Obudziło mnie szturchanie w ramię. Otworzyłam zaspana oczy. Znów śniło mi się, że jestem w kosmosie nad Ziemią i obserwuję jak dzień pojawia się nad Ameryką Północną. Poza mną nie było nikogo. Nikt na mnie nie krzyczał, nikt nic ode mnie nie chciał. Stałam w próżni i obserwowałam naszą planetę.
– Elpidha, ocknij się – usłyszałam zdenerwowany głos dziewczyny.
– O co chodzi? – spytałam, przecierając oczy.
– Musimy zmienić samochód. Ten ukradliśmy, policja już mogła go namierzyć.
– Ukradliście? – szok ocucił mnie natychmiast.
Wyskoczyłam z samochodu i poszłam za dziewczyną w stronę Dextera na skraj parkingu. Za nim rozciągał się widok na port.
– Nie mieliście swojego? – spytałam wciąż oszołomiona.
– Nie... trafiliśmy do Jacksonville inaczej – odpowiedział mi satyr, rozglądając się dookoła.
– A to nie możemy teraz tak samo? – spytałam. Wydawało mi się, że tak byłoby najlepiej.
– Nie, nie da się, bo to nie był zwykły środek transportu.
– A co? Czym przybyliście? – przybliżyłam się do niego. Byłam bardzo ciekawa w jaki niezwykły sposób mogli się poruszać.
– Skorzystaliśmy z pomocy, no.... Yyy... Hipokampów – szepnął mi do ucha.
– Co? – krzyknęłam trochę za głośno. – Konie morskie? To one istnieją?
– Dexter!
Oboje z satyrem podskoczyliśmy w miejscu wystraszeni. Spojrzałam w stronę dziewczyny, tuż za nią ze wściekłością w oczach stał jej brat. Patrzył wprost na Dextera.
– Oszalałeś? Im mniej wie, tym lepiej dla nas wszystkich! Nie uświadamiaj jej, bo tego pożałujesz! Bo wszyscy pożałujemy! – Podszedł do nas. Przez chwilę mierzył satyra zimnym wzrokiem, następnie spojrzał na mnie – O nic nie pytaj. Dowiesz się w swoim czasie – wysyczał przez zęby.
Ten chłopak naprawdę mnie przerażał, kiedy tak na mnie patrzył. Od razu przed oczami stanęła mi jego niedawna walka z Pythonem. Z nim nie było żartów, wiec choć niewiele z tego rozumiałam, obiecałam nie zadawać pytań. Usatysfakcjonowany odwrócił się do siostry.
– Pójdę i poszukam transportu, lepiej byłoby coś wypożyczyć, a nie kraść.
– I lepiej coś szybkiego – odpowiedziała z lekkim uśmiechem, – nie mam zamiaru spędzić w podróży całego dnia.
Chłopak kiwnął głową, jeszcze raz obrzucił mnie spojrzeniem i odszedł. W tej chwili nienawidziłam go z całego serca i byłam pewna, że on mnie też.
– Jechaliśmy cztery godziny i dwanaście minut. Gdzie my jesteśmy?
– Twoja umiejętność oceny czasu jest niesamowita – zaśmiała się dziewczyna, kręcąc głową. – W Charleston w Karolinie. Jesteś głodna? – dodała, podając mi batona.
– Właściwie tak – przyjęłam go z wdzięcznością. – Co teraz?
– Nie wiem, zaczekamy na Phillipa – powiedziała ze spokojem, wgryzając się w swojego batona.
– On ma na imię Phillip? – spytałam zaskoczona.
Dziewczyna wybuchła śmiechem. Dexter się dołączył.
– Nie przedstawiliśmy się? Jestem Amber Jackson, a tamten to mój starszy brat Phillip przez dwa „l". Dextera już chyba znasz.
– Elpidha Iliakos – odpowiedziałam, podając jej rękę.
CZYTASZ
Nadzieja bogów *Nadzieja słońca*
FanfictionElpidha Iliakos zaczyna miewać dziwne sny. Śnią jej się greccy bogowie... Jednak przygoda się dopiero zaczyna, kiedy dziewczyna jest świadkiem niezwykłej walki nastolatków z potworem. Czy to na pewno nie jest jakiś żart? I kiedy dziewczyna się uspak...