rozdział trzydziesty dziewiąty.

1.3K 142 14
                                    

Nie słuchając Ramosa, zeszłam do korytarza, aby poczekać na niego przed szatnią.

- Wpadniemy napewno - usłyszałam głos Hiszpana, po czym zobaczyłam go w drzwiach. - O, tu jesteś, skarbie - usmiechnął się do mnie. - Cristiano właśnie zaprosił nas na jutrzejszy obiad.

- Obiadokolację - poprawił go, stając na przeciwko nas. - Vi, wiem, że się zgodzisz.

- Nigdy ci nie odmówiłam, Cris - zaśmiałam się.

- To przez ten urok osobisty - powiedział i westchnął.

- Tak, jasne, Cris - odpowiedział mu Sergio. - I tak wszyscy wiedzą, że ja wyglądam lepiej.

- Ty wyglądasz lepiej? - prychnął. - Możemy iść na ulicę i zapytać ludzi, kto wygląda lepiej.

- Liczysz na prawidłowe odpowiedzi? - były piłkarz Sevilli podniósł jedną brew do góry.

- Jasne, że nie. Ale możemy spytać Marcelo!

- Pewnie, zaproś go również na jutrzejszy obiad i się dowiemy.

- O, świetny pomysł! - wtrąciłam, tym samym przyciągając dziwne spojrzenia swoich towarzyszy. - No co? W końcu kto jest największym śmieszkiem w składzie? - wzruszyłam ramionami.

- Bezkonkurencyjne on - powiedział Portugalczyk - skubany. - Cristiano pokręcił głową. - Ja spadam, bo obiecałem Georginie, że spędzę z nią wieczór.

- Cristiano! No nieźle! W końcu Junior będzie miał rodzeństwo! - krzyknął Ramos, a piłkarz zaśmiał się, po czym straciliśmy go z oczu. - A my? Co będziemy robić? - złapał moją dłoń, splatając nasze palce.

- No nie wiem, wybieraj - odpowiedziałam mu.

- Hmm... To ja życzę sobie, żebyśmy pojechali do mnie i zrobisz mi te swoje pyszne tortille, co były kiedyś na imprezie u Cristiano.

- No dobrze - zaśmiałam się.

- Później możemy obejrzeć jakiś film, albo po prostu poleżeć, ponieważ serio jestem wykończony.

Trzymając się za ręce opuściliśmy Estadio Santiago Bernabéu i skierowaliśmy się na prywatny parking, do samochodu.

- Wiesz co? - zapytał, otwierając mi drzwiczki od samochodu. - Kocham cię - powiedział i złożył pocałunek na moich ustach, a za chwilę zajął miejsce kierowcy.

- A ja ciebie, Sergio Ramos García - odpowiedziałam mu, uśmiechając się najładniej, jak tylko potrafiłam.

Sergio odpalił silnik i włączył radio, w którym grało oczywiście jego ulubiony typ muzyki, czyli flamenco. Zaczął wystukiwać rytm w kierownicę, robiąc się przy tym poważny i skupiając się na drodze.

- Viviana Mendes Ramos García... - powiedział nagle szeptem. - Ładnie brzmi, prawda? - spojrzał na mnie, zatrzymując samochód przed swoim domem.

Nie odpowiadając mu na pytanie, wysiadłam z auta i poszłam pod drzwi, nagle czując, jak piłkarz obejmuje mnie.

- Aby wejść proszę pocałować właściciela - powiedział lekko zmienionym głosem, co wywołało u mnie śmiech.

Odwróciłam się do niego i złączyłam nasze usta w pocałunku, który z czasem stał się bardzo namiętny. Słyszałam, jak Hiszpan otwiera drzwi i lekko popycha mnie, abym weszła do środka, nie przerywając czynności.

- Idę zrobić ci jedzonko - powiedziałam, przerywając tę piękną chwilę.

obiekt westchnieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz