1.

4.7K 231 297
                                    

-Okay, Cal. Twoim zadaniem jest przyjmować zamówienia klientów. Przez pierwsze kilka dni będzie Ci pomagać Cornelia, a później myślę, że dasz radę sam. - mówił kierownik, prowadząc mnie do kas. Miał gdzieś to, że wpadał na ludzi i skutecznie utrudniał im pracę - Bądź miły dla innych, pytaj, jeśli czegoś nie będziesz wiedział i najważniejsze - stanął gwałtownie, więc prawie na niego wpadłem - Mów mi po imieniu. Kiedy słyszę per Pan, czuję się staro.

Powstrzymałem się od komentarza. Ten człowiek miał co najmniej sześćdziesiątkę na karku, ale chociaż tyle mogłem zrobić, by poczuł się znowu jak nastolatek.

-Jasne, Will.

Szedłem za nim jeszcze chwilę, żeby stanąć przy maszynie do lodów. Lubiłem chodzić do McDonalda. Byłem pewny, że znam całe menu wraz z aktualnymi promocjami, jednak zza kasy to miejsce wydawało mi się obce.

-Zostawiam cię tu z tą piękną Panią i nie pozostało mi nic innego jak życzyć Ci powodzenia. - klepnął mnie trzy razy w ramię odszedł, krzycząc coś do innego pracownika

Przede mną stała dwudziestoparoletnia, pulchna kobieta w ciemnych włosach związanych na czubku głowy. Miała taki sam uniform jak wszyscy, składający się z jasnej bluzki, brązowych spodni oraz czarnych butów. Co jak co, ale ten, kto je projektował nie miał za grosz poczuciu stylu.

-Jestem Cornelia. Nie musimy się lubić, w zasadzie nawet nie musimy rozmawiać, po prostu słuchaj i powtarzaj. - nie uraczyła mnie ani jednym uśmiechem

Pierwszy dzień w pracy zapowiadał się wręcz cudownie, mówiąc sarkastycznie.

Po ośmiu godzinach miałem serdecznie dość. Widziałem dzisiaj więcej różnych twarzy, niż przez całe moje życie. Oczy mnie bolały od ciągłego patrzenia w monitor tak, że przez ostatnią godzinę literki zmieniały się w jeden ciągły szlaczek. Kilka razy się pomyliłem, kilka razy dostałem opieprz od Cornelii i trochę więcej niż kilka razy zbulwersowane spojrzenie klientów, którzy zdawali się nie zauważać plakietki na mojej piersi z napisem Uczę się. Zero wyrozumiałości dla człowieka.

Pożegnałem się i wyszedłem tylnym wyjściem dla pracowników. Na jednym z miejsc parkingowych stał mój skuter. Nie czekałem dłużej. Założyłem kask i odjechałem.

Pokonałem piętra, omijając co drugi schodek. Starałem się nie dotykać obskurnej poręczy ani zdemolowanych ścian, kto wie jakich dziwnych rzeczy doświadczyły. Były plusy mieszkania na czwartym piętrze, a mianowicie darmowe kardio. Chodź byłem szczupły i nie narzekałem na swoją sylwetkę to chciałem poprawić w niej kilka drobiazgów. Tak, żeby się bardziej dowartościować.

Otworzyłem drzwi i oznajmiłem swoje przybycie na tyle głośno, by przedrzeć się przez muzykę i żeby sąsiedzi na całym piętrze również o tym wiedzieli. Moja siostra wyszła z małej kuchni z drewnianą łyżką w ustach. Blond włosy upięła w koczka, a luźne kosmyki opadały na jej jasną twarz. W powietrzu unosił się zapach jedzenia, który przypomniał mi, że w zasadzie nic nie jadłem od ponad ośmiu godzin. Miałem przerwę w pracy, ale wykorzystałem ją na papierosa i granie w gry na telefonie. Rytmicznie kiwałem głową do We Are Hollywood Undead. Razem z Mali uwielbialiśmy ten zespół. Ich teksty były prawdziwe i pełne emocji. Za każdym razem, gdy Danny śpiewał refren dostawałem gęsiej skórki. Miał chłopak głos, tego nie można było podważyć. Wszyscy byli bardzo utalentowani, czego im zazdrościłem. Moim skrytym marzeniem było zostać muzykiem, dawać koncerty, pisać własne teksty i przedstawiać je ludziom. Cóż jak na razie mogłem jedynie dostać tytuł pracownika miesiąca w McDonald's.

Mali ściszyła muzykę na tyle cicho, żebyśmy mogli porozmawiać, ale na tyle głośno, bym mógł usłyszeć każde słowo, gdy podała jedzenie do stołu. Na białym półmisku znalazł się makaron ze szpinakiem. Miła odmiana po dniu spędzonym w knajpie, gdzie jedzenie składa się w połowie z tłuszczu.

Sztućce uderzały o porcelanowe naczynia i dopiero, gdy wszystko było zjedzone odezwała się moja siostra:

-Byłam tak cholernie głodna, że wracając z pracy miałam pójść zjeść na mieście.

-Co cię zatrzymało?

-Brak funduszy i równie głodny brat wracający do domu.

Oparłem się o plecy krzesła, jeżdżąc ręką po dziwnie okrągłym brzuchu. Czyżby dopadła mnie ciąża spożywcza?

-Cieszę się, że o mnie pomyślałaś. Chociaż raz.

Mruknęła coś pod nosem i wstała, zbierając brudne naczynia do zlewu. Szum wody z kranu zagłuszał muzykę z głośników. Chyba leciało coś BMTH, ale nie byłem pewny.

-Jak minął pierwszy dzień w nowej pracy? - spytała nie przestając myć

-Chyba będę tęsknił za starą. Co prawda nie lubiłem sprzątać kibli, ale one przynajmniej nie miały do mnie o nic pretensji. ,,Ten McFlurry miał być z polewą karmelową. Zmień to! Mam uczulenie na czekoladę” ; ,,Frytki są za słone. Nie przechodzą mi przez gardło” ; ,,Czy to co pływa w mojej coli to lód? Jak moje dziecko ma wypić coś tak lodowatego?” - zacząłem przedrzeźniać dzisiejszych klientów, sprawiając, że Mali zachichotała

-Uwierz, że moimi predyspozycjami zawodowymi również nie było zajmowanie się seniorami. Ale hej, spójrz na to z lepszej strony. - oparła się o blat, wycierając mokre ręce w ścierkę - Będziesz miał zniżkę dla pracownika. - mrugnęła jednym okiem

-Ja bym nie brał tego za plus. Chciałbym przechodzić przez drzwi bez wciągania brzucha.

-Jesteś z rodziny Hood. Tutaj można jeść, ile się chce. Ja jestem tego przykładem. - na dowód swoich słów wyjęła z lodówki czekoladowego batonika i jadła go niczym modelki w reklamie. Despacito*. [tł.a. Powolutku]

Rzeczywiście, Mali zawsze miała ładną figurę i nigdy nie słyszałem, żeby płakała z powodu jakiegoś kompleksu. Zdawała sobie sprawę, że nie jest idealna, nikt nie jest, ale zaakceptowała siebie w stu procentach, czego mogło jej zazdrościć większość innych dziewczyn. Facetów pewnie też.

Po wieczorze z siostrą udałem się do łazienki, bo jeśli ona weszłaby tam pierwsza to pomieszczenie byłoby zajęte na kolejną godzinę. Ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia co ona tam tyle robi. Ale nigdy nie wnikałem. Po ostatnim razie, kiedy wszedłem jej niechcący do łazienki (mogła się zamknąć, wiedziała, że jestem w domu) oberwałem kablem od suszarki, który przeciął mi skórę. Serio, nie chciałem kusić losu.

Rozebrałem się firmowych ubrań i wrzuciłem je do pralki. Będę musiał poprosić Mali, żeby pomogła mi to później włączyć. Podczas prysznica zmyłem z siebie cały odór tłuszczu i jedzenia. Już nawet nie czułem swojego dezodorantu. Musiałem przywyknąć do tego smrodu. Dziesięć minut później wyszedłem z łazienki czysty i pachnący w samym ręczniku. Powiadomiłem siostrę pralce i poszedłem do swojego bratoschronu aka mojego pokoju. Był prosty. Miał białe ściany i jasno brązowe meble. Nic nie zmieniałem od wprowadzenia się tutaj. Nie czułem takie potrzeby. Ale to nie był jedyny powód. Nie miałem również za co zrobić remont. Przebrałem się w czyste bokserki, a mokry ręcznik wywiesiłem na oparciu obrotowego krzesła. Nawet rozczesałem włosy! Rzadko mi się to zdarza. Położyłem się i sprawdziłem swój telefon, zaczynając od Instagrama. Nuda, nuda, nuda. O, idol dodał zdjęciem. Chwila przerwy na zachwyt. I znowu nuda. Westchnąłem cicho. Słyszałem jak Mali zaczęła śpiewać pod prysznicem. Zawsze to robiła i zawsze miała taki sam repertuar. Zaczynała od Broken Dream Green Day, a kończyła na The Void Andy’ego Blacka. Nie wiem co zmusiło mnie do snu. Jej głos czy po prostu czyste zmęczenie.

*Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać lmao

Hej, hej!

Nie miałam tego opublikować, dopóki bym nie napisała całości, ale co mi tam. Ff pisane jest prostym językiem i taką też ma fabułę, więc liczę, że wam się spodoba.

Zostawcie po sobie ślad!

Love u all 💕

Fuckboy in McDonald's || Cashton ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz