XXIII

400 40 11
                                    

*Craze*
Wróciłem z powrotem do pokoju. Ona była już w połowie spakowana. Nie sądziłem, że tak szybko jej pójdzie. A może nie chciałem, żeby tak szybko jej poszło. Stanąłem w drzwiach i ostatni raz obserwowałem ruchy jej zgrabnych dłoni.
-Nie musisz się tak niecierpliwić. Zaraz wychodzę. -spojrzała na mnie. Za chwilę zobaczyłem, jak odwraca głowę i ociera ukradkiem łzę.
-Nie musisz się, aż tak śpieszyć. Wolę, żebyś dokładnie sprawdziła, czy wszystko masz, żebyś nie musiała tu wracać. -rzuciłem tylko i wyszedłem z pokoju.
*Martyna*
Jego ostatnie słowa zabolały mnie najbardziej. Przez cały ten czas miałam jeszcze nadzieję, że może się wytłumaczę i wszystko się ułoży. Tak się jednak nie stało. Spakowałam wszystkie rzeczy i podniosłam się z podłogi. Spojrzałam w lustro. Przypomniał mi się moment, kiedy wyprowadzałam się od Patryka. Tym razem nikogo nie było w lustrze. Wywlokłam walizkę z sypialni i przeszłam koło kanapy, ostatni raz spoglądając na Tomka. Pani Krause nie było w domu. Może to i dobrze... Wiecie... Niepotrzebne tłumaczenia i te sprawy. Kiedy otwierałam drzwi miałam nadzieję, że jego głowa odwróci się w moją stronę, a ja po raz ostatni spojrzę w jego turkusowe oczy.
-Pa. -rzuciłam na odchodne, ale on nawet nie odpowiedział. Zignorował mnie, zmieniając kanał telewizyjny. Stanęłam na chodniku, bez dalszego pomysłu na życie. Stojąc tak uderzył we mnie chłodny powiew powietrza, co zmusiło mnie do myślenia. Wybrałem numer telefonu...
-Halo? Yvette?
*Craze*
Widziałem wszystko przez okno. Stała i patrzyła przed siebie jak postać, rodem z horroru, mająca zaraz zaatakować. Zobaczyłem, że wyciąga komórkę.
-Poradzi sobie. -mruknąłem i przełączyłem na mecz koszykówki.
*Martyna*
Zapukałam do drzwi. Otworzył mi Frosty.
-Hej Martyna! Zaraz zawołam Yvette. -już miał wykrzyczeć jej imię, kiedy zza moich nóg jego oczom ukazała się walizka.
-Co... Co ty...
-Mogę wejść?
-Am... Jasne...

30 minut później
-----------------------------------------------------------
-Wiesz...Tomka znam od tylu lat, ale ty jesteś moją przyjaciółką. Znam Cię na tyle dobrze, żeby uwierzyć w to, co mówisz. -na słowa Yvette, Ben pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Ja pier do le. -wymówił dokładnie każdą sylabę i uderzył czołem o stół.
-A ja? Co ja mam powiedzieć, Ben?
-Wiesz... Te wiadomości... Mam na myśli, że to bardzo podejrzane. Najpierw te wiadomości, potem bielizna z ulubionej firmy, wyprawa do klubu, poznanie tego tajemniczego Felixa, jogging, pobudka w krzakach i jeszcze te zdjęcia. A najgorsze jest to, że dostawaliście wiadomości od kogoś, kto cały czas was obserwował. Widział każdy wasz ruch. Widział nawet co i kiedy robicie w sypialni!
-Czuję się z tym okropnie... -upiłam łyk kawy, która trochę panowała na moim bólem głowy i sennością.
-Chwila, chwila... A czemu nie powiedziałaś o tym Tomkowi? Znaczy się o tym przypadku w parku?
-Wiesz... Ja... Nie chciałam go martwić i w ogóle...
-Martwić?! A jakby stało się coś złego?! A może ktoś, Cię wtedy zgwałcił?! -Australijczyk wstał zirytowany.
-Przestań krzyczeć, bo zaraz moja głowa eksploduje i będziesz ścierał z podłogi mój mózg.
-Ciekawe czy go masz...
-Co powiedziałeś?!
-DOSYĆ! -Yvette krzyknęła na całe mieszkanie. Widzę, że z wami jak z dziećmi.
-Ale Yv..
-Frosty ma racje. Mogłaś o tym powiedzieć Tomkowi. Ale nie w tym rzecz... Wtedy skłamałaś Tomkowi, że byłaś na spotkaniu z Felixem, prawda?
-No tak...
-Może... Może te zdjęcia... Wtedy gdy leżałaś w parku...
-Te zdjęcia były robione w jakimś pokoju.
-Nie ważne. Ważne, że byłaś nie przytomna. Ta dziewczyna... Mówiłaś, że była do niego podobna.
-No chyba tak. Wtedy, gdy się ocknęłam nic nie pamiętałam. Dopiero potem... Moje wspomnienia mogą być mylne.
-Załóżmy, że nie są.
-Tak czy siak on cię zgwałcił. To był stosunek bez twojej zgody.
-Ale dowody...
-Dowody to zdjęcia...
-No nie wiem...
-KONIEC! Koniec tej rozmowy na dziś, bo mnie też zaczyna już głowa boleć. Lepiej zacznijcie zachowywać się jak prawdziwe kobiety i ugotujcie coś samcowi alfa. -Frosty podszedł do Yvette i przytulił ją czule. Pocałował w policzek i oboje popatrzyli na mnie. Yvette odepchnęła go nieco, szturchając jego bok łokciem. Z jego ust usłyszałam tylko ciche ,,no co?". Jak ja za tym tęskniłam. Mieć go przy sobie, czuć jego zapach, wtulić się w niego i poczuć się bezpiecznie...
-To gdzie mogę spać? -przerwałam swoje rozmyślania, bo czułam, że zaraz się rozkleję.
-Myślę, że ze mną w sypialni, a Ben na kanapie.
-Chwila, chwila... ŻE CO?! -jego uśmiech natychmiast zniknął z twarzy. Z powagą i zaskoczeniem spojrzał na narzeczoną. Nie powiem, gdyby nie to, że usypiam na stojąco śmiałabym się z tej sytuacji do rozpuku.
-To co słyszałeś. Dopóki nie kupimy materaca, ty śpisz na kanapie, a Martyna w naszej sypialni.
-Ale skarbie...
-Żadnego ale. Chodź Martyna, pokażę co dom, a ty samcu alfa, możesz zacząć szukać przepisu, bo ty dziś gotujesz.
-Żartujesz?
-Tu jest łazienka... -obejrzałam się tylko przez ramię i zobaczyłam załamanego Frosty'ego. Nie wiem czy powodem było to, że nie umie gotować, czy brak seksu przez najbliższe dni. Zapewne jedno i drugie.
-Jutro jedziemy kupić materac! -wydarł się tak, że miałam wrażenie, że nawet ludzie na ulicy go usłyszeli, ale Yvette nic sobie z tego nie robiła.

Miłość w Melbourne |Jet Crew|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz