XXIV

364 34 5
                                    

*Martyna*

-Zbieraj się. Jedziemy na policję.

-Co? -wymamrotałam tylko,  obracając się na drugi bok.

-No wstawaj,  do cholery jasnej!  Budzę Cię już 10 minut! -szarpnęła mnie mocno za ramię,  więc na nią spojrzałam.

-Żartujesz chyba.

-Za 10 minut. Ben już się szykuje.

-10?! Oszalałaś kobieto?! -zsunęłam się z krawędzi,  wymijając Yvette i wszystko dookoła mnie. Pędziłam do łazienki.  Szybko przemyłam twarz wodą i ogarnęłam włosy.  Wyjęłam z walizki czarne rurki i wsunęłam je na nogi.  Do tego T-Shirt z logiem ACDC. Pospiesznie zasznurowałam trampki i zwinęłam do kieszeni telefon.  Lekko podkreślone usta powinny wystarczyć.  Albo i nie. Chwyciłam maskarę i nawet nie spostrzegłam, kiedy moje rzęsy stały się gęste i długie jak u Heidi Klum.

-Dobra! Możemy jechać! -krzyknęłam, ale nie wiem czy ktokolwiek to słyszał.

*Craze*
Obudziłem się i przewróciłem na bok, głaskając miejsce obok mnie.  Ale jej tam przecież nie było. 

-Craze, co ty odpierdalasz? -wyszeptałem do siebie z pretensją,  że nie mogę o niej zapomnieć.  Nie.  Stop.  Wróć.  To tylko przyzwyczajenie.  Poszedłem do kuchni i zjadłem jajecznicę. Przeżuwając kolejny kęs, wybrałem numer do Frosty'ego.

-Siema bro!  Może dziś wieczorem pójdziemy na siłkę?

-Wiesz... Myślę,  że... O której dokładnie?

-18:30?

-Ok. Niech będzie.  W sumie muszę Ci coś powiedzieć.

-Tak...ja tobie też.

*Martyna*
Siedzieliśmy już tu dobra godzinę.  Policjant,  który mnie przesłuchiwał zrobił dobre dwadzieścia kółek, koło swojego stanowiska.  Serio.  Gdybym miała taką pracę,  byłabym bardziej wysportowana niż Mel B.

-Więc mówisz,  że to mógł być gwałt.

-Nie chcę nic sugerować,  ale to pan jest policjantem. -mężczyzna zirytował się lekko i zmierzył mnie wzrokiem.

-Droga pani,  nie mamy dowodów,  podejrzeń sprawcy,  ani nic co przydałoby się do śledztwa. -podsunęłam mu pod nos zdjęcia.

-No dobrze,  ale to nie mógł być gwałt.  Pani nie ma żadnych śladów!

-Gwałt przecież nie musi być brutalny.  Wystarczy,  że był bez mojej zgody.

-Widzę, że to będzie ciężki przypadek.  Może zaczniemy od początku?

-Myślę,  że tak będzie najlepiej...

*Frosty*
Siedziałem na korytarzu i pisałem z Crazem.

-Ile można kogoś przesłuchiwać? -westchnąłem głośno i schowałem komórkę do kieszeni.

-Nie bądź taki nerwowy.

-Mam nadzieję,  że zdążymy przed 18:00.

-Czemu akurat 18:00?

-Bo umówiłem się z Tomem.

-Wiesz,  gdybyś mógł to wspomnij mu coś o Martynie... Jeśli wiesz co mam na myśli.

-Tak, tak właśnie miałem zrobić. -wstałem i podszedłem do szklanych drzwi. Martyna wstała,  ścisnęła dłoń policjanta i powiedziała mu coś na odchodne,  po czym wyszła na korytarz.

-No i jak?

-Obiecał,  że dokładnie przejrzy tą sprawę i jak coś się dowie to zadzwoni.

-No i super. -klasnąłem w dłonie i złapałem za rękę ukochaną.

-Jestem dość głodna.  Może pójdziemy coś zjeść?  Jakaś restauracja...

-Wiecie co? Pójdźmy do Maka i najedzmy się burgerami, jakby nie było kalorii.  A potem kupmy zapas lodów na wieczorny maraton Harry'ego Pottera. Ok? -popatrzyłem na Yvette z zaskoczeniem,  a ona uczyniła to samo.

-Filmy będziecie musiały niestety obejrzeć same.

-Czemu? -Martyna obróciła się na pięcie i spojrzała mi prosto w oczy.  Nie wiem dlaczego,  ale przez chwilę się przeraziłem.

-Bo... Ja spotykam się dziś z Tomkiem.

-Aha,  ok. -rzuciła szybko i natychmiast obróciła się o 180°. Widać było,  że jej krok był przyśpieszony.

-No idziecie,  czy nie? -powiedziała,  a w jej głosie można było usłyszeć ciche drgania.

Hej wam!  Wiem,  że rozdział krótki i w sumie do dupy,  bo nic się w nim nie dzieje,  ale postaram się wam to jutro zrekompensować. Peace out! ✌

Miłość w Melbourne |Jet Crew|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz