– Bradley! – zawołała radośnie Sarah.
Zwierzęta wylądowały gładko na pasie zieleni za parkingiem. Pobiegliśmy w tamtą stronę. Po drodze rozglądałam się dookoła. Byłam ciekawa, czy ludzie dostrzegli pegazy, a jeśli nie, to, co widzieli? Wiedziałam, że Mgła różnie działała. Wszystko było zależne od tego, czy człowiek, który widział magiczne istoty i dziwne zdarzenia, był w stanie w nie uwierzyć czy nie. Wszystko sprowadzało się do jego pojęcia normalności. Bałam się, że ktoś z obecnych na stacji paliwowej pomyśli, że gdzieś w pobliżu kręcą film z końmi i przybiegnie. Na szczęście nikt nie wydawał się tym zainteresowany.
– Siema. Czy nie było was pięcioro? – zainteresował się Brad, kiedy zszedł z czarnego pegaza. Patrzył po nas skonsternowany.
– Było – odpowiedziała mu Jany. – Ale harpie porwały nam Przybłędę i musi ją odnaleźć.
– Co? Kiedy?
– Tuż po naszej rozmowie – pośpieszyłam z wyjaśnieniem. – I nie mamy wiele czasu.
Chłopak spojrzał na mnie z żarem w oczach, a ja poczułam dziwne szarpnięcie w żołądku. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak mi go brakowało, dopóki nie stanął przede mną. Miałam ochotę się do niego przytulić. Dziwne... bo nigdy wcześniej tak nie miałam.
– Cześć Nadziejo – przywitał mnie z powalającym uśmiechem.
Zaśmiałam się radośnie. Kątem oka dostrzegłam, jak Phil zaciska pięści. Wiedziałam, że walczył z zazdrością i złością. Przywitałam się więc najzwyczajniej, najspokojniej, choć kusiło mnie, żeby się trochę podroczyć... Zrobiłam krok do przodu i nagle zalała mnie fala gniewu. Zaskoczona stanęłam jak wryta. Moje zaskoczenie musiało się malować na mojej twarzy, bo Brad zrobił zaniepokojoną minę. Jany spytała, co się dzieje, ale jej nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu. Gniew który czułam ściskał mi gardło i nie pochodził ode mnie. Był tak ogromny, że nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Zamrugałam kilka razy.
– Phillip co ty jej robisz? – usłyszałam przerażony krzyk Śnieżki.
– Nic nie robię... To nie ja! – rzucił z niepokojem w głosie.
Podszedł do mnie, stanął tuż przede mną i spojrzał mi w oczy. Jego spojrzenie było pełne spokoju. A gdzie się podziała ta złość, którą jeszcze niedawno emanował? Jakim cudem był taki spokojny, skoro czułam jego gniew? Nie mogłam tego zrozumieć. Zaraz, zaraz... Przed chwilą powiedział, że to nie on... to w takim razie... czyj to gniew? Czy to Alitis? A może harpie? – myślałam gorączkowo.
– Elpis walcz z tym! – zawołała Sarah, patrząc na mnie łzawym wzrokiem. Potem dodała coś o ciemności, ale nie potrafiłam rozróżnić słów.
Próbowałam walczyć. Próbowałam się skupić na turkusowych oczach znajdujących się przede mną. Chciałam wchłonąć w siebie ich spokój, ale coś mi przeszkadzało. Coś silnego ciągnęło mnie w stronę mrocznego gniewu, jaki przytępiał mój umysł.
– Brad, potrzebujemy twojej pomocy. – Głos Phila był głośny i stanowczy.
Syn Hekate wyminął go szybkim krokiem i zniknął mi z pola widzenia. Chwilę później poczułam na barkach jego dotyk. Wnuk Pana Mórz wyciągnął do mnie ręce. Dotknął moich dłoni. Nie wiem, co robili dalej i ile czasu to zajęło. Mój wzrok zaszedł mgłą. Moje zmysły robiły się coraz bardziej otępiałe...
**
Kiedy wróciłam do siebie, znajdowałam się w powietrzu, w ramionach Phillipa. Nasi przyjaciele stali dookoła nas. Wszyscy mieli zatroskane miny. Tylko Jackson wyglądał inaczej. Miał na twarzy coś na kształt ulgi. Nie czułam jego emocji, co mnie zaskoczyło i zaniepokoiło. Czy to przez to, że się wypaliłam?
CZYTASZ
Nadzieja bogów *Nadzieja słońca*
FanfictionElpidha Iliakos zaczyna miewać dziwne sny. Śnią jej się greccy bogowie... Jednak przygoda się dopiero zaczyna, kiedy dziewczyna jest świadkiem niezwykłej walki nastolatków z potworem. Czy to na pewno nie jest jakiś żart? I kiedy dziewczyna się uspak...