Część 6

949 81 29
                                    


Pov. Miko

Postanowiłam przynieść Alison zeszyty do odpisania. Poprosiłam Bulk'a o podwózkę, więc podróż do jej domu trwała niewiele ponad 10 minut. Zapukałam do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Zapukałam jeszcze raz. Znowu to samo. Miałam już sobie iść, ale w tej chwili usłyszałam czyjeś kroki. Drzwi do mieszkania się otworzyły. To była matka Alison. Była cała zapłakana. Zapytałam jej, co się stało, a ona przekazała mi straszne wieści o mojej koleżance. Powiedziałam, że jej współczuję i bardzo mi przykro. Odeszłam. Wsiadłm do Bulkhead'a, prosząc go o zawiezienie do bazy. Smokescreen musi się o tym wszystkim dowiedzieć. Pojechaliśmy.

*Skip time - już w bazie*

Niestety wszystkich wywiało na misję. Nie miałam czasu powiedzieć Smokescreen'owi o Alison. Może to i dobrze... Tymi niemiłymi wieśćmi podzieliłam się natomiast z Jack'iem i Raf'em. Ustaliliśmy, że narazie zachowamy to wszystko dla siebie i Autoboty dowiedzą się dopiero wtedy, gdy zdobędziemy więcej informacji o stanie naszej koleżanki. Biedna. Ciekawe jak się czuje i dlaczego w ogóle się pocięła.

*Jakiś czas potem, w szpitalu*

Jesteśmy już przed salą, w której leży Alison. Pukam. Nikt mi nie odpowiada. Delikatnie otwieram drzwi. Widzę ją, udaje, że czyta książkę.

- Cześć, jak się czujesz? - pytam.

- Spoko - odpowiada niechętnie - moglibyście wyjść? Czytam - dodała.

- Nie czytasz. Książkę trzymasz do góry nogami - zauważyłam.

- I co z tego?

- Nic. Powiedz, dlaczego się pocięłaś? Z zapytałm prosto z grubej rury.

- Nie twoja sprawa. Spadaj.

Widać, że nie chce rozmawiać. Na jej nieszczęście, ja tak łatwo nie odpuszczam. Zaraz się dowiem wszystkiego.

- Jak mi nie powiesz, przekażę twojej matce, że szwendasz się po mieście i pustyni, wychodzisz z domu przez okno, wagarujesz, jesteś bezczelna czy chamska wobec nauczycieli... - szantażowałam ją.

- Nie! Tylko nie to! - krzyknęła z przerażeniem wymalowanym na twarzy - ona zamontuje mi kraty w oknach! - dodała.

- To jak będzie? - zapytałam.

- Dobra - powiedziała, patrząc na mnie morderczym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do siebie. Wygrałam.

Po chwili dowiedziałam się wszystkiego. A więc to Smokescreen był przyczyną depresji dziewczyny. Nie wiedziałam, że jest ona taka wrażliwa. Nigdy nie dawała tego po sobie poznać. Życzyłam jej zdrowia i pożegnałam się z nią. Wyszłam. Chłopaki też. Musieliśmy przekazać Smoke'owi te wieści. Powinien wiedzieć, co się dzieje z Alison. W końcu to jej przyjaciel i ochroniarz.


*Pov. Smokescreen*

Wróciliśmy właśnie z misji. Dzieciaków nie było. Hmmm, ciekawe. Zwykle Miko na wszystkich czatuje i wypytuje nas o szczegóły z wypraw na Deceptikony. Może musiała coś załatwić? Nie wiem. Zająłem się swoimi sprawami. Trochę mi na tym zeszło. Nawet nie zauważyłem, kiedy mali ludzie przyszli spowrotem do bazy. Dowiedziałem się o tym dopiero wtedy, gdy usłyszałem:

- Hej Smokescreen...

Zdziwiłem się. To był głos Miko, ale nie wesoły (jak zwykle) tylko jakiś smutny. Odwróciłem się do niej. Zobaczyłem, że Jack i Raf też tam stoją z dziwnymi grymasami na twarzach. Zapytałem się ich:

- Dlaczego jesteście tacy posępni? Stało się coś?

- No... Chodzi o to, że... - ociągali się z odpowiedzią - Alison jest w szpitalu.

- Ale jak to w szpitalu?! Co się z nią stało? - nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem.

- No bo... ona się pocięła.

- Dlaczego?!

- Bo było jej strasznie wstyd, że tak cię rano potraktowała.

Ta informacja zwaliła mnie z nóg. Więc to wszystko przeze mnie? Niech to szrot! Muszę do niej jechać, natychmiast!

- A ty dokąd? - zapytała się mnie Miko - I tak cię nie wpuszczą do szpitala - powiedziała, jakby czytała mi w myślach.

- Masz rację... - odparłem z ociąganiem.

- Wiem - odpowiedziała.

Ech, co ja z nimi mam. Byle tylko Alison szybko wróciła ze szpitala. Muszę sobie z nią poważnie porozmawiać...


*Dwa dni pózniej*

Pov. Alison

Właśnie dostałam wypis ze szpitala. Matka mnie odebrała. Pojechaliśmy do domu. Nieźle. Moja jakże kochana mamuśka (wyczujcie ten sarkazm) matrwiła się o mnie pierwszy raz od kilku lat. Pierwszy raz nie kazałam mi w środku nocy iść do sklepu po jakąś pierdołę. Pierwszy raz, no! Co z nią jest nie w porządku?! A może to ze mną coś jest nie tak? Nie ważne. Kurczę, przez ten pobyt w szpitalu mam zdecydowanie za dużo różnych, bezsensownych refleksji. Na przykład wczoraj myślałam czy lepiej by było zjeść kromkę z dżemem truskawkowym i keczupem czy bułkę z powidłami śliwkowymi i musztardą. No ludzie! Kto wpada na tak durne pomysły?! Chyba tylko ja. A raczej mój mózg. Tylko czy mój mózg nie jest mną? Stop! Koniec! Nie myśl Alison, nie myśl.

*Skip time o godzinę*

Siedziałam sobie na łóżku i przeglądałam internet, gdy nagle coś zastukało w moje okno. Popatrzyłam w stronę źródła dźwięku i mało co zawału nie dostałam. To Smokescreen pukał w szybę. Od razu przypomniał mi się ten feralny poranek. Znowu zrobiło mi się bardzo głupio i pojawiły mi się łzy w oczach. Szybko zasłoniłam okno roletą i schowałam się pod kołdrą. Nie byłam gotowa na rozmowę z moim mechanicznym kumplem. Ponownie zalałam się łzami. Dlaczego ja muszę być taka beznadziejna? Dlaczego?! Pukanie nie ustawało przez dobre pięć minut, potem słychać było warkot silnika, cichnący miarowo. Smokescreen odjechał. Wyjrzałam jeszcze ostrożnie przez okno, aby się co do tego upewnić, ale ujrzałam tylko wzbijającą się w powietrze smugę kurzu i pyłu pustynnego. Nie miałam już na nic ochoty. Postanowiłam się przespać.

Inna, ale wcale nie gorsza. Transformers Prime.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz