rozdział czterdziesty.

1.8K 151 128
                                    

Impreza u Cristiano mijała naprawdę w świetnej atmosferze. Siedziałam na kanapie tuż obok Sergio Ramosa, który obejmował mnie jedną ręką, a w drugiej trzymał szklankę z colą, w której również znajdowało się trochę wódki.

- Cholera jasna, ja nie wiem jak to się stało - powiedział Marcelo, nadal próbując wyjąć ze swoich włosów kawałek sałatki, która znalazła się tam, ponieważ nakładając potrawę, Brazylijczyk przez przypadek wypuścił łyżkę, a zawartość jej poleciała mu na głowę.

- Ty to jednak jesteś głupi, Marcelo - powiedział, zwijający się ze śmiechu Cristiano.

- Zawsze mogło być gorzej, to tylko jedzenie, Puszku - powiedział Sergio, który miał już łzy w oczach, podobnie do mnie.

- Tato, konsola mi się zacięła, mógłbyś mi pomóc? - w salonie pojawił się Cristiano Junior.

- Nie mam czasu teraz - odpowiedział mu przez śmiech.

- Ale tato - powiedział z wyraźnym wyrzutem.

- Powiedziałem coś chyba?! - Portugalczyk na raz poważniał, karcąc wzrokiem małego.

- Cristiano, nie krzycz na niego - odedzwałam się, wstając z miejsca - On cię jedynie prosi o pomoc.

- I co w związku z tym?

- Jesteś jego ojcem, do cholery!

- A ty jesteś jego matką! Więc równie dobrze ty mogłabyś to zrobić! - krzyknął, a moje serce zaczęło tak szybko bić, jakby zaraz miało wyskoczyć. Piłkarz głośno wypuścił powietrze i złapał się za głowę.

- Słucham? - zapytał Ramos, głośno odstawiając na stół szklankę i szybko wstał. - Jaką, kurwa, matką?

- Słownictwo - warknął na niego Cristiano.

- Może ktoś mi to, do cholery wyjaśnić?!

- I tak już za dużo wiesz - powiedział Cristiano, kopiąc krzesło.

- Ramos, ja... - nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Hiszpan mi przerwał.

- Co? No co, Viviana? To było dawno, miało nie wyjść na jaw, bla, bla, bla. Viviana, jesteś moją dziewczyną, a do cholery w związku nie powinno być żadnych tajemnic, hm?

- Ale, Sergio... - w moich oczach zebrały się łzy.

- To nie jej wina - powiedział Cristiano.

- A co? Twoja? Jeszcze lepiej! Z pozoru jeden z moich najlepszych przyjaciół - zaśmiał się cynicznie. - Nie. Wiecie co? Dajcie mi oboje spokój - zamknął oczy.

- Ramos, nie wiesz, co mówisz. Działasz pod presją - Portugalczyk próbował go nagle uspokoić.

- Ja nie wiem, co mówię? Dobrze wiem. I proszę was. Nie odzywajcie się do mnie - powiedział i wyszedł z mieszkania Cristiano, trzaskając drzwiami.

Wiem, że nie ma odwrotu. To koniec. Definitywny koniec.


KONIEC
CZĘŚCI
PIERWSZEJ

nie zabijajcie mnie, proszę.
ewentualnie idę szukać sobie schronienia.

obiekt westchnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz