VI

19 2 0
                                    

Po porannym obchodzie Kyungsoo udaje się do namiotu Krisa, by zdać mu raport. Dokładnie taki jak zawsze.
"Obóz bezpieczny. Wszyscy żyją. Nic się nie zmieniło, a Kai jest wciąż tak samo irytujący."
Takie rzeczy są już na porządku dziennym, choć Do zastanawiał się przez chwilę, czy nie pominąć ostatniej części.
Przecież ma on być dla niego jak powietrze.
Soo rozgląda się w obawie, czy nie czai się gdzieś za krzakiem i przemyka między namiotami niczym rasowy ninja.
No może z jednym potknięciem, kiedy to potoczył się z górki, ale nie jego wina, że nie wszyscy są tak wysportowani jak Ka.. Sehun.
Tak, dokładnie.
Podnosi się z ziemi z cichym westchnięciem i otrzepuje ubrania z pyłu.
Na całe szczęście nikt tego nie widział, bo było to co najmniej żałosne.
- Brawo, Soo. Jesteś niezdarnym pulpetem z paskudnym charakterem. Do końca życia będziesz sam. Choć teoretycznie nie zostało ci zbyt wiele czasu, jako że mamy aktualnie apokalipsę zombie. Prognoza na dziś? Trupy.
Prognoza na jutro? Trupy.
A za tydzień? Nie uwierzycie, ale trupy! - mówi do siebie, rysując patykiem serduszka na piasku.
W jednym z nich umieszcza dużą literkę 'K' jak 'Kyungsoo'. Może w ten sposób przekaże samemu sobie, że jest samowystarczalny?
- Przecież nie potrzebuje opieki. Tych wszystkich przereklamowanych rzeczy, które pokazują w romansach. Kogoś, kto kocha cię pomimo wszystkich Twoich wad? To fizycznie niemożliwe. Tacy ludzie nie istnieją. Miłość nie istnieje. Bo wbrew temu, co mówią ludzie- ona nie polega na tym, by ciągle się całować - tłumaczy wróblowi, który najwidoczniej stwierdził, że chłopak wygląda tak żałośnie, że nie może go zostawić samego. - Nie to, żebym był jakimś znawcą. Nigdy nikogo nie kochałem. Po prostu wydaje mi się, że ona nie powinna opierać się jedynie na gestach, rozumiesz? Wtedy nikt nie nazwał by jej magiczną.
Jego jakże piękny wywód przerywa szelest namiotu naprzeciwko, z którego wychodzi jakiś mężczyzna.
Jonghyun? Chyba jakoś tak.
Do błyskawicznie podrywa się z ziemi i udaje, że wcale nie miał przed chwilą żadnej dziwnej rozterki.
Kiwnął głową na powitanie i najszybciej jak się da, ewakuuje się do swojego namiotu z zamiarem zrobienia fortu z poduszek i utopienia się w pierzu. To dobry plan.
Kai natomiast,jako że Sehun poszedł na strzelnicę z Krisem, który jakimś cudem uwolnił się od obowiązków, za wszelką cenę stara się znaleźć Kyungie'ego, co ostatecznie nie wydaje się być niczym trudnym. Widzi go, szybko oddalającego się ku swojemu namiotowi. Wolno podchodzi do miejsca, gdzie przed chwilą stał tamten. Na ziemi zauważa jedynie nakreślone patykiem serduszko, a w nim literę 'K'. Mruga kilkakrotnie i uśmiecha się do siebie szeroko. Od razu to wiedział! 'K' jak 'Kai'! Wszystko pasuje!
Szybko przemyka się między namiotami i wpada do tego jego, nawet nie pytając o pozwolenie.
- Kyungie! Pozwoliłeś mi przyjść, więc jestem! Widziałem serduszko i w ogóle to ja cię ko..
Nie dokańcza, bo mocny kopniak niższego wywala go na zewnątrz. To nic, pewnie zwykły odruch. Podnosi się na łokciach stęknięciem i unosi na niego spojrzenie. Nic nie mówi, a jego twarz wyprana jest ze wszystkich emocji. Może poza obojętnością. Po chwili znika za połami namiotu. Kai nie tego się spodziewał.
Ale to nic.
Zupełnie nic.
- Ja będę się starać i starać! I nie odpuszczę! Słyszysz, Kyungie? Zobaczysz!!

Baekhyun siedzi sobie w tym czasie w łódce na środku jeziora i łowi ryby. A raczej próbuje. Nikt mu nie mówił, że to będzie takie trudne.
No bo teoretycznie masz patyk, linkę, przynętę i twoim celem jest złapanie na przykład szprotki. Niby banalne. A jednak niewykonalne.
W końcu nie wytrzymuje już tej presji, chwyta pierwszą lepszą włócznię i z całej siły ciska nią w wodę.
Dopiero po chwili orientuje się, co zrobił.
Problem w tym, że domniemana włócznia nie była wcale włócznią, tylko wiosłem.
Najpewniej za niecałą godzinę ma obowiązkowe obozowe spotkanie, nie złowił ani jednej ryby, a do dyspozycji ma tylko jedno wiosło. Cudownie wręcz.
Zawsze podejrzewał, że jest idiotą, ale nie, że aż takim. No po prostu załamać się można.
Wyrzuca siatkę na ryby do wody i zaczepia jej sznureczki o dynksik na tyłach łódki.
Do jednej ręki bierze wiosło i uzbraja się w nadzieję, że uda mu się wrócić.

Każda kolejna godzina w obozie utwierdza Sehuna w przekonaniu, że otaczają go idioci. Już pominie Suho i Lay'a, którzy zniknęli w namiocie i nie wychodzą. Pominie Baekhyuna, który znikał.. nie wiadomo gdzie. Pominie Kai'a, który od jakiegoś czasu wisi na drzewie i obserwuje namiot Kyungsoo. Ale Kris? On powinien być odpowiedzialny. Tymczasem widzi, jak wspólnie z Chenem rzucają się jagodami. Sehun jęczy w duchu.
"Czy naprawdę jestem tu jedyny normalny?"
- Ej, Sehun!
Chłopak odwraca się. Tuż obok stoi Xiumin, którego do tej pory nie zauważył. Jest chyba trochę zbyt niski.
- Liczę, że nikomu jeszcze nie powiedziałeś..
- Czego? - Chen jak na zawołanie pojawia się miedzy nimi.
- Właśnie - Kris do niego dołącza. Chwilę później ponawia się również Kai.
- Tego, że Xiumin nosi czerwoną koronkową bieliznę - stwierdza bez ogródek najmłodszy w całym tym towarzystwie i wzrusza ramionami.
- Wiedziałem to już od drugiej nocy w obozie - Chen uśmiecha się specyficznie, kiedy wszyscy mordują go wzrokiem.
- Chen! - Xiumin błyskawicznie czerwienieje. - Miałeś nie mówić!
- Nie mówić czego?
Wszyscy zgodnie wydają okrzyk zdumienia, oprócz Sehuna oczywiście. On jedynie mruga oczami i skupia się na różowowłosym czymś, co wyrosło tuż przed nim.
- Luhan, cholera! - Chen rzuca się na to coś i przygniata je do ziemi. - Co ty masz na głowie?!
- Eee.. Włosy?
- Nie zgrywaj idioty!
- Nie musi się zgrywać - Kris kręci głową z politowaniem. Oh jedynie się zastanawia, jakiego poziomu potrafi sięgnąć głupota ludzka.
Luhan uśmiecha się jeszcze szerzej niż dotychczas. Nie myślał, że zostanie przyjęty z tak wielkim entuzjazmem, a tu proszę, jaka niespodzianka! Chen normalnie aż go dusi ze szczęścia.
- Pan z lasu mi je zrobił. Ładne, prawda? - pyta radośnie, trzepiąc włosami na wszystkie możliwe strony, przez co rzucają mu się w oczy czyjeś krzywe nogi.
Podąża więc wzrokiem w górę ciała i natrafia na istny cud świata. Tyłek to on ma normalnie dziesięć na dziesięć. Czysta perfekcja. Znaczy.. Mam nadzieję, że czysta.
- Jaki znowu pan?!
- Aić, Dae, nie bij! - Luhan osłania twarz ramionami i stara się stamtąd wydostać. A raczej wyturlać, choć i to wydaje się trudne.
Patrzy jeszcze wyżej, wzdłuż tułowia, przygotowany na widok anioła, a tam.. No, dupy nie urywa. A już na pewno nie jego! W życiu by jej nie poświęcił. Taki skarb trzeba chronić.
Jeśli coś mu się stanie, odetnie mu tyłek, oprawi w ramkę i powiesi na ścianie. Dobre rzeczy nie powinny się marnować.
- Gadaj, dlaczego one są różowe.
- No mówię, że Truskawkowy Pan z lasu mi je zrobił. Wyszedł z krzaków, mówiąc coś o tym, że chyba chciał mnie zabić, ale potem stwierdził, że jestem na to zbyt artystyczny, nie był zombiakiem, to go nie zabiłem, proste.
- Truskawkowy? - pyta po chwili chłopak z dość krzywą twarzą. Co mu się stało? Chen pomylił go z trupem i przestawił ją kijem? No w sumie Lu mu się nie dziwi, ale aż przykro na to patrzeć..
- No tak. Miał czerwone włosy, więc przez cały czas się zastanawiałem, czy smakują jak poziomki. Nawet prawie go przekonałem, by dał mi ich skosztować. Prawie.
- To czemu nie poziomkowy?
- Ah, XiuXiu, to bardzo proste. To brzmi bardzo niemęsko, a prawdziwi mężczyźni tak męscy jak ja muszą dbać o swój wizerunek. Dla ciebie to może być dziwne, bo lubisz damskie ciuszki, ale może to przyjdzie z czasem?
Luhan patrzę uważnie po twarzach zgromadzonych, a jego wzrok zatrzymuje się na krzywiącym się lekko Kai'u, ściskającym swój bok i co chwila zerkającym w tamtym kierunku Kyungsoo, który pojawił się nagle znikąd.
Lu uśmiecha się do siebie. Chyba naprawdę dużo go ominęło.
- Gratuluję, Kai. Wreszcie ci się udało! Już najwyższy czas, stary. Tylko.. Nie wiedziałem, że lubisz BDSM..

Lost humanityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz