Rozdział 3 / Jeszcze więcej tajemnic

631 35 4
                                    


Obudziło mnie szturchanie w ramię. Otworzyłam zaspana oczy. Znów śniło mi się, że jestem w kosmosie nad Ziemią i obserwuję jak dzień pojawia się nad Ameryką Północną. Poza mną nie było nikogo. Nikt na mnie nie krzyczał, nikt nic ode mnie nie chciał. Stałam w próżni i obserwowałam naszą planetę.

– Elpidha, ocknij się – usłyszałam zdenerwowany głos dziewczyny.

– O co chodzi? – spytałam, przecierając oczy.

– Musimy zmienić samochód. Ten ukradliśmy, policja już mogła go namie­rzyć.

– Ukradliście? – szok ocucił mnie natychmiast.

Wyskoczyłam z samochodu i poszłam za dziewczyną w stronę Dextera na skraj parkingu. Za nim rozciągał się widok na port.

– Nie mieliście swojego? – spytałam wciąż oszołomiona.

– Nie... trafiliśmy do Jacksonville inaczej – odpowiedział mi satyr, rozglą­dając się dooko­ła.

– A to nie możemy teraz tak samo? – spytałam. Wydawało mi się, że tak byłoby najlepiej.

– Nie, nie da się, bo to nie był zwykły środek transportu.

– A co? Czym przybyliście? – przybliżyłam się do niego. Byłam bardzo ciekawa w jaki nie­zwykły sposób mogli się poruszać.

– Skorzystaliśmy z pomocy, no.... Yyy... Hipokampów – szepnął mi do ucha.

– Co? – krzyknęłam trochę za głośno. – Konie morskie? To one istnieją?

– Dexter!

Oboje z satyrem podskoczyliśmy w miejscu wystraszeni. Spojrzałam w stronę dziew­czyny, tuż za nią ze wściekłością w oczach stał jej brat. Patrzył wprost na Dextera.

– Oszalałeś? Im mniej wie, tym lepiej dla nas wszystkich! Nie uświadamiaj jej, bo tego po­żałujesz! Bo wszyscy pożałujemy! – Podszedł do nas. Przez chwilę mierzył satyra zimnym wzrokiem, następnie spojrzał na mnie – O nic nie pytaj. Dowiesz się w swoim czasie – wysy­czał przez zęby.

Ten chłopak naprawdę mnie przerażał, kiedy tak na mnie patrzył. Od razu przed oczami stanęła mi jego niedawna walka z Pythonem. Z nim nie było żartów, wiec choć niewiele z tego rozumiałam, obiecałam nie zadawać pytań. Usatysfakcjonowany odwrócił się do siostry.

– Pójdę i poszukam transportu, lepiej byłoby coś wypożyczyć, a nie kraść.

– I lepiej coś szybkiego – odpowiedziała z lekkim uśmiechem, – nie mam zamiaru spędzić w podróży całego dnia.

Chłopak kiwnął głową, jeszcze raz obrzucił mnie spojrzeniem i odszedł. W tej chwili nie­nawidziłam go z całego serca i byłam pewna, że on mnie też.

– Jechaliśmy cztery godziny i dwanaście minut. Gdzie my jesteśmy?

– Twoja umiejętność oceny czasu jest niesamowita – zaśmiała się dziew­czyna, kręcąc gło­wą. – W Charleston w Karolinie. Jesteś głodna? – dodała, podając mi batona.

– Właściwie tak – przyjęłam go z wdzięcznością. – Co teraz?

– Nie wiem, zaczekamy na Phillipa – powiedziała ze spokojem, wgryzając się w swojego ba­­tona.

– On ma na imię Phillip? – spytałam zaskoczona.

Dziewczyna wybuchła śmiechem. Dexter się dołączył.

– Nie przedstawiliśmy się? Jestem Amber Jackson, a tamten to mój starszy brat Phillip przez dwa „l". Dextera już chyba znasz.

– Elpidha Iliakos – odpowiedziałam, podając jej rękę.

Nadzieja bogów *Nadzieja słońca*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz