1

100 14 1
                                    

Skarlett

Otworzyłam oczy, gdy promienie słoneczne dotarły na moją twarz. Wstałam, leniwie krocząc do kuchni, by przygotować sobie śniadanie. Gdy skończyłam przyrządzać jajecznicę do pomieszczenia zawitała moja współlokatorka, a zarazem najlepsza przyjaciółka.
- Dzień dobry, Mercy - uśmiechnęłam się, nakładając jej posiłek.
- Dzień dobry - powiedziała ledwo żywa. - Od której do której dzisiaj siedzisz w pracy?
- Od 9. Zmianę mam do 17, ale dzisiaj wezmę dodatkowe dwie godziny, bo może dzisiaj dostanę podwyżkę.
- Jezu, miałam nadzieję, że dzisiaj gdzieś wyjdziemy.. Jutro weekend! - stwierdziła obrażona.
- No właśnie Mers, jutro weekend. W weekendy mam wolne, więc możemy gdzieś wyjść. A z tego co wiem, ty za 10 min zaczynasz zajęcia.
- Cholera - zaklęła, i wyszła szybko zakładając buty i zabierając kurtkę. - Do wieczora!
Krzyknęła na pożegnanie i trzasnęła drzwiami.
Dokończyłam w spokoju śniadanie, ubrałam się i załatwiłam poranną toaletę.
8:46 ubrałam moje buty i założyłam kurtkę. Drzwi zaknęłam na klucz i wyszłam. Po 10 minutach spaceru byłam przed kawiarnią "Luxe". Za kasą stał już mój współpracownik - Fabian.
- Witam panią ślicznotkę - zaśmiał się ten idiota.
- Cześć, debilu - uśmiechnęłam się do niego.
- Sky, Sky, Sky... - pokręcił dla zabawy chłopak.
- Oj, wiesz że cię kocham - przytuliłam go na przywitanie. - Dobra, idę na zapleczę.
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Na miejscu ubrałam mój błękitny fartuszek i założyłam plakietkę z moim imieniem i nazwiskiem.
- Skarbie ty mój, stanij na kasie, ja mam dostarczyć pare ciastek.
- Nie ma sprawy, blondynie. Farbowany.
Spojrzał na mnie urażonym wzrokiem, ale po chwili nie wytrzymał i parsknął śmiechem. Ahh, jak ja kocham tego wariata.
***
Dzień minął spokojnie. Zostałam sama. Jeszcze godzina i weekend czas zacząć. Ostatni klienci wchodzili do środka. Odwróciłam się, aby zrobić sobie jedną kawę. Należy mi się.. A zapłaciłam za nią!
- Przepraszam, poproszę jedno latte carmel macchiato - usłyszałam dobrze znany mi głos.
Odwróciłam się powoli.
- Jasne, już się robi - powiedziałam trochę zmieszana.
- Skarlett? - gdy tylko powiedział moje imię starałam się ukryć plakietkę.
- Ym, musiał mnie Pan z kimś pomylić.
- Jasne, przepraszam Panią...
- SKARLETT DO CHOLERY - kurwa.. Fabian ma przejebane...
- Więc jakaś Skarlett tu pracuje?
- Tak, ale jest .. Na zapleczu.
Akurat w tym momencie wychylił się blondyn.
- Sky, nie słyszysz jak cię wołam? Jak skończysz zmianę masz się zgłosić o podwyżkę do szefa.
- Okey, dzięki... - spiorunowałam go wzrokiem.
- Cóż, jednak miałem rację, Skarlett Smith - powiedział Harry. Mój były.
- No tak, wybacz, ale nie mam wielkiej ochoty na pogadankę, zwłaszcza, że pracuję. Proszę - podałam mu jego zamówienie - tu jest twoja kawa, należy się 7 £.
Brunet podał mi kwotę i obdarzył mnie spojrzeniem. Te zielone tęczówki...
- Dzięki, do zobaczenia. Mam nadzieję - uśmiechnął się ukazując dołeczki. Cholera...

Mercy

Gdy wyszłam z naszego mieszkania od razu skierowałam się na przystanek. Oczywiście jak zawsze musiałam się spóźnić

-Cholera - przeklęłam w myślach. No cóż, nie pozostało mi nic innego jak iść 6 kilometrów na nogach... Kocham swoje życie!
***

Gdy dotarłam na miejsce pierwsze co zrobiłam to skierowałam się do sali.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie- przywitałam się z wykładowcą i usiadłam na swoim miejscu obok Louis'a.
-O, no proszę. Panna Black obdarowała nas swoim towarzystwem- zauważyła pani Williams kierując do mnie swój fałszywy uśmieszek. Mówiłam jak jej nienawidzę? Nie? To teraz mówię...
-Czemu znowu się spóźniłaś?- zapytał mój best friend
- Autobus mi uciekł.
- Boże, Mercy...
-No co?
-Panno Black -krzyknęła moja ukochana pani. Sarkazm był wyczuwalny, prawda?- Jeszcze jedno słowo, a wyrzucę cię z klasy.
-Przepraszam....
***

Reszta zajęć minęła dość szybko. Postanowiłam iść do kawiarni w której pracuje moje przyjaciółka. Oczywiście musiał iść ze mną ten debil, czytaj Louis.
***

- Nie rozumiem tego...- powiedziałam w pewnym momencie nasze drogi. - Ona na mnie się uwzięła!
- Kto? Pani Williams?
- Tak... No bo patrz, razem gadaliśmy a ona mi zwróciła uwagę... - powiedziała oburzona
- Ona nikogo nie lubi - próbował mnie pocieszyć Lou.
- Mnie szczególnie - zauważyłam, gdy dotarliśmy na miejsce.
- Hej -przywitałam się z moją przyjaciółką buziakiem w policzek, co powtórzył mój przyjaciel.
- Cześć, jak tam na studiach?
- Źle - odpowiedziałam sucho.
- Co się stało?
- Mercy ubzdurała sobie, że pani Williams się na nią uwzięła...
- Jakbyś się nie spóźniała, nie miała by nic do ciebie...-zauważyła Sky. Zmroziłam ją wzrokiem.

- No dobra!- klasnął wesoło w dłonie Louis - Jutro sobota, a co ważniejsze moje urodziny!
- Co rok starszy i co rok głupszy... - pokręciłam z politowaniem głową na moją uwagę.
- Ała! Ranisz - udał smutnego i położył rękę na sercu. - No dobra muszę przygotować wszystko na
imprezę. Do zobaczenia jutro - pożegnał się z nami i zniknął.
- Ja też będę się zbierać, muszę coś kupić temu debilowi. Do wieczora!-skierowałam się w stronę centrum handlowego.

***

Witamy w naszym nowym a zarazem pierwszym ff!💞Razem z Potterka321 zaczełyśmy pisać. Co z tego wyjdzie? Nie wiemy XDD Mam nadzieje że się podoba. Pamiętajcie o zostawieniu gwiazdki i pozytywnego komentarza, ponieważ to meeega motywuje 💞💞

Just Us ||N.H H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz