5.

3.5K 155 20
                                    

Ordynator chciał mi dać tydzień urlopu, ale się nie zgodziłam. Moim życiem był szpital, tylko tu czułam się dobrze. Kiedy wracam z niego do domu, zostawałam sama, a wtedy moje myśli kierowały się do tamtego dnia.

Nie wyobrażałam sobie tego, żeby ułożyć sobie życie z kimś innym. On był wyjątkowy, nie tylko zabójczo przystojny, ale też troskliwy i opiekował się mną tak, że nie miałam wątpliwości, że byłam dla niego najważniejsza. Kochał mnie bardziej niż siebie i ja czułam do niego to samo. Tylko on mnie rozumiał, potrafił rozbawić tak, że nie mogłam uspokoić się przez kilka godzin.

Jego rodzice zawsze mnie nienawidzili, a po jego śmierci... Musiałam wysłuchiwać tego, jakim byłam złym człowiekiem.

Zgadzałam się z tym. To przeze mnie on zginął, choć miał przed sobą całe życie. Ale on tak kochał motocykle...

Dwie najważniejsze rzeczy w jego życiu go zabiły.

>>>

- Co z Anną? - Zapytałam jednego z onkologów w naszym szpitalu. Jakiś czas temu asystowałam mu przy operacji Anny, która chorowała na raka i to jednego z tych najgorszych - raka mózgu.

Nie chciałam tego robić, bo to nie w moim stylu, ale martwiłam się o nią. Miała dopiero dziesięć lat i nie zdążyła poznać świata. Śmierć zabierała ludzi z tego świata o wiele za szybko.

- Nadal nie ma poprawy - doktor Glide westchnął i poprawił śmieszne okulary, które zawsze nosił. Trochę się z Anną z nich śmiałyśmy, bo wyglądał w nich jak mucha.

- To co teraz? Wracacie do chemioterapii?

- Obawiam się, że już niewiele możemy zrobić. Próbowaliśmy wszystkiego, ale nie zadziałało...

- Jak możesz tak mówić? - Obruszyłam się. - Jesteś lekarzem! Ty NIGDY nie możesz się poddawać. Pacjenci się poddają, a my musimy pomóc im walczyć!

- Ale ona już nie chce walczyć, ma dość. Choroba ją wyniszcza i męczy, nie ma już siły. Powiedziała mi, że chce odejść.

- Jesteś lekarzem - powtórzyłam. - Twoim zadaniem jest ratowanie życia, a nie godzenie się na śmierć.

- Nie mogę nikogo zmuszać...

- Nie nadajesz się do tego - wycedziłam przez zęby.

- Słucham? - Popatrzył na mnie zaskoczony.

- Z takim podejściem, powinieneś co najwyżej sprzątać tutaj sale, a nie leczyć ludzi, skoro tego nie potrafisz! - Wściekłam się.

- Może zamiast wyżywać się na mnie, sama byś z nią porozmawiała? Zachowujesz się samolubnie, a to zupełnie obca dla ciebie osoba. I wierz mi, wiem co robię i nie musisz mnie uczyć. Pracuję w tym zawodzie znacznie dłużej niż ty, więc niech ci się nie wydaje, że jesteś najmądrzejsza w całym szpitalu.

- Nigdy tak nie powiedziałam, więc...

- Muszę wracać do pacjentów - przerwał mi, patrząc na mnie z wyraźną niechęcią. - Zawsze cię broniłem, kiedy cały szpital mówił, że jesteś wredną suką bez uczuć, ale teraz widzę, że mieli rację - dodał jeszcze i odszedł.

Przez chwilę stałam nieruchomo jak posąg. Chciałam, żeby nie obchodziło mnie to, co powiedział, żeby po prostu to po mnie spłynęło.

Nie spłynęło.

Moje oczy wypełniły się łzami. Wybiegłam szybko ze szpitala, do parku, który znajdował się obok i dopiero tam, pozwoliłam im wypłynąć.

Jasne, wiedziałam co o mnie mówią. I wiedziałam, że na to w pełni zasłużyłam. Ale i tak bolało.

- Chusteczkę? - Usłyszałam, więc podniosłam głowę.

Zobaczyłam Jamesa. Pokręciłam przecząco głową i zaczęłam ocierać policzki dłońmi.

- Dlaczego moja ulubiona pani doktor płacze? Przecież mamy taki piękny dzień - uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Od jego wypadku minęły dwa tygodnie, ale on nadal nic nie pamiętał. Czasami go odwiedzałam i nawet fajnie nam się rozmawiało. Przeważnie przekazywał mi wszystkie plotki ze szpitala, które mówiły mu pielęgniarki. Nigdy nie zajmowałam się takimi bzdurami, ale James potrafił dorzucić do nich swój niewybredny komentarz i nieźle mnie rozbawić.

- Bo jestem wredna, zimna i nie mam uczuć - odpowiedziałam.

- Ale teraz pani płacze, więc chyba nie jest pani taka zimna i bez uczuć, prawda?

Wzruszyłam ramionami.

- Myślę, że tylko udajesz taką twardą, że niby nic cię nie rusza, ale tak naprawdę jesteś wrażliwa i łatwo cię zranić.

- Ale z ciebie Sherlock, James - pokręciłam głową.

- Shai... - nie dokończył, bo chyba przeraziła go moja twarz, która nagle zbladła. - Przepraszam, nie powinienem mówić pani po imieniu...

- Nie o to chodzi. Po prostu... Tylko mój były chłopak... to znaczy narzeczony tak do mnie mówił.

- Były? Dlaczego się rozstaliście?

Spojrzałam na swój pierścionek, co przyciągnęło do niego uwagę Jamesa.

- Nadal go nosisz? Mimo rozstania?

- Mój narzeczony zginął w wypadku motocyklowym - wyjaśniłam. Musiałam mocno wbić paznokcie we wnętrze dłoni, żeby znów nie rozpłakać się jak idiotka.

- To dlatego nie lubisz motocykli. Kiedy to było?

- Piętnaście lat temu - odpowiedziałam.

- I nadal nie potrafisz się z tym pogodzić? - Zapytał, a ja pokiwałam głową.

- Możesz uznać mnie za idiotkę, ale wciąż go kocham, nic się przez te lata nie zmieniło. Mój plan na życie jest prosty - oddać się w całości swojej pracy, a potem mogę odejść.

Do niego - dodałam w myślach.

- Nigdy nie dałaś szansy nikomu innemu? - Zapytał ze zdziwieniem.

- Nie chcę nikogo innego.

- Ale to smutne przez całe życie być samotnym.

- Dam sobie radę - wstałam. - Nigdy nie spotkam kogoś lepszego od niego, więc nie mam wyjścia.

CDN.

Dobranoc 🙂

Pewnego dnia go spotkasz (SHEO STORY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz