Kai siedzi skołowany w namiocie medyka, wpatrując się tępo w trzymany w dłoniach kubek. Tego całkowicie się nie spodziewał. To nie pierwszy raz, kiedy Kyungie traktuje go w brutalny sposób i nie pierwszy raz Kai ma od tego siniaki. Mocniej zaciska dłonie na kubku i przygryza wargę. Pozwala by całkiem białe włosy opadły mu na oczy i zupełnie zasłoniły twarz, która teraz promienieje uśmiechem. Wiedział, że Do nie jest do końca zły. Od pierwszego spotkania, wtedy, na szkolnym boisku, wiedział, że jest kimś wyjątkowym. Wyjątkowym dla niego.
Jongin unosi kubek do ust i upija łyk. Napar smakuje gorzej niż skarpetki Xiumina, z którym ma nieszczęście dzielić namiot, ale nawet się nie krzywi. To pierwsza rzecz, którą zrobił dla niego Kyungsoo, więc wypije do końca. Opróżnia więc kubek i odkłada go na niewielki stolik. Korzystając z tego, że wszyscy są akurat na zewnątrz i ogarniają nową atrakcję, którą stał się Lay, Kai spuszcza nieco spodnie z pasa i podwijam koszulkę. Na wysokości lewego biodra ma ogromnego siniaka, ale to nie wszystko. Zdarta skóra ukazuje kawałek żywego mięsa, z rany ciurkiem leci krew. Syczy cicho, kiedy przejeżdża po ranie palcem i szybko zaczyna szperać w szafeczkach. Przerywa mu szelest płachty namiotu, z przerażeniem odwraca się w tamtą stronę. Zimne oczy Kyungsoo jak zwykle obrzucają go tym samym spojrzeniem. Po chwili zerka na ranę, ale jego twarz ani drgnie. Wyciąga z niewielkiej skrzynki kawałek bandaża i pchnięciem sadza Kai'a na posłaniu. Klęka obok i zabiera się za odkażanie rany. Obrońca starta się na niego nie patrzeć ani tym bardziej nie rumienić czy nawet oddychać. To zbyt dużo uprzejmości jak na niego, zbyt dużo okazywania pomocy. Przygryza wargę i ponownie ukrywa twarz za włosami. Dałby teraz wszystko, żeby choć na chwilę móc zatrzymać czas.
Kyungsoo natomiast sam nie wiem, dlaczego, ale stara się to robić jak najdelikatniej, by nie sprawić mu więcej bólu. Pierwszy raz w życiu boi się, że przez przypadek kogoś skrzywdzi.
To naprawdę okropne.
- Teraz zaboli - mruczy cicho, starając się opanować drżenie rąk. Przy zszywaniu rany jest to conajmniej niewskazane.
- Kyungie.. - Do powoli podnosi wzrok na twarz Jongina, odcinając zbędny kawałek nici.
- Zamknij się - burczy w odpowiedzi, starając się, by zabrzmiało to groźnie. Mimo to, on uśmiecha się jeszcze szerzej. - Idiota.
Kończy zakładanie opatrunku i odsuwa się od Kai'a, gdy tylko dociera do niego, że cały ten czas był bez koszulki. Mimowolnie zaczyna czuć ciepło na policzkach, przez co gwałtownie się odwraca i wybiega z namiotu.
"Co się ze mną dzieje?"
Powinien się od niego odciąć. Tak kompletnie, bo inaczej nie skończy się to dobrze. Dla nich obu.
-Oh, Kyungie.. - siedzący w namiocie Kim wzdycha cichutko, mamrocząc do siebie. - Przed nimi wszystkimi możesz udawać twardego i zimnego pingwina-mordercę, ale ja wiem, jaki jesteś. Ja wiem, że wewnątrz ciebie nadal jest ten bezbronny chłopiec, który potrzebuje opieki.
I nie chodzi tutaj o bezbronność względem ludzi, względem niebezpieczeństwa. Tylko względem samego siebie. Kai uśmiecha się i zakłada koszulkę, uważając na bandaż. Ciągle z rozpromienioną twarzą wychodzi z namiotu i podbiega do reszty grupy. Kątem oka dostrzega Kyungie'ego, który znika w swoim namiocie. Jest tak cholernie uroczy!
- Kai! Pójdziesz się ze mną napić? Ta dwójka to normalnie cnotki niewydymki, a ty na pewno dasz się przelecieć - Lay uwiesza się na ramieniu Jongina, a ten dziękuję niebiosom, że Kyungsoo jest na tyle daleko, by tego nie słyszeć.
- Tak, oczywiście, a towarzyszyć nam będą jednorożce - Kai przewraca oczami i dźga zielarza w bok. - Lepiej odstaw ziółka, bo ci szkodzą.
- Szkodzą? Wręcz przeciwnie! Dzięki nim czuję się tak młodo..
- Przecież jesteś młody.
- Mam 60 lat i nazywam się Endriu. Wszystko, co o mnie wiesz, to kłamstwa.
- A ja jestem matka Teresa.
- Dobry wieczór, pani. Jak się mają dzieci?
- Doskonale. Szkoda tylko, że ich nie mam.
Wszyscy poza nieogarniętym Lay'em wybuchają śmiechem. W tym momencie zdaje się, że wszystkie ich problemy nie mają żadnego znaczenia.W tym czasie Kyungsoo, żeby jakoś odciągnąć myśli od swojego niecodziennego zachowania, zaczyna przeglądać raporty z misji, licząc na to, że pozostałe problemy znikną. Cóż.. Zawsze można mieć nadzieję.
- Kyungsoo? - za jego plecami rozlega się głos Chena, a Do próbuje udawać, że nie przeżył właśnie małego zawału.
- Tak? - chrząka, by jego głos przestał się tak łamać. - O co chodzi?
- Nie widziałeś gdzieś Luhana? Szukałem go po całym obozie, ale nikt nie wie, gdzie on jest..
- Luhan, tak? Kris Ci nie mówił, że wysłał go na misję? Według raportu wyruszył godzinę po nas, czyli cztery dni temu. Powinien niedługo być z powrotem..
- A wiesz chociaż, dokąd poszedł?
- Do.. - Kyungsoo nachyla się nad kartką, by sprawdzić jego docelowe miejsce i nie może nic poradzić na to, że trochę zasycha mu w gardle. - Ykhm! 'Lasu Samobójców, by sprawdzić, czy to, co morduje zombie to jeden z ocalałych'.
- Musimy..
- Nie. Luhan zna się na swojej robocie. Wie, co robi i robi to dobrze - ucina Kyungsoo, by niepotrzebnie go nie martwić.
Mimo wszystko, nawet on zaczynam odczuwać lekki niepokój.
Ale serio.. Kto nazywa las 'Lasem Samobójców'? To zrozumiałe, że to od tego, że łatwo się w nim zgubić, ale mogli się trochę bardziej wysilić.- No nie daj się prosić - Lay potrząsa Kai'em, ale po chwili znów przywiera do nowoprzybyłego szatyna. Kris parska śmiechem. Chyba faktycznie powinien odstawić te zioła. To nie tak, że przywódca jest jakimś gburem czy ważniakiem. Po prostu nie może sobie pozwolić na odchyły podczas apokalipsy zombie i obietnicą śmierci na każdym kroku. Jest odpowiedzialny za całą grupę, a to zobowiązuje.
- Więc jesteście nowi? - pyta z uśmiechem i przygląda się ich twarzom.
Jeden, wciąż poważny, jedynie obrzuca go spojrzeniem obojętnych oczu. Drugi patrzy na przywódcę, jakby był kosmiczną krową. Odpowiada mu tylko ten trzeci, którego uczepił się Lay.
- Tak, nowi! Nazywam się Suho, a to są Sehun i Baekhyun.
- Mieliście szczęście, że udało wam się przeżyć - podejrzanie radosny Kai włącza się do rozmowy. - W każdym razie witamy w obozie żywych!
- Kai, nie zabieraj mi fuchy - warczy YiFan z udawaną złością. Przewraca jednak oczami i śmieje się cicho. - Ja mam na imię Kris, ten cymbał to Kai, a rudzielec z boku to Xiumin.
- Sam jesteś zboku - mruczy Xiumin i prycha pod nosem.
- Chena i Kyungsoo już znacie, a ostatnią osobę tego oddziału poznacie, jak już się pojawi - tłumaczy Kris, parskając cicho śmiechem.
- Co Cię tak bawi? - burczy Xiumin, patrząc na niego z politowaniem. - Znowu.
- Nic takiego, po prostu mam pewien pomysł.
Baek marszczy nos. Nie bardzo wie, co myśleć o tym jego podejrzanym uśmieszku, więc po prostu to przemilcza. Choć na miejscu Sehuna trochę by się obawiał, ponieważ to głównie do niego był skierowany.
- Musimy przydzielić im jakieś zadania - oznajmia rudy, za co zostaje zdzielony po głowie przez lidera. - A to niby za co?
- Znów ukradliście mi kwestię. Za karę biegnij do Kyungsoo po..
- Ja pójdę! - wyrywa się Kai, przerywając Krisowi, na co ten wygina usta w śmieszną podkówkę.
- Jak już mówiłem, zanim brutalnie mi przerwano, pójdziesz do niego, XIUMIN i oddasz mu jego sprawozdanie dotyczące nowych. On już będzie wiedział, co z tym zrobić.
Baekhyun wzdryga się delikatnie. Coś o nowych? Kiedy on niby zdążył to napisać? Przecież przez większość czasu był z nimi.. Przerażające.
- Nie ma takiej potrzeby - z namiotu wychodzi Kyungsoo, uśmiechając się niemrawo. - Już przydzieliłem im zadania.
Kris kiwa głową, by kontynuował.
- Suho, od dzisiaj będziesz pomocnikiem Lay'a. Oprócz tego, musisz również pilnować, by nie tykał tych swoich ziółek. Nieważne, jak to zrobisz, byle by to było skuteczne. Baekhyun, to jak układasz ramiona świadczy o tym, że masz jakieś pojęcie o łuku. Twoim głównym zadaniem będzie łowienie ryb, ale również nauka strzelania z łuku. To od dzisiaj Twoja broń. Natomiast Ty, Sehun - tu zwraca się do stojącego po przeciwnej stronie blondyna - zostaniesz obrońcą. Gratuluję. Kai wytłumaczy Ci na czym to polega. Dodatkowo za jakiś czas zostaniesz do kogoś przydzielony, by być jego partnerem w walce. To tyle.
Kai chce coś jeszcze powiedzieć, ale Kyungsoo zamiast się wściec czy zrobić cokolwiek innego, po prostu to olewa i odchodzi. Widać, że coś go dręczy.
CZYTASZ
Lost humanity
УжасыCzas apokalipsy. Zombie opanowały całą Koreę Południową. Czy grupie przetrwańców uda się odnaleźć lekarstwo?