13. Pożegnanie

3.1K 143 30
                                    

Aragorn - Patrzyłaś po sylwetkach chłopców, przygotowujących się do walki, czując uścisk w gardle. Wielu z nich wyglądało jakby w życiu nie trzymało miecza, a zbroje zwieszały się luźno z ich chudych ramion. Ta bitwa zapowiadała się wyjątkowo tragicznie. Żadna z tych osób nie znała brutalności wojny, a sami starcy i młodzieńcy nie mogli pokonać całej armii.

Westchnęłaś i wyszłaś ze zbrojowni, dostrzegając Aragorna siedzącego na stopniach i obserwującego chłopca, który próbował odpowiednio chwycić rękojeść swojego miecza. Jego ramiona były spięte, a po jego chmurnym spojrzeniu można było dostrzec jak bardzo się dręczy tym wszystkim. Zbliżyłaś się do niego, głośno stawiając kroki, żeby go nie przestraszyć i usiadłaś obok. Jednym rzuconym spojrzeniem na bok dał do zrozumienia, że wie, że jesteś obok. Przez kilka chwil siedzieliście w ciszy, aż nagle Aragorn powiedział po elficku:

- To czyste szaleństwo. Oboje wiemy, że oni nie mają szans wyjść cało z tego starcia.

Nie wiedziałaś, co mu odpowiedzieć. Mówił w języku, którego niewielu ludzi rozumiało, żeby móc podzielić się z tobą swoimi obawami bez wszczynania większego niepokoju.

- Kiedyś duma Theodena go zgubi... - mruknęłaś. - Możemy tylko ślepo wierzyć, że wydarzy się cud.

Aragorn zaśmiał się ponuro i przesunął palcami po swojej pokrytej zarostem brodzie.

- Naprawdę wierzysz w cuda?

- W drodze, gdy nas zaatakowano i ten warg pociągnął cię w przepaść wszyscy byli pewni, że zginąłeś. A jednak tu jesteś. - Położyłaś dłoń na szczycie jego, a Obieżyświat zacisnął na niej swoje palce. - Jeszcze nic nie jest przesądzone.

Poczułaś delikatny pocałunek na skroni i Aragorn wstał z westchnieniem.

- Miejmy nadzieję, że jeszcze mamy przyjaciół w pobliżu.

Wtedy usłyszeliście poruszenie gdzieś przy bramach fortecy. Okazało się, że nadzieja nie zawsze jest matką głupich - przybyły elfy.

Thranduil - Strażnicy stojący przy wejściu do namiotu króla na twój widok uderzyli pięściami w piersi i pochylili się lekko. Przeszłaś obok, nie zwracając na nich większej uwagi i w wejściu omal nie zderzyłaś się z Bardem Łucznikiem, który właśnie zbierał się do wyjścia.

- Moja pani... - rzekł z szacunkiem kiwając głową i wyszedł.

- Negocjacje zakończone? - spytałaś nieco szorstkim głosem, patrząc na Thranduila, który właśnie nalewał sobie wina z kryształowej karafki.

- Owszem - uśmiechnął się z zadowoleniem. - Okazało się, że mamy małego stróża, który być może rozwiązał właśnie wszystkie nasze problemy z Dębową Tarczą.

- Czyli, że zaprzestaniesz tej głupoty?

Thranduil odstawił karafkę nieco mocniej niż trzeba i odwrócił w twoim kierunku z irytacją. Prawda była taka, że to wszystko wydawało ci się być kompletnie bez sensu. Thranduil był gotowy wywołać krwawą i bolesną dla wszystkich wojnę tylko po to, żeby osiągnąć to, czego chciał. Pokazać swoją przewagę. Odzyskać klejnoty. Sprowadził całą armię pod Samotną Górę i niemal niechętnie zgodził się na wszelkie rozmowy pokojowe, lekceważąc wszelkie zagrożenie, które mogło zniszczyć wszystkich i wszystko.

- O co ci chodzi? - warknął.

- Doskonale wiesz o co mi chodzi. Od początku mówiłam, że zamiast napinać łuki, powinniśmy wszystko na spokojnie przedyskutować.

- Thorin jest głupcem! Proponowałem mu pomoc, a on ją odrzucił. I wcale nie zamierza oddać mi kamieni ze światła gwiazd, które należą do mnie. Wystarczająco je zbrukał samym tym, że były trzymane w Ereborze.

In Tolkien's World.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz