Dobre serce w czasach nadchodzącej wojny rzadko przynosiło korzyści, częściej sprowadzało nieszczęście na głowę. Adrienne oparła się o stalowe kraty więziennej celi, stukając o nie palcami w rytm pieśni o Samotnej Górze, którą śpiewał swoim głębokim głosem Thorin w noc poprzedzającą wyprawę. Przycisnęła czoło do stali i przymknęła powieki, chcąc przypomnieć sobie spojrzenie jego głębokich szafirowych oczu, z którym prosił cię aby została w Mieście na Jeziorze i zaopiekowała się jego siostrzeńcami. Aby trzymała się z daleka, gdy dotrą do jamy smoka. Parsknęła pod nosem, wyobrażając sobie co by powiedział, gdyby wiedział, że zamiast bezpiecznego oczekiwania aż Erebor będzie wolny, dostanie twardą pryczę w przytulnym lochu w Dale.
Adrienne była przy Thorinie od pierwszego dnia, w którym utracił Erebor. I wcześniej, i później. Mieszkała w Górze już od jakiegoś czasu, przygotowując się do nadchodzącego ślubu, ale zamiast pięknej ceremonii, która złączyłaby ich na wieczność, dostali smoka, który odebrał im to, co było najważniejsze. Dom, rodzinę... Była z nim w Bree, gdy natknęli się na Gandalfa, który obudził w księciu dawny zapał i pasję do odzyskania swego domu. Do tamtego momentu żyli spokojnie w Górach Błękitnych, po latach wzlotów i upadków wzięli ślub i zamieszkali w miłym domu w pobliżu pozostałych krasnoludów. Nawet planowali założenie rodziny. Do czasu wyprawy. Stała przy nim jak mur, zabijając w sobie niepokojące myśli o smoczej chorobie, która odbierała rozum jego dziadkowi, aż do Miasta na Jeziorze.
Wciąż pamiętała tamtą rozmowę, którą odbyli przed domem Zarządcy, w którym wciąż trwało mocno zakrapiane przyjęcie. Thorin, ubrany w swoje szkarłatne szaty wyglądał dumnie i dostojnie, jakby już nosił koronę na głowie, trzymał jej dłonie w swoich jak w dniu, w którym poprosił ją o rękę. Adrienne od razu wyczuła, że coś chodzi mu po głowie. I bynajmniej jej się to nie podobało.
- Jutro sięgniemy po nasze dziedzictwo - powiedział, spoglądając w kierunku wierzchołka Góry.
- A jednak nie wydajesz się zbyt uszczęśliwiony. Co cię trapi? Chodzi o Smauga?
- Trudno stawiać czoła smokowi. Możemy tylko mieć nadzieję, że Bilbo wykradnie mu sprzed nosa Arcyklejnot, ale... - odetchnął głęboko. - Sam nie wiem co może nas spotkać, gdy wejdziemy do środka.
- Rozumiem co masz na myśli.
Adrienne wysunęła się z uścisku jego dłoni i podeszła do barierki, opierając się o nią ramionami i patrząc na ciemne niebo, po którym leniwie przesuwały się chmury, odsłaniając srebrny księżyc, który wydawał się chcieć dotknąć samej Góry.
- Oboje staliśmy naprzeciw Smauga. To wielka bestia i szczerze mówiąc trudno mi jest sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek mógł go powalić. A nawet jeśli się uda... Wiesz co to złoto, co Arcyklejnot, robi z mężczyzn w twojej rodzinie.
- Nie jestem swoim dziadkiem - zaprotestował. - I nie mam zamiaru pozwolić, żeby opętała mnie jakaś żądza złota.
- Jak możesz obiecywać mi coś takiego? - odwróciła się do niego z cichym westchnieniem. - Możesz mi obiecać, że nie zginiesz w ogniu albo że nie dopadnie cię ta choroba i własnoręcznie nie zepchniesz nas w przepaść?
Zaległa między nimi ciężka cisza, gdy Thorin objął ją ramionami i ucałował w czoło. W jego ruchach dało się dostrzec czułość, której nigdy jej nie okazywał poza ścianami własnego pokoju.
- Chcę, żebyś tu została, dopóki nie odbijemy Góry.
Adrienne uniosła głowę z nutą oburzenia.
- Zawsze byłam przy tobie! - zaprotestowała. - Gdy pojawił się Smaug, gdy szukaliśmy domu dla naszych krewniaków i gdy Gandalf podsunął nam ten szalony pomysł. A teraz każesz mi się wycofać?
CZYTASZ
In Tolkien's World.
FanfictionPolskie imaginy i preferencje z postaciami wykreowanymi przez Tolkiena w Władcy Pierścieni i Hobbicie.