2.

3.1K 229 346
                                    

Punkt ósma byłem już zwarty i gotowy do pracy. Poranek nie był wcale taki prosty, jakby się mogło wydawać. Dla mnie pobudka wcześniej niż o dziesiątej była grzechem ciężkim i zniewoleniem praw człowieka. Całą moją złość wyładowałem na Mali, która wyszła, trzaskając drzwiami. Wiedziałem, że przeproszenie jej nie będzie łatwe, tym bardziej że to już drugi raz w tym tygodniu. Mamy środę. Cóż, coś czuję, że na obiad w domu również nie mam co liczyć. Wykorzystam chyba tą zniżkę dla pracownika i pozwolę sobie zaszaleć. Może nawet zjem McFlurry’ego z dodatkowym karmelem! Jeśli zrobię go sobie sam to jest szansa, że się zasłodzę.

Cornelia mozolnie robiła kanapki z jajkiem i bekonem. W powietrzu unosił się zapach kawy. Pomimo dość wczesnej pory ludzi nie brakowało. Teraz dodatkowo była promocja. Do godziny jedenastej każdy klient dostawał za darmo czarną lub białą kawę. To jedynie przypomniało mi, że nie wypiłem tego napoju w domu. Będę musiał czekać aż do przerwy. Przez kolejne godziny zadawałem te same pytania. Każde zamówienie obejmowało ten sam cykl. Wszystko zaczynało się się od aż na przesyt miłego ,,dzień dobry, co podać?”. Choć czasem się zdarzało, że jeszcze nie zdążyłem się odezwać, a ktoś już składał zamówienie bez upierdliwej ochrony zbędnych grzeczności. Wtedy żałowałem, że nie robię jedzenia i nie mogę im napluć prosto we frytki albo w sos do McWrapów. Następnie pojawiały się pytania ,,W zestawie?"; ,,Czy ten zestaw ma być powiększony?"; ,,Jaki sos do nugetsów?"; ,,Który numer zabawki?” Oraz wciąż uprzejme odpowiedzi na głupie pytania. ,,Nie proszę pani, nie mamy wegetariańskiego
menu."; ,,Naprawdę nie wiem, czy to zawiera gluten. I "Tak, ta sałatka ma w sobie tylko pełnowartościową sałatę.” Aż w końcu dochodzimy do samego końca, wyrywam paragon razem z numerkiem i wskazuje miejsce, gdzie trzeba czekać.

Odetchnąłem z ulgą, kiedy wybiła godzina mojej przerwy. Wyszedłem na zaplecze, a stamtąd na zewnątrz. Wyjąłem jednego papierosa z paczki i odpaliłem. Powinienem rzucić to świństwo. Cóż, może kiedyś. Zaraz za mną pojawiała się Cornelia. Ku mojemu zdziwieniu trzymała dwa kubki z kawą. Jeden wręczyła mi.

-Pomyślałam, że dobrze ci zrobi. Nie wiem jaką pijesz, ale wzięłam ci czarną.

Patrzyłem na nią, jakby ten napój miał w sobie truciznę i starałem się rozszyfrować jej zamiary.

-Nic nie dodałam, słowo daję. - podniosła ręce do góry w geście kapitulacji

Upiłem trochę, parząc sobie przy tym język. Pomimo bólu, czułem również smak goryczy.

-Następnym razem będę wdzięczny jak dodasz cukier. - mruknąłem, krzywiąc się

-Da się zrobić.

Całe pół godziny spędziliśmy w ciszy, patrząc jak samochody przyjeżdżają i odjeżdżają. Dwa kolejne papierosy później przyszła pora, by wrócić za kasę. Niechętnie podreptałem za Cornelią, wyrzucając po drodze pusty kubek. We dwójkę stanęliśmy na swoim stanowisku. Pomimo, że to drugi dzień mojej pracy tutaj w miarę wszystko ogarniam. Sądzę, że jeszcze dwa dni i ciemnowłosa nie będzie mi już potrzebna. Ugh, zabrzmiało to materialistycznie.

Drzwi ponownie się otworzyły i w tym momencie doznałem szoku. Czas, jakby zwolnił, a inni rozpłynęli się jak mgła. Głosy dochodziły do mnie, jakbym był pod taflą wody, jakbym tonął. I tonąłem, ale w jego roześmianych oczach. Był chudy, ale dobrze zbudowany. Złociste blond włosy lekko kręciły się na końcach tworząc uroczy efekt. Kiedy się uśmiechał w jego policzkach tworzyły się dołeczki i zapragnąłem włożyć w nie wskazujące palce. Uśmiech tego chłopaka był jaśniejszy niż słońce. On dosłownie promieniował. Czułem nieznane ciepło rozpływające się po moim wnętrzu. Co się ze mną dzieje? Blondyn miał jedną bardzo ważną wadę, a mianowicie nie był sam. Towarzyszyła mu zgrabna blondynka. Nie miała dużo makijażu, była ubrana normalnie i co najważniejsze była ładna. Może nie w moim stylu, ale powyżej przeciętnej na pewno.

Fuckboy in McDonald's || Cashton ☑️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz