IV

24 1 0
                                    

Sehun wbija wzrok w namiot, w którym przed chwilą  zniknął Kyungsoo. Na serio dziwny z niego koleś.
- Oprowadzę was teraz po obozie. Tak więc, proszę wycieczki, po prawej mamy las, po lewej mamy obóz, idziemy dalej - Kris rusza przed siebie i po chwili znika między namiotami. - Kai! Idziesz?
Chłopak, jakby wyrwany z transu, podnosi głowę. Z jego twarzy zniknął irytujący uśmiech, pełne wargi są nieco rozchylone. Jak nic mógłby być modelem.
- Tak, jasne. Tylko mam coś do załatwienia. Przyprowadź Sehuna do mojego namiotu, jak skończycie.
- Jak chcesz!
Wycieczka rusza dalej, a Sehun kątem oka obserwuje Kai'a. Stoi przed namiotem Kyungsoo, ale nic poza tym. Po prostu stoi i patrzy. Nie, żeby to go specjalnie obchodziło.
Po krótkim obchodzie Suho zostaje w namiocie medyka, Xiumin zabiera Baek'a do zbrojowni, żeby dać mu łuk, a Kris dalej prowadzi Sehuna między namiotami.
- Kyungsoo nie byle kogo obsadza na miejscu obrońcy - odzywa się przywódca, na co tamten się krzywi. On chce rozmawiać. Jeszcze nie wie, że Sehun nie nadaje się do takich rzeczy. - Powinieneś być z siebie dumny.
Nie odpowiada. Bo co ma powiedzieć? 'Dziękuję'? Jeszcze, kurna, czego.
Kris zostawia go przed namiotem Kai'a i sam po chwili odchodzi, nie próbując nawiązać nowej rozmowy. Oh stoi tak w milczeniu. Co ma zrobić? Zapukać? Do namiotu się puka? A może po prostu wejść? A jeśli się przebiera? Czuje na twarzy przypływ gorąca i odpędza od siebie tę myśl. Chyba towarzystwo obozowiczów nie najlepiej na niego wpływa.

Kyungsoo przez chwilę krąży po namiocie, by w końcu rzucić się na materac twarzą do dołu i udawać, że go tam nie ma. Nie ma pojęcia, co się z nim dzieje, ale od momentu, w którym skrzywdził Kai'a, wszystko zaczyna się sypać. Obojętność, nad którą pracował latami szlag trafił i coraz trudniej mu podchodzić obojetnie do tego, co się dzieje.
Już sam fakt, że od zawsze bał się spać samemu był wystarczająco uwłaczający.
Nigdy nikomu o tym nie powiedział, bo niby po co, skoro równie samotny Luhan wolał spać u niego na ziemi niż u siebie, samemu na materacu. Tak przynajmniej mieli z kim pogadać przed snem. Niewiele, bo niewiele, ale zawsze coś. Teraz, jak go nie ma..
Może znalazłby się ktoś, kto zechciałby go przygarnąć na noc? Nie. Wszyscy tutaj się go boją. Wszyscy oprócz Krisa i..
- Idiota - warczy Do i przyciska poduszkę do twarzy, gdy przed jego oczami pojawia się roześmiana twarz białowłosego kretyna. - W życiu. Jeszcze by mnie zgwałcił czy coś..
Chcąc się odwrócić na plecy, nie przewiduje faktu, że materac jest dosyć wąski i ląduje na podłodze.
Podnosi się do siadu i wygina usta w podkówkę, rozmasowując sobie obolały kuperek. To było bolesne.

Kai wciąż stoi przed namiotem Kyungsoo, bojąc się zrobić ten jeden krok, który dzieli go od zobaczenia jego twarzy. Ten jeden krok, który dzieli ich od siebie. I nie chodzi tu o przekroczenie progu, tylko wyznania mu swoich uczuć. Rozmowa, która przeciąga się w nieskończoność. Klnie pod nosem i chowa twarz w dłoniach. "Rusz się, debilu. Wejdź tam. Teraz!"
Kris ze swoim pochodem dawno zniknął między namiotami, więc Jongin bierze głęboki wdech i rusza przed siebie.
- Przepraszam za najście! - mówi zbyt szybko i zbyt głośno, ale nie przestaje. Skłania się nawet lekko, stojąc w wejściu do namiotu i zaciskając powieki. - Nie chciałem cię niepokoić, znaczy przeszkadzać! Ten.. Ja.. Porozmawiałem, żeby przyjść. Znaczy przyszedłem, żeby porozmawiać! Oczywiście, jeśli masz wolny wieczór! Nie, żebyś wychodził na randki.. Znaczy pewnie wychodzisz, ale wiesz.. Mamy apokalipsę i tak dalej.. A jedyna dziewczyna tutaj cały czas siedzi w kuchni. Chyba że wolisz chłopców.. Nie, żebym coś sugerował, ja po prostu..
Język do reszty mu się plącze, więc poddaje się i skula w sobie, czekając na jego reakcję. Nie pokazał się od najlepszej strony.. Można wręcz powiedzieć, że wypadł żałośnie, jednak nic nie może na to poradzić! Czuje dreszcze na całym ciele, a w płucach zaczyna brakować mu tlenu. Chce się zapaść pod ziemi i to jak najszybciej. Kyungsoo przez chwilę nic nie mówi, otwierając szerzej oczy ze zdziwienia. W jego namiocie jest Kai. Ten sam, o którym przed chwilą myślał i ten sam, przez którego spadł z materaca. W dalszym ciągu zdezorientowany słucha, jak wyrzuca z siebie mnóstwo słów, z których wyłapuje tylko coś o tym, że nie chodzi na randki. Powinien się obrazić? Raczej nie. Nie wygląda na kogoś, kogo ktoś by chciał, więc raczej nie ma w tym nic dziwnego, że tak pomyślał. Tylko czemu Do czuje lekki smutek, gdy o tym pomyśli? To pewnie głód. Tak, zdecydowanie. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że od kiedy Kai jest obok czuje dziwny ucisk w żołądku? No nie ma innej opcji.
Trochę czasu zajmuje mu zarejestrowanie faktu, że chłopak przestał mówić i teraz stoi przed nim ze spuszczoną głową, zaciskając pięści.
"Obraziłem go czymś? Jest mu smutno?
Nie chciałem! Przepraszam!
Nie powiem Ci o tym, ale wiedz, że tak jest. Znaczy.. Nie masz jak tego wiedzieć, ale no.. Nieważne."
- Masz ochotę na czekoladę? - pyta Kyungsoo po chwili, odganiając przemyślenia i zaskakując samego siebie. Ale przecież nie może go tak zostawić, bo wyrzuty sumienia by go zjadły.
Choć każdy przyzna, że to pytanie było co najmniej dziwne.
Kai przez chwilę stoi tak bez ruchu, przetrawiając jego propozycję. Jak jego mózg w końcu przyjmuje ją do wiadomości, podrywa głowę do góry i wbija w niego zdziwione spojrzenie. Chociaż nie, zdziwione to za mało powiedziane. Raczej przerażone.
- Czekoladę? - pyta z niedowierzaniem i mruga kilkakrotnie. Ten wzrusza ramionami, skina głową. Jongin ma teraz dwa wyjścia. Odmówić i wylecieć stąd, unikając ujawnienia czerwonych policzków albo przystać na propozycję, zostać i na jego oczach spłonąć rumieńcem.
Istnieje tylko jedna poprawna odpowiedź.
- Jasne, czemu nie - uśmiecha się nieco wymuszenie i splata dłonie za plecami. Ma do niego podejść czy stać w miejscu? A może usiąść na ziemi, jak on? Tyle rożnych możliwości, chłopak zwyczajnie nie nadąża. Jęczy cicho w duchu i po prostu zostaje w miejscu, licząc na reakcję z jego strony.
"Pomocy?"
Kyungsoo przygląda mu się z ciekawością, mimowolnie wyginając wargi w uśmiechu. Gdy się tak nie narzuca i nie zachowuje jak skończony kretyn z obsesją, da się z nim wytrzymać. Kto by pomyślał?
Może to desperacja, a może coś innego, ale pierwszy raz w życiu nawet się cieszy z jego obecności.
Poza tym muszą poważnie porozmawiać.
- Wygodnie ci? - pyta kpiąco, przekrzywiając głowę, na co ten momentalnie się spina.
- Słucham?
- Pytam, czy Ci wygodnie, bo nie wiem, jak Ty, ale ja zdecydowanie wolę siedzieć.
- J-ja.. Tak! Ja też. To z-znaczy..
Czyżby aż tak się stresował?
Może to przez ten dzisiejszy "wypadek"? Z twarzy Do ponownie momentalnie znika uśmiech na wspomnienie jego rany. Skrzywdził go. Poważnie.
Spuszcza głowę i wciskając mu do rąk czekoladę, siada obok niego, gdyż Kai wreszcie zdecydował się zająć miejsce na materacu.
- Przepraszam - mówi w końcu, przerywając ciszę. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest to wystarczające, ale nie potrafi się zdobyć na nic więcej.
To ostatni raz, kiedy ponoszą go emocje. Postanowione. Przy nim jednak to nieuniknione, dlatego musi mu dzisiaj powiedzieć, że nie ma powodu do obaw. Jutro poprosi też Krisa, by przydzielił mu innego partnera, a sam się od niego odseparuje, ponieważ fakt, że uszkodził jednego z ich najlepszych żołnierzy sprawia, że ma ochotę po prostu się gdzieś ukryć i udawać, że cała ta sytuacja nie miała miejsca.
Poczucie winy jest straszne.
Teraz wystarczy tylko mu to jakoś wyjaśnić.
Już nie musi udawać, że mu na nim zależy.
Nigdy nikomu nie zależało i nie będzie. Przecież na to nie zasługuje.
Jongin w tym czasie czuje się jedynie jeszcze bardziej zdezorientowany. Chyba traci rozum. Wbija w jego twarz intensywne spojrzenie. Jest tak blisko..
- Przepraszasz? Za co? - stres w jednej chwili znika, zupełnie zastąpiony dezorientacją.
- Za ten dzisiejszy wypadek.. Nie chciałem tobą tak mocno rzucić, ja tylko..
- Nie przepraszaj!
Chłopak unosi spojrzenie swoich pięknych oczu, serce Kai'a gwałtownie przyspiesza. Jest taki uroczy.
- Nie musisz przepraszać - powtarza spokojniej i uśmiecha się delikatnie. - Przecież przywykłem już do siniaków, a to.. Tak jak powiedziałeś, to był zwyczajny wypadek. Poza tym już dawno ci wybaczyłem.
- Co? - Kyugnie wygląda na jeszcze bardziej zdezorientowanego od samego Jongina.
- Zawsze ci wybaczam - uśmiecha się szerzej i mimowolnie spuszcza wzrok na jego lekko rozchylone w zdziwieniu wargi. Cholera. Błyskawicznie odwraca spojrzenie. - Jeszcze nie zdążyłeś zauważyć?
"Czy to ten moment?
Nie wiem, ale zawsze tak robili w filmach.
Powinienem to powiedzieć?
A jeśli źle to odbierze?
Cóż, najwyżej mnie znienawidzi.
A tak nigdy więcej się na to nie zdobędę."
Kai bierze wdech i wreszcie robi ten krok, który tak długo dzielił go od Kyungsoo.
- Zależy mi na tobie, Kyungie.. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo..
Kyungsoo oblizuje spierzchnięte usta i spuszcza wzrok, zaciskając pięści na kolanach.
Myślał, że chociaż on nie będzie sobie z niego żartował.
Czy naprawdę sądził, że Do nie wie, co ludzie o nim mówią? Jaki jest?
- Wybacz, ale jakoś nie biorą mnie te twoje żarty - mówi wypranym z emocji głosem, choć wewnątrz niego wszystko wręcz huczy od ich nadmiaru.
Niby się spodziewał, że to jego całe uganianie się za nim jest efektem jakiegoś żartu czy zakładu, ale wciąż czuje w pewnym sensie.. rozczarowanie?
- Nie musisz tego robić - dopowiada, widząc zdezorientowanie na twarzy Jongina. - Nie potrzebuję litości.
- To nie jest litość, a już tym bardziej żart! - woła oburzony, a Do czuje dziwne ciepło w środku. - Mówię prawdę. Jesteś dla mnie ważny, Kyungie.
- Daruj sobie.
Po tych słowach zapada cisza. Dość niezręczna zresztą.
Kyungsoo naprawdę nie wie, co o tym myśleć. Kai kojarzy mu się jedynie z irytującym natrętem, który nie wie, co to przestrzeń osobista. Za jakiś czas mu się to znudzi i Do znowu zostanie sam. Jak zawsze.
- Powinieneś już iść - stwierdza po chwili, odwracając wzrok.
- T-tak, chyba masz rację - odpowiada cicho białowłosy i kieruje się do wyjścia, wbijając wzrok w ziemię. Wygląda na lekko podłamanego.
Chwilę później Kyungsoo dostaje nagłego olśnienia i niczym typowa nastolatka podbiega do wejścia, odsłaniając poły namiotu.
- A, i Kai..! - woła za nim, na co ten odwraca się z niemrawym uśmiechem.
- Tak, wiem. 'Pamiętaj o obowiązkach'.
Zastępca przywódcy zbywa to stwierdzenie lekkim uśmiechem. Aż normalnie sam siebie nie poznaje.
- Możesz wpadać częściej.

Lost humanityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz