We trójkę weszliśmy do kuchni, gdzie znajdował się Brad, któremu poleciłam obserwować jak ciasto rośnie. Dokładnie tak, kazałam mu siedzieć przed piekarnikiem i obserwować przez jakieś pół godziny piekący się placek. Brad jednak przystał an tą absurdalną propozycje, a ja przypuszczałam, że zrobił to tylko dlatego, żeby mnie nie denerwować. Chcąc nie chcąc to jemu się najbardziej obrywało za cały chaos, który to ja zwiastowałam.
Kiedy wreszcie posiadłam własną kuchnie do udekorowania byłam chyba w siódmym niebie. Była nieco mniejsza niż ta w domu mamy, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Nie mogłam się doczekać kiedy będę mogła ją przystroić i nikt nie będzie mi mówił, że ten pingwin nie może tu stać. Brad nie miał nic przeciw, a ja przypuszczałam, że nawet gdyby miał, wolałby tego nie mówić na głos. Jak zdążyliście zauważyć byłam w amoku.
Zachowaliśmy dobrze znaną nam już zasadę- ja kupuję, a on mówi, kiedy przekraczam granice kiczu.
Oczywiście wszystkie kubki zostały wymienione, na te ze świątecznymi wzrokami i napisami. Tuż obok ustawiłam trzy całkiem spore słoiki wypełnione kolejno piankami, kakao i lukrecjami. Trochę próbowałam odwzorować klimat, który miałam do tej pory w domu. W oknach zawiesiłam łańcuch ze światełek w kształcie małych gwiazdek. Święta pełną parą...
Fakt, że nasza kuchnia tonęła w białych meblach, dodatkowo ułatwiał sprawę, i to samo w sobie przywodziło na myśl święta.
-Ho ho ho, ty idioto! Nie wierzę, że Holly kazała ci obserwować ciasto, a ty się zgodziłeś- stwierdził Tristan patrząc z pobłażaniem, ale i rozbawieniem na Brada
-Jakbyś nie znał Holly- odparł i przewrócił oczami
No jasne, w naszym towarzystwie już chyba wszyscy myśleli, że jestem nienormalna. A kto był tego głównym prekursorem? Nikt inny jak ten pokręcony chłopak.
-Dobra, dobra- przerwałam im- Odsun sie, muszę zobaczyć moje dzieło
Brad odsunął się od piekarnika w który uparcie się wpatrywał, jakby faktycznie znajdowało się w nim coś ciekawego i wartego uwagi.
Odgarnelam włosy z twarzy i spojrzałam przez szybkę. Naprawdę nie pamiętam, żebym kiedykolwiek męczyła się z jakimkolwiek ciastem tak jak ta szarlotką. Dwa razy przygotowywałam na nią ciasto, a wszystko dlatego, że ktoś mi podawał niewłaściwe proporcje. Już nawet nie wiedziałam czy robił to celowo, żeby mnie zdenerwować, ale wolałam nie wnikać.Patrzyłam przez chwilę, a potem zauważyłam, że coś jest nie tak.
Ciasto wyglądało dokładnie tak samo, jak gdy je wstawiłam do piekarnika pół godziny temu.
-Brad?- powiedziałam zwracając uwagę chłopaka- Czy nie zauważyłeś nic podejrzanego?
-Nie, a co?
-BO PIEKARNIK WCALE NIE BYł WŁĄCZONY
Wrzasnęłam tak głośno, że bałam sie, że będziemy potrzebować jeszcze więcej bombek niż dotychczas. Jeszcze trochę, a wyrobię sobie głos na tyle silny, że będę mogła śpiewać w chórkach u The Vamps.
Kiedy myślałam, że droga zaczyna się prostować, a tu nagle wyskakiwał Brad ze swoim "zajmę się tym", a to zawsze kończyło się źle.-Ups...
-Ups? Mamy pół godziny w plecy, wiesz ile to jest pół godziny? Ja się poddaję
-Powiedzialaś to już dwa razy, a patrz, dalej tu jesteś...
Ale już chwilę potem mnie nie było, bo pobiegłam do jego pokoju i padłam na łóżko.
Wspomniałam już, że bardzo dorosłam przez ostatni czas?