Kai mruga kilkakrotnie, słysząc swoje imię. Właśnie zastanawiał się, czy wytatuowanie sobie imienia Kyungie'ego na ramieniu boli tak bardzo jak rąbnięcie w drzewo.
Uśmiecha się do Luhana i jedynie kręci głową. Może ma nie równo pod sufitem, ale halo. Akurat on nie powinienem tego oceniać.
- Dobrze, że wróciłeś - bierze go w niedźwiedzi uścisk i pięścią trze go po głowie.
- No wiadomo. Beze mnie pewnie zdychaliście - a skromność to ponoć najważniejsza cecha. Wypuszcza go zaraz z uścisku, czując piekący ból w boku. Podchodzi szybko do Krisa i wymienia z nim kilka przyciszonych zdań. Jest obrońcą. Członkowie obozu nie mogą widzieć go w takim stanie. Kris pozwolił mu więc zostać w namiocie do końca dnia, Lay ma mu przygotować jakąś tam maść. Jongin szybko przemyka, mając nadzieję, że nikt go nie zauważy. Oczywiście jednak musi na kogoś wpaść. Otóż mokry, pokryty wodorostami Baek własnie nadchodzi od strony jeziora. Kim otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ten jednak unosi palec i nakazuje, by milczał.
- Nic nie mów - jest wykończony. Co on tam robił? - Gdzie reszta?
Białowłosy wskazuje palcem w stronę miejsca, z którego przyszedł, a ten bez słowa udaje się w tamtym kierunku. To nie wróży niczego dobrego. Wściekłe księżniczki to najgorsze istoty na świecie!
Kyungsoo odprowadził wzrokiem oddalającego się Kai'a. Coś mu się stało. Coś musiało się stać. Przecież sam z siebie by stąd nie poszedł. Nigdy tak nie robił. Nie on.
Nie odszedłby do namiotu bez wyraźnego nakazu.
- Kyungsoo? Haaaaaalo - brunet mruga kilkukrotnie, wyrwany z zamyślenia przez kiwającego się przed nim Luhana. Kochany dzieciak. - W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo żyjesz?
- Pięć.
- Naaah - z jego ust wyrywa się coś pomiędzy westchnięciem a jękiem, gdy Xiumin chwyta go pod pachy, a Chen doskakuje do jego nóg i podnosi resztę jego ciała. - Jeszcze cię dopadnę! Znaczy do ciebie wpadnę! W sensie do namiotu! Tego twojego namiotu! Gaah! Wiesz, o co chodzi.
Do uśmiecha się delikatnie. Musi przyznać, że brakowało go tutaj. Bez Luhana było mimo wszystko zbyt.. cicho.
Chłopak już ma odchodzić, gdy nagle pojawia się przed nim wściekły, przemoczony i oblepiony wodorostami Baekhyun.
- Gdzie jest Kris?Sehun tymczasem przeżywa jeden z momentów rozmyślania nad własną egzystencją.
"A może by tak wyjechać i zamieszkać w bunkrze w najbliższym schronie."
"Nawet jeśli są tam umarlaki, to pewnie ich towarzystwo będzie mi bardziej odpowiadało."
"Zdecydowanie bardziej niż to rózowowłose coś."
"Podejrzewam, że teraz w obozie cisza będzie pojęciem względnym."
- Ej, Sehun!
Z zamyślenia wyrywa go czyjś krzyk. Niechętnie odwraca głowę i napotyka spojrzenie rozradowanego Suho. - Od kiedy przyjechaliśmy, nie mieliśmy okazji porozmawiać. Jak ci się podoba w obozie?
- Głośno - stwierdza jedynie, nie czując potrzeby robienia wywodu. Chce tylko mieć spokój i nie musieć już z nikim rozmawiać.
- Ah, no tak. Do tej pory byliśmy we dwójkę. Tyle zdążyło się zmienić..
- Idź się zająć swoimi sprawami, nie zawracaj mi głowy swoją osobą.
Uhh, to było wredne. I najwyraźniej go zabolało. Chłopak patrzy na Sehuna smutno i po chwili odchodzi. Już i tak byli zbyt blisko siebie. Junmyeon uważa go za.. przyjaciela. Oh nie ma przyjaciół, nie może ich mieć. A mimo to w głębi duszy pragnie, żeby ktoś o nim pamiętał. Żeby po jego śmierci ktoś kiedykolwiek za nim zatęsknił.
To żałosne.
Skupia spojrzenie na wzburzonym Baek'u, który z wodorostami we włosach szybko i głośno dyskutuje z Krisem. Najwyraźniej można to ich spotkanie uznać za skończone. Odwraca się więc i szybkim krokiem odchodzi do swojego namiotu. Może tam będzie trochę spokoju.Gdy wreszcie Luhanowi udaje mu się uciec z morderczych macek Xiuchenów (oni ewidentnie się ku sobie mają, w końcu nie każdemu pokazuje się czerwoną bieliznę, prawda? To znak! Na pewno! Jej nie nosi się bez powodu. Ona wręcz krzyczy: 'zgwałć mnie, jestem czerwona, krwi nie zobaczą'. Prowokujące.), na dworze jest już ciemno, a wszyscy zbierają się przy ognisku, czekając na pozostałych. Ognisko jest na tyle duże, by wokół niego mógł się zgromadzić cały ich pluton, który teraz składa się z dziesięciu osób. Kris co prawda jest przywódcą całego obozu, ale przynależy do tej jednej jego części, której również przewodzi. Oprócz nich jest jeszcze sześć różnych grup, które swoje ogniska mają w różnych częściach obozu. Dzięki temu łatwiej im patrolować większą część terenu.
Lu z uśmiechem przygląda się ludziom, którzy przez ten czas ani trochę się nie zmienili.
Kai wciąż przystawia się do Kyungsoo, a ten usilnie stara się ukryć swoje uczucia, choć coraz mniej skutecznie.
Odwracanie wzroku, spocone dłonie, ostrzejsze nastawienie do głupoty drugiego.. To tylko parę znaków, które na to wskazują, a bycie zwiadowcą zobowiązuje Luhana do tego, by je zauważać.
Na lewo od nich, Lay siedzi na kolanach Suho i opiera głowę na jego ramieniu, wyginając usta w podkówkę i marudząc na brak ziółek.
Kris, dyskutując o czymś z Baekiem, w którego włosach nie ma już nawet śladu po wodorostach, co chwila dorzuca drewna, pilnując, by ogień nie był zbyt duży.
Xiumin i Chen zajmują miejsca naprzeciwko Laya, a Lu przypada to obok Baek'a.
Pojedyncze rozmowy przeradzają się w różne dyskusje, żarty i opowieści wypowiadane na forum. Każdy gada z każdym za wyjątkiem.. niedorobionego aniołka Luhana. Siedzi kilka metrów od nich, samotnie, wpatrując się w las.
Luhan, niewiele myśląc, wstaje i nie zważając na zdziwione miny innych, podchodzi i siada obok niego.
Już na samym wstępie drży. Trochę tu zimno.
- A ty co taki samotny?
Sam nie wie czemu, ale wydaje mu się, że ma dziwne deja vu.
Zabawy przy ogniskach, wspólne rozmowy czy żarty nigdy nie były w klimacie Sehuna. Jeszcze jako dziecko wolał samotnie biegać po polach czy w lesie. To odprężało. Poza tym las nigdy cię nie opuści. Będzie czekał, dopóki nie wrócisz. W przeciwieństwie do ludzi.
Blondyn mierzy różowego niechętnym spojrzeniem, po czym znów wbija je w drzewa.
- Jestem obrońcą, mam wartę - odpowiada beznamiętnie. Skrzat powinien się cieszyć, że ten i tak przystał na rozmowę. Nie każdemu przypada ten zaszczyt.
- Wszyscy inni grzeją się przy ogniu i świetnie się bawią. Nie możesz tak się odcinać - różowy intensywnie kręci głową i kładzie mu dłoń na ramieniu. Sehun krzywi się nieznacznie.
- Wybacz, ale chyba sam umiem decydować o życiu, jestem już dorosły - strąca jego dłoń i kładzie swoją na kuszy. Jeśli go zmusi, to strzeli mu w łeb. Niech wie, że z nim nie ma żartów.
- To przynajmniej posiedzę z tobą - reakcja Luhana wprowadza nowego obrońcę w osłupienie. Wielkie osłupienie. Mruga kilkakrotnie, myśląc, że się przesłyszał. Ten jednak pociera dłońmi o ramiona i ani drgnie z miejsca. Oh odwraca wzrok.
- Wracaj do nich, zamarzniesz tutaj - burczy, kaszląc wymuszenie.
- Oo, martwisz się o mnie? To urocze!
- Jeszcze słowo, a cię zabiję i zwłoki wrzucę do jutrzejszej zupy.

CZYTASZ
Lost humanity
TerrorCzas apokalipsy. Zombie opanowały całą Koreę Południową. Czy grupie przetrwańców uda się odnaleźć lekarstwo?