Slenderman
Starucha powoli mieszała w garnku, chyba po to by mnie zdenerwować. W końcu napełniła fiolkę śmierdzącym płynem, który gotował się w kuchni tej wiedźmy od dwóch godzin. Wątpiłem w skuteczność jej metod, nie miała nawet kociołka jak na wiedźmę przystało, ale nie dyskutowałem. Zależało mi na osiągnięciu celu, a jej na życiu, więc poszliśmy na kompromis - otrzymałem eliksir, dzięki któremu będę mógł przemieniać się w człowieka za darmo.
-Żeby nie było, że nie ostrzegałam, przemiana nie jest tylko zewnętrzna i z każdą kolejną zmianą to odczujesz.
Zlekceważyłem jej słowa i odebrałem fiolkę.W jeziorze odbijał się widok potwora. Byłem absolutnie pewny - chciałem tego. Chciałem tej zmiany wręcz desperacko. Moje istnienie było takie puste i zimne całe setki lat. Wypiłem zielony eliksir o ohydnym smaku i upuściłem fiolkę. Ta zbiła się, a ja upadłem. Otoczyła mnie ciemność, czułem tylko ból. Czyżby starej wiedźmie życie zbrzydło i próbowała mnie otruć?
Nie wiedziałem ile czasu minęło, ale powoli ból ustąpił. Otworzyłem oczy, w pierwszej chwili kolory mnie przytłoczyły, aż zabolała mnie głowa i musiałem je zamknąć. Podniosłem się do pozycji siedzącej i zacząłem przyglądać się własnej dłoni. Miałem dużo krótsze palce, ciemniejszą skórę, linie papilarne i paznokcie, na wewnętrznej stronie nadgarstka widać było żyły, a kiedy moje dłonie się zetknęły poczułem ich ciepło. Same dłonie zdawały się być czymś tak niesamowitym, że mógłbym poznawać ich nową strukturę godzinami oglądając jak zginają się palce, ale przypomniałem sobie o czymś o wiele istotniejszym. Twarz! W jednej chwili spokojnie siedziałem, w drugiej rzuciłem się do tafli jeziora jak wariat. Z niedowierzaniem patrzyłem w zielone oczy, moje zielone oczy. Tęczówki miały jasny, soczysty odcień jak trawa na tej łące przy jeziorze. Miałem nos! Ta dla człowieka wręcz abstrakcyjna myśl przyprawiła mnie o łzy szczęścia. To, że pierwszy raz w życiu płakałem jedynie wzmocniło doznanie odkrywania czegoś nowego. Opuszkami palców badałem kształt ust, kości policzkowych, dotykałem powiek, nosa, brwi. Przejechałem językiem po zębach. To wszystko napawało mnie euforią. Wcześniej nie znałem szczęścia, mogłem być co najwyżej zadowolony, gdy proxy dobrze wykonali zadanie. Wielka szkoda, bo to na prawdę wspaniałe uczucie. Jednak nie mam żalu do stworzyciela, powstałem by nieść ból i śmierć, emocje nie wchodziły w grę. Przeczesałem dłonią włosy, były jasne i miękkie, takie przyjemne w dotyku. Szkoda, że nie mogłem pójść tak do willi, Ben nie byłby już jedynym blondynem. Wolałem, żeby nie wiedzieli o moim drugim życiu, jako człowiek nie chciałem mieć z nimi kontaktu. Wstałem z trawy, przy czym jeszcze trochę zakręciło mi się w głowie. Dobrze przewidziałem, że jako człowiek będę miał dużo mniejszy rozmiar, więc miałem przygotowane ubranie na zmianę. Moje własne spodnie ze mnie spadły, a rękawy garnituru sięgały mi do kolan. Oczywiście, nie miałem jak pójść do sklepu, ale pożyczyłem strój od Jeff'a. Mam nadzieję, że nie zdenerwuje się za bardzo, gdy to zauważy. Nie chcę, żeby mi pół willi zdemolował.
*kiedy Jeff zauważył*Eyeless Jack
Dzisiejszy poranek był aż nadto spokojny, więc zaczynałem się martwić o resztę. W kuchni byłem tylko ja i Ticci Toby, który smażył naleśniki. Siedząc przy stole spokojnie zajadałem nerkę, ale nie dane mi było w tym domu, choć raz cały posiłek zjeść w ciszy i spokoju. Do kuchni wbiegł Jeff w samej bieliźnie krzycząc, że ktoś go okradł. Toby uciekł z pomieszczenia półki było to możliwe, a ja w osłupieniu gapiłem się na the Killera takiego jak go bóg stworzył, bo w tym momencie spadły mu majtki. Zakrztusiłem się ostatnim kęsem nerki, którego niefortunnie nie zdążyłem jeszcze przełknąć zanim TO się stało.
Jeff the Killer
Takiego pecha jak dziś to ja nie miałem chyba jeszcze nigdy w życiu. Rano się budzę, choć wolałbym pospać do południa i nie dość, że nie mogę się wyspać po aktywnie spędzonej nocy (Na mordowaniu! Zboczeńcy, wiem, że siedzicie mi w głowie, nie przekręcać mi tu moich własnych myśli) to jeszcze nie ma nigdzie moich ciuchów.(To jesteś pewny co do tego mordowania? Oczywiście, że tak!) Same nie zniknęły, więc oczywiste, że ktoś je zabrał. Wkurzyłem się, a ja nie mam w zwyczaju tłumić emocji. Krzyczałem. (Mhm, uwielbiam kiedy krzyczysz... Zamknij się głosie!) Zszedłem na dół i skierowałem się do kuchni. Po drodze jeszcze mało się nie wywaliłem. Przy stole siedział Jack. Ja nadal wydzierałem się jak głupi to co mi ślina na język przyniosła, a były to głównie wulgaryzmy. Eyeless spojrzał na mnie swymi nieistniejącymi oczyma [Jak to nieistniejącymi, przecież widzę, że ma piękne czarne oczy, ruchałbyś go.) i zaczął się krztusić. Sam przestałem w końcu krzyczeć i nie wiedząc skąd taka reakcja kumpla (Aha, aha i co jeszcze?) przyjrzałem się sobie. O... Szybko podciągnąłem majtki na ich właściwe miejsce. (He he he)Rzuciłem w niego nożem rozładowując mój gniew. Zrobił unik eh... (Ty jakiś niewyżyty jesteś) I kto to mówi?Slenderman
Dziwnie chodzi się na takich krótkich nogach. Las z tej perspektywy wygląda inaczej. Kiedy nie muszę się schylać, by widzieć co mam pod nogami nie muszę też tak bardzo uważać, żeby się nie potknąć. Korzenie drzew nigdy mnie nie lubiły. Wyszedłem z lasu i skierowałem się do miasta. Zdecydowałem się pójść do kina, bo w końcu wypadałoby zobaczyć coś na dużym ekranie. Tak dawno zostało to wynalezione, a ja żyję dłużej i jeszcze nie miałem okazji. W domu nie da się obejrzeć filmu innego niż horror. Przy czym i tak wszyscy zasypiają z nudów, więc teraz wybrałem komedię. Niestety nie potrafiłem dostrzec nic zabawnego w tym co rozśmieszało resztę publiczności, ale nie zniechęciło mnie to. Po kinie poszedłem jeszcze do zoo i na lody. Oczywiście znałem wszystkie dzieła stwórcy, znałem ich nazwy, tereny na których występują zmieniły się od czasu kiedy posiadłem tą wiedzę, co pokazały mi tabliczki przy klatkach. Wiedziałem też jak wyglądają, ale po raz pierwszy mogłem faktycznie je widzieć, słyszeć, a owcy w części zwanej mini zoo nawet dotknąć. To było niesamowite przeżycie. Poznałem też, iż lody truskawkowe nie smakują dokładnie jak truskawki, tylko mrożone. Było to rozczarowujące, aczkolwiek nadal dobre. Nie chciałem w jeden dzień wydać wszystkiego co uzbierałem poprzez przeszukiwanie pośmiertnie moich ofiar. Tak, więc wracałem do domu jakże urokliwą drogą. Składała się ona z bocznych uliczek, gdzie farba odpadała płatami z budynków, które za to były bardzo kolorowe od sprejów. Bogata fauna - bezdomne koty i psy, myszy, szczury, karaluchy itd. Flora też niczego sobie z wieloma rodzajami grzybów i pleśni oraz chwastami między płytami chodnika. Nad pełnymi koszami na śmieci unosiła się typowa dla nich woń. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że usłyszałem krzyk.-POMOCY!
Plaśnięcie. Płacz i kolejny, tym razem stłumiony, krzyk.
Mogłem pójść prosto lub skręcić w zaułek, z którego dochodziły te dźwięki. Wybrałem tę drugą opcję. Jednak na chwilę się zatrzymałem aby pomyśleć co ja w ogóle zamierzam zrobić. Wtedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. I już nie musiałem się zastanawiać.Uliczka była w stanie, który ludzie określiliby jako slumsy, śmierdzące slumsy. Nawet mi się tu podobało. Wysokie budynki, które nadawały się raczej do wyburzenia niż zamieszkania, a mimo to pełne patologicznego życia dawały przyjemny cień. Pęknięcia na asfalcie oraz w oknach kamienic po obu stronach tworzyły piękne wzory. W tym właśnie miejscu, pod przykrywką mroku działa się rzecz straszna. Tu gdzie ludzie dbają tylko o własne bezpieczeństwo, ani myśląc o współczuciu ja sam doświadczyłem odczuwania go po raz pierwszy w swojej całej egzystencji. Było ich trzech, a ona taka bezbronna... Jeszcze wczoraj sam nie zawahałbym się przez zamordowaniem tej istotki w dość brutalny sposób. Teraz nowy, ludzki instynkt każe działać. Pomóc. Zdjąłem bluzę Jeff'a, żeby się nie podarła. No, bo poważnie nie chcę remontować willi. Przymrużyłem oczy i skupiłem myśli na mackach, a one boleśnie rozrywając skórę wyłoniły się z moich pleców. Z zaskoczenia złapałem jednego od tyłu, zamachnąłem się i wyrzuciłem go do śmieci. Pozostała dwójka chciała rzucić się do ucieczki, ale nie mieli szans. Oplątani uderzali w ścianę na przemian do czasu, kiedy przestali się ruszać. Ponowne schowanie macek było trudniejsze niż ujawnienie ich. Wślizgiwały się pod skórę niczym węże, powoli i z oporem, powodując dreszcze i pot. Czując, że chwieją się pode mną nogi upadłem na kolana i na czworakach doczołgałem się do bluzy. Założyłem ją tym samym zasłaniając nadal piekące rany. Zaraz się zagoją, chyba. Może powinienem wysłuchać tego co wiedźma miała do powiedzenia. Nie czas na to, trzeba zobaczyć co z tą nieszczęsną dziewczyną.

CZYTASZ
Black'n'White| Slenderman
FanfictionKim on naprawdę jest? Kim ona na prawdę jest? Jaką mają przeszłość? Co przyniesie przyszłość? W palecie barw największy kontrast stanowią biel i czerń, w życiu taki kontrast stanowią dwie potężne siły - miłość i śmierć. Disney pokazał nam, że to mi...