• Still Breathing •

392 33 5
                                    


Am I bleeding? Am I bleeding from the storm?
Just shine a light into the wreckage, so far away, away...

Still Breathing - Green Day

Myślałem, że nie mogę go nienawidzić bardziej, a jednak. Chciał, bym mu wybaczył - ten fakt sam w sobie był całkowicie nierealny, ale na dodatek obrał bardzo błędną strategię. Bardzo, bardzo błędną. Postawcie się na jego miejscu; chcecie "pogodzić się" z kimś, z kogo chłopakiem się przespaliście i macie (teoretycznie) do wyboru dwie opcje:

a) robienie wszystkiego, by chłopak zauważył w was kogoś wartościowego oraz szanowanie jego słów,

b) olewanie totalnie zdania obiektu zainteresowania, zachowywanie się jak totalny przygłup oraz - co jest tak cholernie niedorzeczne - flirtowanie z nim.

Luke postanowił pójść drugą z dróg i niemało się zaskoczył, że po całym dniu chodzenia za mną mówiąc "przepraszam" oraz pisania trylionów SMS'ów o takiej treści, jeszcze jestem na niego zły. Czego on oczekiwał? Miałem mu rzucić się w ramiona i powiedzieć "Och Luke, to takie kochane, że starasz się zdobyć moją przyjaźń! Jasne, że ci wybaczę! Najlepiej jeszcze zostańmy parą!"? - Chyba raczej nie.

Zmęczony wsadziłem książki do szkolnej szafki. Miałem totalnie dosyć wszystkiego. Nawet własny oddech mnie wkurzał, co - na szczęście - zaraz miało się zmienić. Uśmiechnąłem się półgębkiem, wyczuwając paczkę papierosów w tylnej kieszeni moich spodni, po czym, jak najszybciej, ruszyłem w stronę wyjścia ze szkoły, by wykorzystać ją w wiadomym celu. W końcu. Dziś nie znosiłem Ashcroft High School chyba bardziej, niż zwykle. Tak jak Luke'a. Rany, czy wszystko musiało się do niego sprowadzać?!

-Michael! - poczułem dłoń przyjaciółki na ramieniu, na co niechętnie odwróciłem się w jej stronę. - To ja, Sandy. Nie Hemmings. Nie musisz robić takiej zrozpaczonej miny.

-Sory - wyszeptałem, "korygując" wyraz twarzy i teraz już razem z nią ruszając do drzwi.

-Nic się nie stało. Wiem, że cię dzisiaj zmęczył, więc pomyślałam, że może wypad na pizzę poprawiłby ci troszkę humor - uśmiechnęła się lekko, a ja przekrzywiłem głowę, by mieć lepszy wgląd na jej twarz. Czy ona mówiła serio? - Mike, proszę.

-Wolałbym zostać w domu, ale... - przygryzłem wargę, nie będąc pewnym, jak dokładnie zakończyć to zdanie. - Możesz wpaść... To znaczy, jeśli chcesz...

-Czy ty właśnie zapraszasz mnie do siebie?! - przerwała mi. - Jejku, pewnie! Już dawno... Jestem taka szczęśliwa! - zamarłem, kiedy przytuliła się do mnie, po chwili jednak rozluźniając. Pogłaskałam dziewczynę po głowie. - Wpadnę za pół godziny. Muszę kupić popcorn, lody i... Ashton'a też zaprosisz?!

-Mógłbym - uśmiechnąłem się lekko, widząc jej ekscytację. Zaklaskała entuzjastycznie w dłonie.

-To na co czekamy? Chodź! - pociągnęła mnie za nadgarstek, a ja omal nie przewróciłem się o własne nogi. - Gdzie on... - rozejrzała się w okół, szukając chłopaka, ale nasza zagadka szybko sama się rozwiązała. Tylko nie w ten sposób, w jaki bym chciał. Mianowicie poczułem, jak ktoś wysuwa papierosa z kieszeni moich spodni, na co odwróciłem się gwałtownie. Oczywiście. Moja pięść zatrzymała się tuż przy jego twarzy, a blondyn, nic sobie z tego nie robiąc, włożył pet do buzi tak, że dotykał on jego kolczyka. I w tej chwili mogłem go nie wiem jak nienawidzić, ale widząc, jak to robi, przełknąłem głośno ślinę. Ten widok pozbawiłby nie jedną dziewczynę majtek, a ja też nie byłem z kamienia, żeby mnie to nie ruszyło.

-Mikey-paykey, hej, słodziaku - odwołuje wszystko, co powiedziałem. Jest obrzydliwy. Nie zastanawiając się zbyt długo, uderzyłem go kolanem w krocze, odbierając moją własność. Nigdy się tak nie zachowywałem, ale błagam. Wkurzył mnie dzisiaj do granic możliwości. Wyjąłem zapalniczkę i odpaliłem papierosa, od razu się nim zaciągając.

-Teraz kręcisz mnie jeszcze bardziej - uśmiechnął się cwaniacko, przygryzając wargę, a ja miałem wrażenie, że zaczęło parować mi z uszu. Najchętniej to bym w tamtej chwili wbił tego peta w jego czoło i patrzył, jak się zwęgla. Jakie to byłoby cudowne. - A no i przepraszam, oczyw...

-Odwal się od niego - przerwali mu jednocześnie Sandy oraz Ashton, następnie patrząc po sobie. Wyglądało to przekomicznie, bo dziewczyna zaczęła się rumienić, a Ashton podrapał się speszony po karku. Rozbawiło mnie to nawet na tyle, że nie zdołałem się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.

Dokładnie.

Michael - Depresja - Clifford się śmiał.

Wszyscy wokół zamarli, bo tego dźwięku z mojej strony, nie słyszano od dobrego roku. Jedynie Ash i brunetka uśmiechnęli się triumfalnie, przybijając sobie piątki. Nie wierzę, że to przyznaję, ale Lucas działa cuda. W pewnym sensie. Jednak nadal nie znoszę go równie bardzo.

-Michael, stary! Umiesz się śmiać! - stojący razem z Hemmingsem Brook, złapał się za głowę. Luke zaś jedynie przypatrywał mi się, co postanowiłem zignorować.

-I oddychać. To równie zaskakujące - odparłem, a było to tak luźne, że sam siebie zaskoczyłem. - Uhh... To znaczy...

-Cicho siedź! - powstrzymał mnie Ashton, zawieszając rękę na moim ramieniu. - Zabieramy go, zanim znów zdziwaczeje. Żegnam! - krzyknął, po czym we trójkę ruszyliśmy w drogę powrotną. Przez chwilę poczułem się jak dawniej. Trzej muszkieterowie kontra cały świat. Popatrzyłem szczęśliwy na moich przyjaciół, którzy rozmawiali o tym, czego my to nie będziemy robić dziś wieczorem.

-Co o tym sądzisz? - spytała mnie Sandy, gdy mieliśmy przechodzić przez bramę, by wyjść z parkingu. Otworzyłem usta, chcąc odpowiedzieć. Przerwał mi jednak dzwoniący telefon.

-Chwila - powiedziałem i z myślą, że to moja mama, odebrałem. - Słuch...

-Michaelu Cliffordzie - usłyszałem w słuchawce głos Luke'a i automatycznie cały się spiąłem. - Kurwa, jak ty się pięknie śmiejesz.

Moje oczy otworzyły się szeroko, bo zabrzmiało to zdecydowanie zbyt prawdziwie. Nieśmiało zwróciłem głowę w jego stronę.

-Michael? Czy coś się stało? - spytał Ash, ale zignorowałem jego pytanie, wciskając czerwoną słuchawkę na ekranie.

Luke Hemmings wyglądał w tej chwili lepiej, niż gdyby był bez koszulki i wylał na siebie wiadro wody. Nie seksownie, głupio, czy jakoś wrednie. Nie. Nie potrafiłem wyszukać odpowiedniego epitetu na określenie jego wyglądu w tej chwili.

On po prostu się uśmiechał. Delikatnie. Ani trochę nie fałszywie.

Uśmiechał, a moje serce, pierwszy raz od czterech lat, niebezpiecznie zadrżało.

Otrząsnąłem się. Nie mogło tak drżeć. Hej, serce, stop. Spokój. Odstaw ten alkohol, czy cokolwiek, co tam przy sobie masz.

-Halo? Żyjesz? - brunetka pomachała mi ręką przed twarzą, a ja odwróciłem się w końcu w ich kierunku.

-Jeszcze - przydeptałem butem, rzucony przeze mnie na asfalt, niedopałek papierosa.

-Możemy iść? - uniosła jedną brew do góry, zaraz potem marszcząc czoło. - Hej, co jest?

-Nic. Idziemy. Teraz - przyspieszyłem kroku, tym samym opuszczając teren szkoły.

Lucasie Hemmingsie. Kurwa, ale ty się pięknie, szczerze uśmiechasz.

Czekaj, co?

Hold up || muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz