III 'Błaznów dwóch'

2.9K 136 3
                                    


Piekło było głównym miejscem zamieszkania demonów i upadłych, ale ci wyżej postawieni w hierarchii posiadali liczne mieszkania, a czasem nawet domy, rozmieszczone na całej kuli ziemskiej. Annabel nie była wyjątkiem, a że póki co nie miała zaplanowanych żadnych treningów i żadnych poleceń od Lucyfera, postanowiła udać się do jednej ze swoich posiadłości. Dziwnie miała ochotę na odrobinę towarzystwa, więc zdecydowała, że wybierze się do domku, który dzieliła z Azazelem i Asmodeuszem, a który znajdował się na obrzeżach małego, angielskiego miasta. Upadła, po wyjściu z gabinetu Lucyfera, wjechała windą na dach budynku. Delikatnie rozłożyła skrzydła i jeszcze raz zastanowiła się czy nie lepiej jednak 'skoczyć' do posiadłości. Skakanie było jedną z najbardziej przydatnych umiejętności aniołów, także tych upadłych. Polegało na czymś, co przyziemni nazywają teleportacją, chociaż było mniej spektakularne. Wymagało jednak dużo energii, dlatego Annabel postanowiła zrobić użytek ze swoich skrzydeł.

***

Zdyszana wylądowała przed drzwiami i już miała sięgnąć po klucze, znajdujące się za doniczką, ale nagle drzwi się otworzyły i zobaczyła stojącego w progu Azazela. Nie była do końca pewna, czy zastanie kogokolwiek w domu, bo chłopcy mieli, tak jak ona, jeszcze kilka innych posiadłości, dlatego ucieszyła się na widok niebieskowłosego.

- Witam panią – wyszczerzył swoje niesamowicie białe ząbki. – Kolacja będzie gotowa za godzinę.
- Kto gotuje?- spytała tylko po to, żeby zrobić mu przyjemność, bo od razu wyczuła, że to jeden z jego nigdy niekończących się żartów.

- Ty, Ann.

Spodziewała się takiej odpowiedzi. Roześmiała się, trochę z powodu miny Azazela, a trochę, żeby dać mu wyraźnie do zrozumienia, że nie ma zamiaru robić żadnej kolacji.

- Jest Deo? – spytała, kiedy bez trudu prześlizgnęła się pod jego ręką do ciepłego wnętrza domku.

- Nie, ale powinien za niedługo wpaść.

- No to wyślij mu sms, żeby kupił coś do jedzenia po drodze. Albo płonącą wiadomość, tak będzie szybciej.

Upadły posłusznie wyciągnął kartkę papieru z szuflady i usiadł przy stole w kuchni, do której właśnie weszli. Uświadomił sobie jednak, że nie ma czym pisać, rozważał przez chwilę czy by po prostu nie wstać i nie poszukać jakiegoś długopisu, ale po chwili pokręcił tylko głową, przymknął oczy i w jego dłoni pojawił się czarny mazak. Nabazgrał coś zamaszystymi ruchami na kartce, która nagle zapaliła się w jego dłoni i znikła. Cienka stróżka dymu potwierdziła wysłanie wiadomości.

- Gdybyś nie był taki głodny, Az, to musiałabym cię o to prosić piętnaście razy.

- Nie wykluczam takiej opcji – położył ręce na stole i oparł na nich głowę. – Jak tam u Lucyfera? Dowiedziałaś się czegoś nowego?

- To co zwykle – wzruszyła ramionami. – Będę ważnym elementem jego planu, wiedziałeś? Czy tylko ja mam déjà vu?

- Znowu zaczynasz! Znowu mówisz, jakby cię to nie obchodziło – powiedział z udawanym wyrzutem. - Jak ty to robisz?

Tak naprawdę plany Lucyfera często zaprzątały jej myśli, ale zawsze wmawiała sobie, że są odległe, a gdyby miała coś o nich wiedzieć, to na pewno książę piekieł by ją o tym poinformował. Nie miała jednak szansy wypowiedzieć tego na głos, gdyż w tej właśnie chwili w szerokim przejściu z salonu do kuchni pojawił się Asmodeusz, niosący trzy płaskie, kwadratowe pudełka.

- Deo!- krzyknął Azazel, który w jednej chwili znalazł się u boku przyjaciela i już dobierał się do jednej pizzy.

- Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłeś się tak na mój widok – powiedział czarnowłosy upadły.

Annabel pomyślała, że czasem wyglądają jak bracia, chociaż bardzo się różnili. Azazel był trochę szczuplejszy i nieco wyższy (ją samą przerastał o głowę), uśmiech prawie wcale nie schodził mu z twarzy i zawsze potrafił rozładować atmosferę, nawet na najbardziej niebezpiecznych misjach. Dogadywał się ze zdecydowaną większością upadłych i demonów i znał chyba najwięcej różnych sztuczek i iluzji z nich wszystkich. Asmodeusz natomiast, był bardziej umięśniony, spokojniejszy i z pewnością mniej zabawny, ale za to przy nim można było się czuć zupełnie bezpiecznym. Poza gronem najbliższych przyjaciół wydawał się zimny i niedostępny, rzadko się odzywał, ale był bardzo sumienny i każdą misję wypełniał znakomicie, był jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszym wojownikiem zastępów Lucyfera.

Cała trójka usadowiła się wygodnie na dużej, szarej sofie w salonie. Nawet nie zauważyli kiedy dwie z trzech pizz zniknęły. Czas płynął szybko, zwłaszcza, że tematów do rozmów jak zwykle nie brakowało. Mimo, że Annabel przyjaźniła się z Azazelem i Asmodeuszem już dobre kilka tysięcy lat, ciągle nie mogła się nadziwić jak dużo potrafi zjeść płeć przeciwna (być może odnosiło się to tylko do upadłych aniołów, ale jednak). Po zjedzeniu siódmego albo ósmego kawałka pizzy, Az wyciągnął się na sofie i wiercił się przez chwilę, niczym kot, szukając wygodnej pozycji. Nie tak łatwo jest ją znaleźć, kiedy ciągle przeszkadza para skrzydeł. Na szczęście upadłemu wkrótce się to udało.

- Tak smakuje wolność – powiedział niebieskowłosy, przymykając oczy.

- Nie zapominaj, że jutro obiecałem ci mały trening.

Te słowa Asmodeusza spowodowały nagłe zniknięcie uśmiechu z twarzy jego przyjaciela, który mimo wesołego tonu czarnowłosego potrafił rozpoznać, że ten nie żartuje.

Reszta wieczoru upłynęła przyjemnie, na żartach i rozmowach. Jednak cała trójka zmęczona po ciężkim tygodniu treningów i zleceń od Lucyfera, wkrótce poczuła przejmującą potrzebę snu, dlatego każde z nich udało się do swojej sypialni. Pokoje chłopców znajdowały się na parterze, natomiast Annabel - na pierwszym piętrze. Jedyne, o czym teraz marzyła upadła to gorący prysznic i wygodne łóżko. Nic więc dziwnego, że kiedy spięła swoje długie, ciemno brązowe włosy w warkocz i wskoczyła pod kołdrę, od razu zasnęła.

*

*

*

*

Tak, te opisowe części znowu były potrzebne ;,D Więcej o Deo i Azie w kolejnych rozdziałach, a w piątym poznamy nowego, ważnego bohatera i może WRESZCIE  zacznie się coś dziać. Też na to czekacie?

ja tak.

Bitwa DwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz