13. Odlot

11.2K 570 113
                                        

Krzyki dało się słyszeć już na błoniach Hogwartu. Śmierciożercy palili budynki i rzucali zaklęcia, nie patrząc zbytnio w co trafiają. Voldemort kazał im spalić miasteczko do gołej ziemi, jeśli będzie trzeba. Właśnie pozbył się jedną klątwą kolejnego głupca, który ośmielił się z nim zmierzyć i dalej parł w stronę szkoły. Za nim zawalały się kolejne budynki, sypiąc iskrami.

- Pamiętajcie - warknął - żadnego zabijania póki ja tak nie rozkażę. Jeśli znajdziecie Pottera, przyprowadźcie go do mnie!

Śmierciożercy nie śmieli mu się sprzeciwić. Wyciągali przerażonych czarodziejów i czarownice z ich kryjówek i grupowali ich na środku głównego placu. Wokół szalało morze płomieni.

Tom uniósł różdżkę i skierował ją na swoje gardło:

- Sonorus - wypowiedział i jego głos stał się naraz tak donośny, że można go było usłyszeć nawet w szkole. - Dumbledore! - wysyczał. - Chyba już się domyśliłeś, kto ma do ciebie sprawę. Trzymasz u siebie coś bardzo mojego i ja chcę to z powrotem! Jeśli natychmiast nie oddasz mi Harry'ego Pottera, zacznę zabijać tych ludzi, jednego po drugim, a potem spalę tę cholerną wioskę razem z ich ciałami!

Wyszeptał przeciwzaklęcie i jego głos wrócił do normalności. Widział, jak spędzona swołocz rzuca mu przerażone spojrzenia. Uśmiechnął się do nich uprzejmie i jadowicie zarazem. Potem zwrócił swój wzrok na zamek. Kiedyś nawet on nazywał go domem, a teraz uwięzili w nim jedyną osobę, która tak naprawdę kiedykolwiek go obchodziła. Był w stanie zburzyć go do fundamentów, byleby odzyskać chłopaka.

Riddle wiedział, że Harry już wie o ataku, że przyjdzie do niego. Wszystko, co teraz musiał zrobić, to czekać. Niedługo będzie mógł wziąć swojego kociaka w ramiona i już nigdy nie wypuścić.

***

W chwili, kiedy McGonagall poinformowała ich o ataku, Harry wiedział, co musi zrobić. Tom przyszedł po niego i teraz wszystko zależało od tego, czy uda mu się do niego dotrzeć. Popatrzył na Rona i Hermionę. Ich spojrzenia mówiły same za siebie - byli z nim.

- Dołączę do Zakonu - powiedział Dumbledore, kierując się do wyjścia. - Upewnij się, Minerwo, że uczniowie nie opuszczą swoich dormitoriów. - Nauczycielka skinęła głową i wyszła. Pod drzwiami dyrektor obrócił się jeszcze i zmierzył Pottera poważnym spojrzeniem. - Nie wychodź stąd, Harry - powiedział. - Dla swojego własnego bezpieczeństwa. - Potem wyszedł ze skrzydła szpitalnego.

Ogon Harry'ego poruszył się lekko. Stary zgred nie miał prawa mu rozkazywać, a on pójdzie tam, z jego pozwoleniem, czy bez. Podszedł do drzwi, przyjaciele szli tuż za nim. Ostrożnie wyjrzał na korytarz. Panowała tam tylko z grubsza opanowana panika. Nauczyciele i prefekci biegali we wszystkich kierunkach, próbując wyłapać uczniów i odprowadzić ich do ich pokoi wspólnych, jednocześnie nie informując, dlaczego muszą przesiedzieć cały dzień w zamknięciu. Przez to zamieszanie nikt nie powinien był zwrócić na nich uwagi...

- Co wy troje tutaj robicie? - Cichy głos za plecami przyprawił ich o gęsią skórkę.

- Próbujemy powstrzymać Harry'ego od ucieczki - odpowiedziała Hermiona, szybko łapiąc chłopaka za tył szaty i odciągając od drzwi.

- Panie Potter! - prychnęła pielęgniarka napuszonym głosem. - Chyba słyszał pan, co dyrektor powiedział!? Nigdzie nie pójdziesz! Zwłaszcza w twoim stanie!

- Dumbledore nie może mnie kontrolować! I czuję się świetnie! Muszę wrócić do Toma i ty mnie nie powstrzymasz! - Stara szantrapo, dodał w myślach. Odsunął się od przyjaciółki i wyciągnął różdżkę. Skierował ją na kobietę. - Stupefy!

Kitty Love | TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz