PROLOGUE

704 63 10
                                    

Kolejny monotonny dzień, spędzony za biurkiem...

Patrzyłem przez okno na przytłaczającą, nieco srebrzystą pogodę. Ludzie w pośpiechu uciekali przed ulewą zakrywając głowy kurtkami, aby się nie zmoczyć. Tak jakby zależało od tego ich własne życie. Zaśmiałem się cicho sięgając po parującą już aromatyczną kawę, która zawsze stawiała mnie na nogi od pierwszej styczności z moimi wargami. Mieściła się ona w moim ulubionym kubku z napisem ,,Najlepszy komendant w mieście". Dostałem go na urodziny rok temu od kolegów z pracy.

Samo to wspomnienie sprawiło, że od razu uśmiech pojawił się na moich ustach. Uwielbiałem przypominać sobie takie miłe chwile. Upiłem łyk czarnej cieczy i dalej śledziłem wzrokiem mieszkańców miasta, których musiałem chronić, choćby własną piersią. Sam zadecydowałem się poświęcić jednostce, w której właśnie działałem. Wcale tego nie żałowałem, choć bywały i ciężkie chwilę, takie jak brak czasu dla bliskich i tego typu sprawy.

Krople deszczu biły delikatnie w szybę, tworząc swego rodzaju muzykę dla moich uszu. Spływały jedna po drugiej, tworząc wspólną rzekę. Niby tak zwykłe zjawisko, jednak miało w sobie coś niesamowitego.

Rozsiadłem się wygodnie w fotelu i spoglądnąłem na stos raportów, którymi miałem się dzisiejszego dnia zająć. Przewróciłem tylko oczami i westchnąłem ciężko. Jednak to był mój obowiązek i musiałem w końcu się za to zabrać. Zwlekałem z tym już od dobrych trzech dni, a miałem oddać uzupełnione już następnego dnia. Nie mogłem więc sobie pozwolić na bezczynne siedzenie i gapienie się w tak kuszące okno.

Sięgnąłem po pierwszą lepszą kartkę z czarnym długopisem w ręku. Przewertowałem tylko strony, by zatrzymać się na ostatniej z nich. Tam było podane przewinienie przestępcy i wszystkie mniej ważne szczegóły, które niezbyt mnie interesowały. Przeniosłem wzrok na monitor znajdujący się na środku mojego stanowiska i włączyłem nasz specjalny program do zapisywania osób, z różnymi przestępstwami na koncie. Jak czasami przychodziło mi czytać różne sytuacje to aż ciarki przechodziły.

Morderstwa, gwałty, kradzieże... Dlatego jestem tu by pomóc osobom, których życie jest zagrożone. Chciałem, aby Seul był bezpieczny. Aby mieszkańcy czuli się komfortowo i nie żałowali decyzji wprowadzenia się tutaj. Wyrwałem się z zamyśleń i wróciłem do tego co miałem zrobić.

-A więc tak. Hmm... Min Yoongi

Wstukałem imię i nazwisko w klawiaturze, ale przerwał mi to nagły telefon, przez co westchnąłem przeciągle. Odebrałem jednak.

-Halo?

-Witam, z tej strony komendant Taehyung.

-Oh! Cześć Tae. Co tak oficjalnie?

Zaśmiałem się radośnie co przyjaciel również zawtórował. Ostatni raz rozmawiałem z nim miesiąc temu, ponieważ był na służbie w innym mieście. Słysząc jego głos cieszyłem się jak małe dziecko. Przyznam się, że tęskniłem za naszymi wyjściami do baru, aby napić się soju. Moja dziewczyna, była na tyle wyrozumiała, że nie miała nigdy nic przeciwko naszym wypadom. Jest naprawdę świetną kobietą i odnoszę wrażenie, że byłbym w stanie stworzyć z nią poważniejszy związek i przejść do następnego etapu naszej znajomości. Szczerze mówiąc, nigdy nie czułem czegoś takiego wobec drugiej osoby.

Ale wracając do Taehyunga. Poznałem go w tedy, gdy po raz pierwszy przekroczyłem próg komisariatu. Na początku nie pałałem do niego jakąś wielką sympatią, lecz kiedy pokłóciłem się z HiSoo, on był moim wsparciem w tamtym czasie. Od tamtego dnia oficjalnie staliśmy się dobrymi przyjaciółmi.

-Słuchaj, kiedy następna dawka soju?

Parsknąłem śmiechem, trochę zbyt głośno, po czym pokręciłem głową.

-Bardzo bym chciał, ale nawet nie wiesz ile mam teraz roboty. Do nocy będę chyba tu siedzieć.

Poczułem jeszcze większą niechęć do spisywania tych głupich świstków na komputer, bo bardzo mi brakowało spotkania jak mężczyzna z mężczyzną.

-A to nie ma o czym gadać, lepiej żeby szef się nie wkurzył, bo z nim nie ma przelewek.

-Nie musisz nic mówić... nadal mam ślad po ostatnim.

Popatrzyłem na bliznę, która mieściła się na moim nadgarstku. Powiem tak... trochę mi się oberwało za to, że przyszedłem do pracy z kacem, no ale niestety słusznie.

-Ha! Pamiętam to jakby było wczoraj!

-No więc sam widzisz jak sprawy się mają. A ty nie masz nic do roboty, że dzwonisz tak nagle?

Zmrużyłem oczy, bo wątpiłem by zadzwonił tylko po to aby umówić się na alkohol.

-Szef kazał przekazać, że masz jutro przesłuchać nijakiego Min Yo-yu-yon...

-Yoongiego?

-A! Tak, tak!

Właśnie w myślach dałem sobie z liścia. Uwielbiałem tego gościa, ale czasami zastanawiałem się co takiego się w jego głowie dzieje, że jest tak nie zorganizowany.

-Dobra, nieważne...

-Tak w ogóle, skąd wiesz o kogo mi chodzi?

-Eh... teraz właśnie wpisywałem jego dane do systemu...

Mruczałem pod nosem. Podczas rozmowy znów zacząłem przenosić informacje na temat jego osoby, gdyż szkoda było mi czasu. 

-Życzę ci powodzenia. Słyszałem, że z niego niezłe ziółko.

Kodując jego słowa, trochę zachciało mi się śmiać. Przecież przesłuchiwałem wielu mężczyzn, więc z nim nie powinno być większego problemu. A przynajmniej tak mi się zdawało.

-Spokojnie, nie takich już tu mi podstawili, więc powinno pójść gładko.

-Jasne. Dobra trzymaj się Jung. Wołają mnie. Muszę pilnować bramek na koncercie, tego zespołu... czekaj jak im to było? A tak! The Rose.

-Działaj szefie.

Rozłączyłem się, a uśmiech nadal tkwił na mojej twarzy. 

Co za człowiek...

W końcu wróciłem do tego cholerstwa, kontynuując to co mi tak perfidnie przerwano.

***


The culprit is only one! «~YOONSEOK~»Where stories live. Discover now