach. Kiedy znalazłem się przy chłopakach Cal spojrzał na mnie zrozpaczonym wzrokiem. Nic nie powiedział, a bynajmniej nie w moją stronę.

-Doigrasz się, Hemmings - warknął i odszedł. Lucas ścisnął mój nadgarstek, ciągnąc w stronę wyjścia.

A ja wtedy zdałem sobie sprawę, że mi nie odpowiedział.

Nie odpowiedział mi, czy coś się stało, mimo, że bezsprzecznie - stało się. Więcej, niż zdałoby się przypuszczać.

***************************

Przepraszam, że tyle nie było rozdziału, ale wena sobie ode uciekła. Chyba ją obraziłam, czy coś, bo coraz częściej mnie unika. To smutne.

I tak na poważnie - przepraszam. Serio nie mam weny, a nie chcę pisać gówna.
Nie widzę sensu w dodawaniu rozdziału, żeby dodać - żeby sobie był, taki beznadziejny, bez wyrazu. Dzięki za uwagę. Kocham was.

PS: Widzicie wykonawcę piosenki w tytule? CARA ZAJEBISTOŚĆ DELEVINGNE UMIE ŚPIEWAĆ JA UMARŁAM.

MaybeVickyMaybeNot xx

Hold up || muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz