• Boom Clap •

319 31 4
                                    


You're picture perfect blue
Sunbathing under moon
Stars shining as your bones illuminate
First kiss just like a drug
Under your influence

Boom Clap - Charlie XCX

-Dzień dobry - usłyszałem szept chłopaka nad głową. Mimowolnie uśmiechnąłem się beztrosko. Mogłem sobie pozwolić na zapomnienie o zdrowym rozsądku przynajmniej na czas snu. Odkąd do mnie napisał, śni mi się bez przerwy; jak palimy razem papierosy, jak śmiejemy się razem,
jak mówi, że mój śmiech jest najpiękniejszy. Przeciągnąłem się, całkowicie budząc.
Wtedy doznałem szoku. Mój nos otarł się o kogoś nos. Gwałtownie otworzyłem oczy, które napotkały się z błyszczącymi, błękitnymi tęczówkami wlepionymi w moją twarz. Przełknąłem głośno ślinę, nie mogąc się ruszyć przez jego bliskość. Uśmiechał się szeroko.

Błagam, powiedzcie, że to jest tylko kolejny, głupi sen.

-No hej - powtórzył, na co ja automatycznie uderzyłem go z otwartej dłoni w głowę. Zrobił kilka kroków w tył. - Ał? - skrzywił się, masując obolałe miejsce.

-Co ty tu robisz?! - wrzasnąłem, jeszcze raz analizując w myślach wydarzenia z ostatniego wieczoru. Pierwsze piwo. Gra z Ashem. Drugie piwo. Kolejna rozgrywka w Fifę. Pożegnanie Ashtona. Kąpiel. Spanie. Nigdzie nie było tam Luke'a, a poza tym, po dwóch małych piwkach film napewno by mi się nie urwał.

-Odwiedzam cię, skarbie - jakby nigdy nic usiadł na moim krześle przy biurku, okręcając się na nim. Zmierzyłem go wściekłym spojrzeniem. Idealne odzwierciedlenie października w Sydney. Miał na sobie jeansowe shorty i czarną bokserkę, jak zwykle opinającą jego mięśnie. Powtórzę jeszcze raz - shorty. Oblizałem się delikatnie, lustrując wzrokiem jego szczupłe, odkryte nogi. Dopiero rozbawiony wzrok blondyna przywrócił mnie do rzeczywistości.

-Matka cię wpuściła? - warknąłem przez zaciśnięte zęby, zły nie tylko na niego, ale też na siebie i te przeklęte myśli. Poza tym musiałem zmienić temat, aby po raz kolejny nie powiedział czegoś głupiego.

-Tak - podjechał z siedzeniem pod moją półkę z płytami, zaczynając ją przeglądać. - Zrobiłem ci śniadanie - mruknął już nie tak entuzjastycznie, jak wcześniej. Zmarszczyłem czoło. Wiem, że nie powinienem się nim przejmować, ale to było silniejsze ode mnie. Wstałem z łóżka i podszedłem do komody po koszulkę.

-Coś... się, no wiesz... - wyjąkałem niepewnie, wsuwając sobie przez głowę szary T-shirt. - Stało?

Odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechając delikatnie.

-Nie, Mikey. Teraz już wszystko dobrze - puścił do mnie oczko, przez co znowu poczułem się zbity z tropu. Kogo, jak kogo, ale tego chłopaka całkowicie nie ogarniałem.

-Teraz?

-Teraz, kiedy dowiedziałem się, że się o mnie martwisz - wyszczerzył zęby. Moje brwi uniosły się do góry.

-Nie martwię! - prychnąłem, wkładając na siebie moje czerwone skarpetki. Gdy wsunąłem je do końca wstałem, chcąc podejść do Luke'a, by oddalić go od moich "dzieci". Niestety, nazywam się przecież Michael Clifford i nie obeszło się bez poślizgnięcia na świeżo wypolerowanej przez matkę podłodze. Cóż, świeżo wypolerowanej lub to po prostu ja jestem aż tak wielkim niezdarą.

Po pomieszczeniu rozniósł się anielski śmiech chłopaka, na który odczułem dziwną potrzebę leżenia na panelach, tylko by dalej słuchać tego dźwięku. Oczywiście jednak nie mogłem tego zrobić. Wstałem, otrzepując dresy i piorunując błękitnookiego wzrokiem. Uniósł ręce do góry w geście obronnym.

Wcale nie liczyłem na to, że mnie złapie jak na filmach. Wcale nie.

-Tak chcesz sprawić, żebym ci wybaczył? Śmiejąc się ze mnie? - uniosłem jedną brew do góry, na co zachichotał pod nosem.

-Oj no przepraszam, Mikey - uśmiechnął się delikatnie, przygryzając wargę. Przewróciłem oczami.

-A spadaj - fuknąłem, następnie gwałtownie wciągając powietrze. Zostałem bowiem pociągnięty za nadgarstek wprost na jego kolana. Chłopak objął mnie swoimi wielkimi ramionami, nie pozwalając wstać, a moje serce było o kilka uderzeń od wyskoczenia z piersi i przyprawienia mnie o zawał. - Pojebało cię?! - wrzasnąłem, próbując się wydostać z jego uścisku. Niestety ten dupek przejechał czubkiem nosa wzdłuż mojej szyi, przez co w ułamku sekundy zapomniałem, jak się mówi.

-Gdybym tylko ci wszystko wyjaśnił... - westchnął, opierając czoło na moim barku. - Byłoby nam razem tak dobrze...

-O czym ty mówisz? - zmarszczyłem czoło, na co cały się spiął.

-O niczym, Mike, o niczym... - jego ręce zaczęły zmierzać do bioder, niebezpiecznie blisko moich pośladków, więc zbiłem go po łapach. Ponownie się zaśmiał. Wiedziałem, co próbował osiągnąć tym gestem. Odwrócić moją uwagę od swoich słów i... cóż, udało mu się. - Zrobiłem ci owsiankę z truskawkami. Czeka w kuchni.

-Owsiankę? - spojrzałem na niego przez ramię. To nie było do niego podobne. To było... miłe. - Dzięki, Luke.

-Nie ma za co - wypuścił mnie z objęć i zanim zdążyłem wstać, cmoknął w polik. Gdy już jednak podniosłem tyłek, zamarłem, nie mogąc się ruszyć. - No chodź, bo wystygnie - po raz kolejny się śmiejąc, opuścił pokój. Przyłożyłem dłoń do miejsca, na którym chłopak złożył pocałunek.

Lucas.

Hemmings.

Mnie.

Pocałował.

Co.

**************************

Taki dosyć krótki, ale serio nie miałam weny. Opanował mnie cholerny artblock, przez który mam ochotę strzelić sobie w głowę, bo mam pomysły, których za nic nie mogę zrealizować. Nie idzie mi - po prostu. Do tego jeszcze dochodzi nauka polskiego na olimpiadę, równoznaczna z brakiem czasu

Dlatego też nie wiem, czy uda mi się dodać następny rozdział za trzy dni. Postaram się.

MaybeVickyMaybeNot xoxo

Hold up || muke Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz